Wirtualne opowiadanie

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sat Jul 26, 2003 6:01 pm

Może ona, może on ... a może właśnie ja :D
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Jul 26, 2003 6:13 pm

To już, pisz, bo muszę się oderewać...
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Jul 26, 2003 9:34 pm

blah.... teraz moaj kolejka!Isabel chodziła w tę z powrotem po pokoju brata. Max tymczasem "usypiał" Liz swoją mocą. Nawet dotychczas pojecia nie miał, że to potrafi.Po pięciu minutach Liz przestała płakać, otulona objęciami Morfeusza.- Max, powinniśmy to sprawdzić. Liz jest człowiekiem... ale chyba bardzo jest związana z rodzicami?Skinął głową i spojrzał zmartwiony na Isabel.- Ja... nie wiem. Nie chciałbym jej zostawiać... ale musimy sie dowiedzieć!!!!!!!!- Ok.Dzwonek do drzwi zabrzmiał niczym dzwon pogrzebowy. Isabel szybko zbiegła na parter... i ku swojemu zdumieniu zobaczyła w salonie roztrzęsiona Nancy Parker, którą jej mama usiłowała uspokoic.Marny trud.Mama Liz spojrzała błagalnie na Isabel i wyszeptała:- Jest Max?- Jstem.Kobieta spojrzała zmęczonym wzrokiem na chłopaka, którego tak kochała jej córka.- jeśli Liz się pokaże... dajcie jej to... - położyła na stole gruba kopertę - To pieniadze i kilka kompletów dokumentów.- Co?Evansowie spojrzeli na siebie nic nie rozumiejąc.- Nech jak najszybciej ucieka z miasta.... - głos pani Parker załamywał się, ale ostatkiem woli się opanowała - Ona jest ostatnia z rodziny... ostatnia Sunrise i morderca mojego męża będzie chciał... będzie chciał odebrać jej to, co najcenniejsze....Odetchneła głęboko i z rozpaczą spojrzała na Maxa Evansa.- Ja wiem, kim jesteście... Dlatego mkusisz ja ochronic. Od niej zależy bezpieczeństwo wasze i granolithu, tak długo, jak pozostaniecie tutaj, nie na Antarze...Potem bez sił upadła na podłogę.
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Jul 26, 2003 9:43 pm

i znowu ja... coś nabazgrzę. po 4 aliens zawsze mam natchnienie, ale kiedy słyszałam dzisiejsze tłumaczenie, to po prostu... zwalało z nóg.Osłupiali Evansowie spoglądali to na Nancy, to na swoje dzieci.- Antarze? Co tu się dzieje?Isabel pomagała ocucić Nancy,a tymczasem Max pognał na góre do sypialni. Wpadł jak burza do pokoju... ale był pusty.No, może z jednym wyjatkiem.Na ziemi widniał ten sam paskudny znak z Crashdown....
Image

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sat Jul 26, 2003 10:16 pm

Potężny czarnoskóry mężczyzna siedział na dachu jednego z domów obok domu Evansów. Z ponurym uśmiechem spoglądał w dół.- Czyż to nie pani Parker? - mruknął rozbawiony. - Próbuje uratować córeczkę. Jednak jej już nic nie jest w stanie uratować.Wstał powoli przygotowując się do powrotu do kryjówki, gdzie chwilę wcześniej przetransportował Liz.- Mylisz się - kobiecy głos dobigający zza jego pleców wywołał na jego twarzy uśmiech.Obrócił się. Kobieta która była wcześniej w pokoju z Liz i jej ojcem spoglądała na niego gniewnie.- Alison - odezwał się z kpiną. - Przyszłaś oddać mi Szmaragd?- Nigdy go nie dostaniesz - odpowiedziała z pewnością większą niż naprawdę czuła. - Ani Szmaragdu, ani Perły.- A kto mi przeszkodzi? Ty? - roześmiał się drwiąco. - Mam już Dżet, Szafir i Rubin. A gdy zdobędę wszystkie 5 Kamieni ... wszechświat będzie należał do mnie.- Nie pozwolę na to.- Nie będziesz miała wyboru - to mówiac skoczył w jej kierunku.Szmaragd pozwolił jej odskoczyć wysoko poza jego zasięg. Nagle z przerażeniem dostrzegła, że jej przeciwnik rozmazuje się i znika. Jednak wciąż czuła jego obecność. Musiał użyć Szafiru. Na jej wezwanie wszystkie latające owady z okolicy zgromadziły się pomiędzy nią a dachem gdzie przed chwilą był Murzyn. Tam, ta pusta przestrzeń. Jej przeciwnik orientując się, że został zdekonspirowany warknął wściekle. Sfera ognia otoczyła jego ciało. Ognista kula wystrzeliła w kierunku Alison, która bez większego wysiłku odbiła ją. Nagle wokół niej pojawiła się Ciemność. Mroczniejsza od najciemniejszej nocy, zacisnęła się wokół niej próbując zmiażdżyć ją w czarnym uścisku. Twór Dżetu. Alison w ostatniej chwili wezwała odżywczą moc Szafiru, która odpędziła mrok Ciemności. Jednak Alison była wyczerpana, a jej przeciwnik chyba dopiero się rozgrzewał. Spojrzała lekko w górę, na gromadzące się burzowe chmury. To mogła być jej szansa.- Już nie taka pewna siebie? - Murzyn zmierzył ją zadowolonym uśmiechem.- Zmywaj się, Morque - odpowiedziała mając nadzieję, że chwyci przynętę.- Zmyć się? Ależ proszę bardzo.Na jego rozkaz z hydrantu daleko poniżej wystrzeliła potężna struga wody. Morque chwycił ją lekko w dłoń, jakby to była piłka. Piłka o srednicy kilku metrów. Nagle z kuli tej wystrzelił promień wody, który pomknął ku kobiecie pragnąc ją otoczyć i uwięzić. W tym momencie niebo rozdarła błyskawica. Trafiła w zmierzającą ku Alison strugę wody. Prąd przebiegł do wodnej "piłki" porażając Murzyna. Ten krzyknął straszliwie, bardziej chyba z zaskoczenia niż z bólu. Alison w ułamku myśli była juz przy nim. Straszliwy cios, wzmocniony całą mocą Szmaragdu, posłał jej przeciwnika w jeden z dachów poniżej, rozbijając w drobny mak kamienny komin. Błyskawicznie doskoczyła chcąc powtórzyć uderzenie, jednak Morque już zniknął. Teleportował się w jakieś bezpieczne miejsce. Alison usiadła ysząc ciężko. Dokonała tego. Pokonała go. Jednak nie łudziła się. Morque miał 3 Kamienie, był więc od niej co najmniej 3 razy silniejszy. Tym razem miała szczęście. Zdołała uratować Liz.Nie wiedziała jednak, że Liz nie ma już u Evansów.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sat Jul 26, 2003 10:32 pm

Napisałem się, wysłałem i co widzę? W międzyczasie pojawił się jakiś post. Włosy mi się lekko zjeżyły na karku, ale widzę, że post jest krótki i mówi coś o Nancy. Odetchnąłem z ulgą. Póki nie przeczytałem o zniknięciu Liz. Aaa! Ale troszkę zmieniłem swój post i jest dobrze. Chyba.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sun Jul 27, 2003 12:20 pm

no, niedokładnie miałam to na myśli, że nasz Czarny Charakterek porywał Liz, tylko, że Liz sama zwiała, przeczuwając niebezpieczeństwo.... ale dzisiaj z całą pewnoscia napiszę scenę jej ucieczki!Graalion, zostawisz mi tę scenkę? I jeszcze dopiszę o Nancy...
Image

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sun Jul 27, 2003 3:21 pm

Należy do ciebie, Hotaru. Tylko że w moim poście wspomniałem, że Morque zabrał Liz do siebie. Cóż, kombinuj :wink:
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Jul 27, 2003 5:13 pm

No dobrze, a ja???? I co ja mam teraz napisać...?! Za mało osób mam chyba, nikt mi nie pasuje... I to się robi coraz ciekawsze, niesamowicie się to czyta.... Gratulacje!!!
Image

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sun Jul 27, 2003 5:25 pm

Zawsze pozostają M&M.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Jul 27, 2003 5:30 pm

Lubię ich, ale nie będę się o nich rozpisywać. Nie moja branża... A swoją drogą to baty ci się należą, gdzie podziałeś bursztyn?! Nasz rodzimy klejnot???!!!
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Jul 27, 2003 6:09 pm

Kyle wracał od kumpla z naręczem książek. Okazało się, że Bill Fredrickson naprawdę ma masę dzieł poświęconych Buddzie... Całą noc przesiedział u niego przekopując niezliczone stosy książek i teraz wracał do domu. Szedł spokojnie ulicą, ale myślami przebywał gdzie indziej. Zastanawiał się nad Liz... Jeśli nie chciała już być z Maxem, mogłaby mu normalnie powiedzieć... Ale gdzie tam, jakie nie chciała, Kyle miał oczy i widział...! Chyba musi pogadać z Maxem.... Zamyślony Kyle nie zauważył, że idąca przed nim niewielka, drobna dziewczyna zatrzymała się nagle.-Przepraszam, przepraszam... - zawołała dziewczyna kucając błyskawicznie i pomagając zbierać książki z chodnika. Kyle zauważył, że ma bardzo ładne, długie włosy.-Nie no, coś ty, nic się nie stało - zapewnił Kyle i nagle umilkł jak rażony gromem, dziewczyna bowiem uniosła głowę i zdumiony Valenti dostrzegł jej twarz. Była niesamowicie wręcz podobna do twarzy Liz... Te same rysy, choc może nieco bardziej orientalne, ciemniejsze oczy i cera... Ale to była twarz Liz....-Coś nie tak...? - zaniepokoiła się kopia Liz. Kyle zamrugał oczami, próbując otrząsnąć się z szoku.-Nie, nic... Jesteś może kuzynką Liz Parker? - zapytał. Dziewczyna spojrzała na niego ciemnymi, nieco skośnymi oczami.-Znasz ją...? - odezwała się po chwili. Kyle skinął głową.-Tak, byłem jej chłopakiem. A ty...-Jestem Thalia. Thalia Sunrise, kuzynka Liz - powiedziała z uśmiechem wyciągając do niego dłoń.-Kyle Valenti - odparł i podniósł się w końcu z ziemi. - Liz nigdy o tobie nie wspominała.-Tak, wiesz... Straciłyśmy ze sobą kontakt, a teraz przyjechałam i chyba się trochę pogubiłam... Twoje rzeczy - podała mu książki. Ruszyli wolnym krokiem.-Co robisz o tej porze na ulicy? Jest dopiero po szóstej - zauważył Kyle.-Lubię wczesne spacery - uśmiechnęła się Thalia i rzuciła mu dziwne spojrzenie. - A ty wracasz od kolegi...? - Kyle skinął głową. Szli przez jakiś czas w milczeniu.-Może odprowadzę cię do Parkerów? - zaproponował po chwili Kyle.-Nie!!! To znaczy, nie - zawołała Thalia. - Szukam Ali... Znaczy, znasz może Evansów...? - zapytała już nieco sp[okojniej. Kyle zerknął na nią uważnie.-Znam - mruknął. Dziewczyna obok niego odetchnęła z niejaką ulgą.-Mógłbyś mnie tam zaprowadzić...? Proszę. To bardzo ważne - powiedziała błagalnym tonem i spojrzała na niego ciemnymi oczami. Kyle poczuł, jak miękną mu kolana.-Pewnie - wykrztusił. Ruszyli w kierunku domu Evansów.W pokoju nie było śladu Liz. Max poczuł, jak po plecach spływa mu zimny pot.-Liz?! - zawołał na wszelki wypadek chociaż doskonale wiedział, że nie doczeka się odpowiedzi.-Max, Liz, chodźcie bo Nancy... - zaczęła Isabel zjawiając się za plecani brata. - Max, gdzie jest Liz...?Max odwrócił się do siostry bez słowa. Nim zdążył coś powiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi. Isabel rzuciła się do wejścia i otworzyła gwałtownie drzwi - na progu stał Kyle z naręczem książek, a obok niego była dziewczyna... Prawie taka sama jak Liz, tylko że nieco ciemniejsza w kolorycie, jej rysy były wyraźnie wschodnie.-Hm, cześć, Isabel, tego... Przepraszam, że tak wcześnie, ale Thalia się uparła i ... - zaczął się tłumaczyć Kyle widząc zdumiony wzrok Isabel i Maxa, jednak Thalia Sunrise drgnęła nagle, wyminęła Evansów i weszła do salonu, gdzie Diane Evans usiłowała ocucić Nancy. Kyle, Isabel i Max wymienili zdumione spojrzenia. Valenti zostawił książki na stoliku, o mało nie zrzucając na ziemię kryształowego wazonu z kwiatami, i wszedł do salonu, stając za plecami Evansów.-Kto to w ogóle jest? I dlaczego ona jest tak podobna do Liz? - zapytała Isabel szeptem.-Thalia Sunrise - odparł świszczącym szeptem Kyle. - Kuzynka Liz, spotkałem ją przypadkiem...Thalia tymczasem podeszła do Nancy i położyła dłoń na jej czole.-Nancy... Nancy, to ja, Thalia - powiedziała cicho. Nancy Parker powoli otworzyła oczy i jęknęła cicho.-Jeff... Morque... Liz... - wyszeptała z trudem. Thalia położyła kojąco dłoń na głowie Nancy.-Tak, wiem. Nie martw się, razem z Alison uda nam się - rzekła. Nancy znowu zamknęła oczy. - Ona teraz będzie spać... bardzo długo. To dla niej najlepsze - stwierdziła cicho dziewczyna. Przez chwilę w pokoju panowała cisza.-Czy ktoś może mi wytłumacztyć, co się tutaj właściwie dzieje...? - zapytała w końcu Diane. Max, Isabel i Kyle wymienili spojrzenia.-Mamo... - zaczął Max.
Image

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sun Jul 27, 2003 7:13 pm

Przykro mi, bursztyn nie należy do tej opowieści 8) . Jestem ciekaw czy wybór akurat tych Kamieni komuś się z czymś skojarzy. Wątpię, ale kto wie ...
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Sun Jul 27, 2003 7:23 pm

Gatunki kamieni z niczym mi się nie kojarzą, jednak sama ich obecność prowadzi moje myśli gdzieś w rejony Czarodzieji z Księżyca... albo czegoś podobnego - nie znam się - ja tylko Dragon Ball kiedyś oglądałem. Ach, jak to dawno było...
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Sun Jul 27, 2003 8:52 pm

Pudło 8)
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Sun Jul 27, 2003 8:57 pm

Wiem, że pudło, ale w każdym razie tak mi się kojarzy.
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Jul 27, 2003 9:08 pm

Mnie też się z niczym nie kojarzy....
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sun Jul 27, 2003 9:47 pm

chlip, chlip... zabraliście mi temat z Liz!!!!wpadła moja siostrunia i mówi, że za pięć minut jedziemy nad morze, więc nie zdążyłam wkleić, co wymyśliłam, więc nieco to zmodyfikujęThalia podniosła się i spojrzała na Evansów.Nagle dzwonek do drzwi zadźwięczał ponownie, ale kolejny gośc nie czekał, aż zostanie zaproszony. Do pokoju wpadła... Tess.spojrzała na Thalię i zdrętwiała ze zdumienia.- Cześć, Tess.- Thalia! Ty żyjesz!- A jakże... - uśmiechneła się - nei ma czasu. Mindwarp dla rodziców Evansów. Coś miłego i nie w temacie.- Ok.Minutę potem było już po wszystkim. Evansowie poszli na górę.- To my chyba już pójdziemy... Max, nie zapomnij o spotkaniu wieczorem! - Tess wyszła z pokoju, ciągnąc za soba protestującego Kyle'a.Max i Isabel spojrzeli na siebie, a potem odwrócili sie w stronę gościa.- Co jest grane?W pokoju była jedynie Nancy. Wbrew słowom Thalii wcale nie spała.Liz czuła, jak jej ciało rozpada się na tysiące części. Ból był przerażający, obezwładniający. Nie miała siły się przez niego przebić.Ale...Wkrótce usłyszała cichy głos, czuły szept. Czyjaś dłoń delikatnie gładziła ją po policzku.Wiele wysiłku i czasu trwało, nim zdołała otworzyć oczy.Nikogo koło niej nie było.Isabel usiłowała przenieść Nancy. Kanapa w salonie nie była najlepszym miejscem dla zszokowanej kobiety. Poza tym miała nadzieję, ze czegoś się dowie.Pani Parker uniosła nieco głowę i spojrzała w stronę chłopaka.- Liz wciąż żyje... – z wysiłkiem zaczęła podnosić się z kanapy, ale nagły przypływ bólu sprawił, że zgięła się wpół, niezdolna go opanować.Isabel posadziła ja z powrotem na kanapie i delikatnie podniosła sweter. Kobieta nie miała sił, by protestować. Może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Jej oczy stały się ciemne, nieobecne.- O Boże... Max, przynieś apteczkę.- Zadzwonię po lekarza! – zaofiarowała się Evans i sięgnęła po słuchawkę. Zatrzymało ją krótkie, słabe „Nie!”.W zdumieniu patrzyli na nagłą przemianę, jaka dokonywała się na ich oczach. Pokój wypełniło jasne, ciepłe światło, pochodzące od ich niecodziennego gościa.Nancy uśmiechnęła się smutno i uniosła dłoń przed siebie, w charakterystycznym geście zmiennokształtnych. Max i Isabel natychmiast się cofnęli.Blask przycichł, ale nie zniknął. Zamiast Nancy na kanapie spoczywała inna kobieta. Miała długie, brązowe włosy i oliwkową karnację. Była bardzo podobna do Liz i Thalii... ale w jakiś sposób inna.- Lekarze nic nie pomogą... ponieważ nie jestem z tej ziemi. – uśmiechnęła się smutnym, pełnym bólu uśmiechem i podjęła się wyjaśnień, mimo, że wręcz na ich oczach traciła siły – Wiem, że mieliście styczność z Piercem...- Oni sądzili, że było was czterech.- Tak. Bo było czterech opiekunów. Ja nie jestem od hybryd... nie takie było moje zadanie, Zan.- A jakie?- Odnaleźć klan Sunrise... i chronić Perłę, najcenniejszy ze Świętych Kamieni.- Uzdrawiające Kamienie?- Nie. Coś innego. Kamienie stworzyły m.in. granolioth, wy jeszcze nie zdajecie sobie sprawy z jego ogromnej potęgi. Ja go ukryłam. Podobnie jak Perłę i jeszcze jeden z kamieni. Pozostałych trzech nigdy nie widziałam.- Dlaczego jest ich pięć?- Sześć... – wyszeptała z wysiłkiem, mówienie sprawiało jej coraz większą trudność – Oni nie wiedzą, że jeden z nich jest układem podwójnym, bo akurat go nie mają. I nie mogą dostać. Wysłali mordercę, gorszego niż wszyscy Skórowie i Kavar razem wzięci. On sprzeniewierzył się wszystkim i zdobył trzy. Dlatego pokonał mojego męża... Gdyby miał chociaż jeden mniej nigdyby mu się to nie udało.Zaniosła się kaszlem. Miała inną wewnętrzną budowę, ale nie musiała być lekarzem, by wiedzieć, że krew dostała się do płuc. Nie zostało jej wiele czasu. Musi transmutować.- Max, pomóż jej.- Nie. – sprzeciwiła się – On nie ma na mnie wpływu. Niech zachowa swoje siły dla Liz. Ona potrzebuje opieki i przyjaciół. Musicie się jej odwdzięczyć. Za to, co ona zrobiła niedawno dla was...Powieki Nancy opadły. Blask powoli gasnął, aż ustał zupełnie.- Nie!!!!! – Liz obudziła się z cichym płaczem. Łzy spływały jej po policzkach.Mama odeszła.Została sama.
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sun Jul 27, 2003 9:50 pm

Morze było cudowne. Darłówek Wschodni również, nie to, co wiecznie oblegane i przeładowane Mielno. Było po prostu wspaniale!Ale i tak do was wróciłam, do naszego opowiadanka i idę sprawdzic posty na Lidze. Graalion dzieki za pomysł!!
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jul 28, 2003 9:02 am

Hotaru, kto zabrał Liz...? Przecież chciałaś, żeby ci ją zostawić, więc zostawiłam, inaczej opisałabym właśnie to, co działo się z Liz.,.. Poza tym mówiłam, że mam za mało osób! :wink: Hotaru, dopisz coś jeszcze!
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 30 guests