T: Objawienie-Revelations [by EmilyluvsRoswell]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Jan 20, 2004 9:05 pm

Nanuś, koleżanka musi najpierw, żeby - jak to kiedyś powiedziała Lizziett "poczuć blusa"- oglądnąć serial. Przecież czytając dobre opowiadanie mamy przed oczami bohaterów których tak dobrze znamy z filmu, ich uśmiech, gesty, pocałunki, spojrzenia - widzimy to. Nawet łatwiej tłumaczyć, wiedząc jaki wyraz oczu ma Max, jak przytula swoją dziewczynę i jak ona potrafi na niego patrzeć.
Kotek napisz dlaczego chcesz się zabrać za trzecią część utworów Lolity, co Cię przekonało ?

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Tue Jan 20, 2004 9:09 pm

Ela wrote: Galadrielko, widziałam wczoraj Twoje arty, bardzo mi sie podobały ale dzisiaj już nic tam nie ma...jak szkoda były takie piękne.
Naprawdę? Jakoś nie zauważyłam żadnego braku.
Ela wrote:Także proszę, poczekajcie cierpliwie jeszcze kilka dni na Epilog, nie jest łatwy i wymaga odpowiedniego nastroju... :P
Na taką część warto poczekać trochę dłużej. Naprawdę warto.
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Jan 20, 2004 9:15 pm

Szczerze? Poczucie obowiązku... Nie potrafię zostawić czegoś w połowie. Dwie części na trzy - nie bardzo. Poza tym miałam nieco zgrzytów z Lolitą i może jakoś się mimo wszystko ułoży. Poza tym Lizziett przetłumaczyła tą część, od której ja się odżegnuję - a resztę może w weekend (jak dobrze pójdzie).
Wiem, Elu - dlatego najpierw trzeba ją wprowadzić, a to może nieco potrwać...
A teraz apel o pomoc - w ramach odsuwania się od Chopina zaczęłam czytać "Running with scissors" - ale jak rany, to ma tylko 10 części czy ja jestem ślepa?!
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Jan 20, 2004 10:13 pm

Ok Nan, więc czekamy na Twoje opowiadanko. :D
Ciekawe jak Ci pójdzie z koleżanką, przekaż jej od nas pozdrowienia i powinnaś ją dodatkowo przestrzec, że serial uzależnia i jest jak nieuleczalna choroba. :lol:
Galadrielko, zamiast Twoich fanartów mam taką śmieszną planszę z informacją - ImageStation.com z napisem Sorry you are trying to access from to outside... :cry:

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Wed Jan 21, 2004 6:50 pm

A my czekamy na twoje Eluś... wiem, że warto czekać!!!

User avatar
natalii
Zainteresowany
Posts: 306
Joined: Wed Jul 30, 2003 1:41 am
Location: Poznań

Post by natalii » Thu Jan 22, 2004 6:43 pm

Znowumiałam dłuższą przerwę w dostępie do internetu :( ale wchodząc tu nie spodziewałam się przeżyć takiego szoku. Najpierw wzruszająca część OBJAWIENIA a później doczytałam że następny jest już Epilog. Nie spodziewałam się tego miałam nadzieję że Emily napisze przynajmniej 60 części Objawienia to że ta piękna i wzruszająca historia dobiega końca jest dla mnie w pewnym sensie szokiem :( :cry: :shock:

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Thu Jan 22, 2004 7:24 pm

Trzeba mieć nadzieję, że jednak Emily namówiona przez fanów swego opo zmieni zdanie i napisze sequel...

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Jan 22, 2004 9:21 pm

Za jakąs godzinę postaram sie wrzucić Epilog

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Thu Jan 22, 2004 9:55 pm

Serio Eluś? Jesteś kochana! Teraz przez godzinę będę siedziała patrząc na dział ,,Twórczość"... ale i tak nie moge uwierzyć, że to już ostatnia część.... :cry: :cry: :cry:

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Jan 22, 2004 10:09 pm

OBJAWIENIE - Epilog


Miała najpiękniejszy sen. Głęboki głos mruczał przy uchu – Kocham cię. I każdego dnia bardziej, o ile to jeszcze możliwe. Miękki oddech owiewał szyję, podążające za nim czułe wargi znaczyły leciutkimi jak piórko pocałunkami linię podbródka.

Liz Evans uśmiechała się i tuliła w objęciach męża, rozkoszując się ciepłem jego nagich piersi pod policzkiem – Spóźnimy się, jeżeli będziesz tak robił – ostrzegała bez przekonania dopasowując się do dłoni gładzącej jej plecy.

- Spóźnimy do czego ? – szeptał. Podniósł jej twarz do góry, język upajał się smakiem warg. A potem usta zdobywały ją w głębokim, wypalającym duszę pocałunku aż ściskała palce nóg pod przykryciem.

Pochyliła się nad Maxem aby jak najczulej odpowiedzieć na pocałunek. Tej niekończącej się pozornie chwili towarzyszyły czyste myśli, nieskalane uczucia nadrzędności, wyróżnienia jej świadomym darem. Kiedy się uniosła uchwyciła gorące spojrzenie oczu i czuła jak zapada się w ich hipnotyzującą głębię. Ale coś zaprzątnęło jej myśli i zmarszczyła czoło.

Max uchwycił tę zmianę – Co ?

- Zander.

Podniósł w górę brwi – Odbieramy go od moich staruszków po dziewiątej – wsunął dłoń pod jej włosy na karku i leciutko ścisnął – Jeden poranek mamy dla siebie – mruczał kusząco – Jedyny poranek bez naszego syna wskakującego nam o świcie do łóżka. Jedyny błogosławiony czas bez pracy, nauki czy tłoczenia się w samochodzie. Nie powinniśmy tego jak najpełniej wykorzystać ?

Cicho wzdychała gdy wrażliwe palce zaczęły masować miejsce pomiędzy szyją a obojczykiem. Kręciła głową aż włosy rozsypały się pomiędzy nich, miękką falą - Cudowne uczucie – jęknęła.

Parę chwil rozmasowywał jej napięte mięśnie, zanim palce rozpoczęły podróż na południe, obrysowując kręgosłup, żebra, gładząc wzdłuż boku. Podniosła głowę żeby znowu na niego popatrzeć. Podpierając się na łokciu, drugą ręką odgarniała mu włosy z twarzy, zastanawiając się jak to się stało, że są teraz trochę dłuższe . Jeszcze jeden efekt ich zapracowanego życia. Owszem, lubiła gdy miał dłuższe włosy ale zawsze skrupulatnie je podcinał a ona nigdy mu tego nie mówiła bo mógłby pomyśleć, że porównuje go że wspomnieniem jego innej wersji z przyszłości.

- O czym myślisz ? – zapytał przeciągając kciukiem po jej wargach.

Uśmiechnęła się nieśmiało – O tym jaki jesteś przystojny.

Zamrugał oczami i zachichotał – Taki potargany i nieogolony ?

Schyliła się i pocałowała zarośnięty policzek – Zawsze.

Zaczęli się wyciszać. Kiedy położyła się na jego piersiach, objął ją i gładził plecy długimi, delikatnymi ruchami.

- Czy Zander mówił ci, co chce dostać na urodziny ? – zapytał.

- Nie, dlaczego ? A tobie powiedział ?

- O, tak. Sprecyzował to bardzo jasno. Chce mieć dom.

Uniosła się znowu i patrzyła na Maxa – Dom ? Myślisz o domku do zabawy ?

- Nie – usta mu drgnęły z rozbawieniem – Prawdziwy dom. Dla nas, żeby w nim zamieszkać.

- Co mu podsunęło ten pomysł ?

Zaczął się śmiać – Obawiam się, że bardziej kto, niż co. Widocznie najpierw wybrał sobie szczeniaka ale moja kochana siostrzyczka wytłumaczyła mu, że szczeniaczki siusiają więc potrzebują podwórka do zabawy i wybiegania. Jak się domyślam wyobraził sobie, że na dobry początek poprosi o dom a nad pieskiem jeszcze popracuje.

Liz roześmiała się także – O Boże. Biedny. Naprawdę, to wszystko ci powiedział ?

- Nie, Isabel pomogła mi do tego dojść. Nie wiedziała jak mu wytłumaczyć, że w naszym bloku mieszkalnym nie wolno trzymać piesków.

Położyła się miękko na boku i potrząsnęła głową – Więc zamiast tego, podsunęła mu pomysł o domu. Wykrzyczmy głośno, jesteśmy jeszcze na studiach. Miną lata zanim będziemy mogli sobie na to pozwolić. Nawet ona z Jessim wynajmują mieszkanie a przecież Jessie zarabia więcej niż my oboje razem.

- Wiem – uspokajał – Powiedziałem Zanderowi że może zaczniemy od czegoś mniejszego, zanim dojdziemy do pieska.

- Max. Co mu obiecałeś ? – westchnęła.

Twarz mu złagodniała – Co myślisz o żółwiach ? – zapytał ze śmiertelną powagą.

Uniosła śmiesznie kąciki ust – Wygłupiasz się.

- Niedługo kończy cztery lata. Myślę, że żółw będzie w sam raz.

- Chyba bardziej będzie się nadawał niż cokolwiek innego – zgodziła się w końcu – Ale zanim mu sprawimy zwierzątko, wcześniej musisz z nim porozmawiać. Żadnego ćwiczenia mocy, Max. Nie chcę potem wyjaśniać jego kolegom dlaczego żółw zmienia barwę.

Uściskał ją – Obiecuję – powiedział dając jej szybkiego całusa – A teraz pani Evans, zdaje się że mamy dwie godziny zanim wstaniemy z łóżka. Co będziemy robić z czasem ? - szybko przewrócił ją na wznak i pochylił się nad nią.

- Ohhh – piszczała Liz kiedy przycisnął usta do jej szyi – Przypomnij mi żebym podziękowała twojej mamie za zajęcie się Zanderem – dyszała.

W chwilę później dzwonek telefonu przywrócił ich do równowagi. Max z jękiem zsunął się z niej – Odbiorę.

- Jeżeli to Maria, zabiję. Powiedz jej tak.

Zaśmiał się i sięgnął po telefon – Słucham ? - Trwała krótka przerwa w czasie której wstał – Nie, w porządku. Co się stało ?

Liz poczuła strach rozlewający się wzdłuż kręgosłupa. Podniosła się wolno i patrzyła na niego. Stał tyłem ale w jego sylwetce widać było napięcie.

- Dobrze. Nie, tak zrobię. Zaraz tam będziemy.

- Max ? Co się stało ? – ponagliła.

Wyłączył telefon, sięgał po dżinsy i nagle usiadł ciężko na brzegu łóżka.

- Max, przerażasz mnie – podpełzła do niego po kocu - Max ?

- Ubierz się – powiedział tak, że ledwo go było słychać.

- Nie, dopóki mi nie powiesz, co się dzieje – chwyciła go za ramię. Odwrócił się do niej z udręką w oczach - Max ? Boże, coś z Zanderem ? – krzyknęła a serce zaczęło bić jak szalone.

Potrząsnął głową i uciekł od niej wzrokiem – W Crashdown był wybuch. – powiedział ochryple – Pali się.

******

Z piskiem opon zahamował Chevelle na chodniku, w odległości pół domu od kawiarni. Ledwie samochód stanął, Liz rzuciła się aby otworzyć drzwi i pobiegła przed siebie. W powietrzu unosił się gęsty, gryzący dym który ją dławił, jednak nie zwracała na to uwagi. Jasno-pomarańczowe policyjne zapory odgradzały teren od reszty ulicy, wyznaczając objazd w stronę ulicy Cytrynowej więc zwolniła żeby się między nimi prześliznąć. Za nią biegł Max, był mniej zwinny i usłyszała za sobą miękki okrzyk i trzask towarzyszący upadającej barierce.

Przed Crashdown stały zaparkowane dwa wozy strażackie ale nie były w stanie zasłonić widoku jaki się przed nią rozciągał. Zatrzymała się gwałtownie na środku ulicy, zachwiała nie mogąc złapać równowagi, podniosła w górę bolące oczy i patrzyła na spustoszenie. Trzymała się jedynie prawa i tylna ściana budynku, pozostałe zostały zniszczone przez wybuch i spalone przez ogień. Cegły i kawałki ścian leżały rozrzucone daleko, aż pod sklep żelazny. Wszystkie okna wzdłuż ulicy były wyłamane, samochody poniszczone przez rumowisko. Nawet teraz płomienie lizały ściany budynku sąsiedniej kawiarni a strażacy usiłowali nad nim zapanować. Gdzieś pośród zniszczeń osunęła się belka i z hukiem spadła, powodując głośny krzyk gapiów. Wyglądało jak pole bitwy.

Liz zaczęła dygotać - Nie – szeptała kręcąc głową. Nogi się pod nią ugięły i osunęła się na ziemię.

Silne ręce złapały ją zanim upadła na chodnik - Liz. Liz, patrz na mnie – Poprzez szum w głowie przedzierał się natarczywy głos Maxa. - Liz ! – podniósł ją odwrócił do siebie i lekko potrząsnął.

- Max – krzyknęła piskliwe, nie była w stanie stać sama. Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Jej najstraszniejsze, nocne koszmary stawały się rzeczywistością.

- Liz – powtarzał – Jest dobrze, popatrz – ujął ją pod brodę i zmusił żeby odwróciła głowę.

Za samochodem strażackim, ratownikami, gumowymi wężami stał ambulans. Przy nim, obok siebie, na noszach siedzieli rodzice. Ojciec trzymał przy twarzy maskę tlenową, matkę oglądał lekarz. Kilka stóp dalej, zawinięty w koc, stał osmalony Michael. Próbował wywinąć się z rąk sanitariusza.

Ogromna ulga przebiegła jej po twarzy i tylko silny uchwyt Maxa pozwolił jej ustać na nogach – Dzięki Bogu – mówiła cicho – Och, dzięki Bogu.

Max trzymał ją za ramiona i podpierał drugą ręką – Już dobrze - szeptał we włosy, przyciskając do siebie – Chodź.

Pomagał jej dojść do ambulansu a tam rzuciła się w objęcia ojca.

- Tak się bałam – mówiła wyciągając rękę do matki.

- Czujemy się dobrze, skarbie – zapewniał ojciec – Dzięki Michaelowi nikt nie jest ranny.

Max patrzył na przyjaciela, który z groźnym błyskiem w oczach przekonał w końcu, że nic mu nie jest – Co się stało ? – zapytał cichym głosem.

Twarz Michaela nie drgnęła – Pokłóciliśmy się z Marią, więc przyszedłem wcześniej do pracy, w chwili gdy walnęło – skinął głową w stronę Parkerów – Wyciągnąłem ich przez dawną sypialnię Liz, zanim ogień się rozprzestrzenił.

- On jest zbyt skromny – odpowiedziała spokojnie matka Liz – Gdyby trochę nie przytłumił ognia, nie mielibyśmy żadnych szans.

Michael wzruszył ramionami – Schodziliśmy wyjściem zapasowym uciekając przed płomieniami gdy kolejny wybuch zniszczył ścianę. Jasne, podmuch odrzucił nas i na chwilę ogłuszył ale jeden ze strażaków nas odgrzebał i przyprowadził jakieś pięć minut temu.

- Dziękuję ci, Michael – powiedziała Liz stłumionym od emocji głosem.

- Michael ! O, mój Boże, Michael ! – usłyszeli krzyk Marii przepychającej się pomiędzy ludźmi.

Michael wypuścił przytrzymywany kurczowo koc i odwrócił się by złapać swoją dziewczynę, która wpadła prosto w jego objęcia – Wszystko ze mną w porządku – uspokajał oplatając ją rękami.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - łzy płynęły jej po twarzy. Całowała jego policzki, nos, usta, przesuwała po nim rękami chcąc się upewnić że jest cały.

Max wyciągnął z kieszeni komórkę i odszedł na bok. W tym momencie Liz dostrzegła wychodzącego z tłumu Szeryfa Valentiego. Na twarzy miał ten sam poważny, nieczytelny wyraz który pamiętała z okresu kiedy była nastolatką – jedyny gdy wrócił do pracy.

- Jak się trzymacie ? – zapytał i skinął głową Parkerom.

- Świetnie, Jim – odpowiedział ojciec – Jesteśmy szczęśliwi, że żyjemy.

Szeryf pokiwał głową i rzucił wzrokiem w stronę przytulonych do siebie Michaela i Marii – To najwłaściwsze słowo. W porządku – przytaknął.

Max skończył rozmawiać i dołączył do pozostałych – Szeryfie, dziękuję za szybkie powiadomienie nas – powiedział.

- Nie ma sprawy, Max. Wykonuję tylko swoją pracę. Cieszę się że udało im się uciec z domu, a oni także dobrze wykonali swoją robotę – popatrzył na strażaków, pracujących niezmordowanie przy gaszeniu płomieni – Ciągle nie wiemy kto to zrobił ale muszą powiedzieć, że nie podoba mi się to wszystko.

Max spotkał spojrzenie Liz – Mnie także – powiedział cicho – ale to nie czas i miejsce żeby o tym rozmawiać. Jak skończysz, mógłbyś później do nas wpaść ?

Valenti podniósł brwi które zniknęły pod rondem służbowego kapelusza – Czy to jakieś spotkanie ?

Max kiwnął głową z poważnym wyrazem twarzy – Dokładnie.

*******

Ich mały, jadalny pokój pękał w szwach. Rodzice Liz siedzieli na fotelu, Max przysiadł na kanapie obok Isabel, dla której przy sześciomiesięcznej ciąży nigdzie nie było wygodnie. Szeryf podstawił sobie i pani DeLuca krzesła, Jessie siedział przy nogach żony a Michael opierał się o ścianę i przyciskał do siebie Marię.

Liz nie była w stanie do nich dołączyć. Jak tylko zjawili się ostatni goście wróciła do sypialni Zandera. Zwinięta na jego tapczanie obserwowała jak siedział przy swoim stoliku i malował. W drzwiach, kilka stóp dalej stał Max ale równie dobrze mogły to być całe lata świetlne, w tym momencie jej uczucia były przy nim. W ciemnych oczach dostrzegała niepokój ale oprócz tego nie docierały do niej żadne emocje wynikające z połączenia ich dusz, i to ją przerażało.

- Wyjdziesz ? - zapytał spokojnie.

Wzruszyła ramionami.

- Liz, wszyscy czekają.

- Cześć, cześć, cześć, nasza paczka jest tutaj – odpowiedziała gorzko – No dobrze, z wyjątkiem Kyla. Ale ty pewnie nie będziesz chciał na niego czekać aż przyleci z Teksasu ? Jestem pewna, że się zjawi kiedy mu powiesz jakie to pilne.

Max westchnął, wszedł do pokoju i usiadł obok niej. Położył rękę na jej ramionach i chociaż miała ochotę się opierać zorientowała się, że łagodnieje pod jego dotykiem.

- Rozmawiaj ze mną – mówił – Powiedz co czujesz.

- Nie powinieneś pytać.

- Rozumiem – Nagle pękła między nimi bariera i Liz poczuła jak przygniata ją cały ciężar obaw Maxa, tak bardzo aż zabrakło jej tchu - Tego chcesz ? – zapytał ironicznie.

Zander odwrócił się do nich krzywiąc buzię i ściągając brwi – Przestań tatusiu. Strasznie hałasujesz mi w głowie.

Max natychmiast powstrzymał swoje emocji – Przepraszam, pączuszku.

- Dobra – opowiedział i wrócił do swojego rysunku.

Liz zdusiła szloch na ramieniu Maxa, wyciszając się gdy objął ją i trzymał mocno – Wybacz – szeptała – Tylko jestem..., czuję jak zalewa mnie poczucie winy i nie wiem jak się od tego uwolnić.

- Wiem – uspokajał – Ja czuję podobnie ale to niczego nie zmienia , Liz. Zawsze mówiliśmy, że bez względu na to co się stanie, to jest nasze życie.

Podniosła głowę i patrzyła na niego – A jeżeli to życie zmierza ku zagładzie ?

- A co zrobią inni ludzie, jeżeli tak się zdarzy ? – zapytał i podniósł w górę brwi – W tym samym czasie, Liz. To wszystko, co my także możemy zrobić.

- Gdzie to jest – szepnęła. Gdy Max popatrzył na nią zaskoczony potrząsnęła głową – Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Gdzie jest kryształ ? Wiem, że zabrałeś go Tess.

Ściągnął lekko usta – Czy to ważne ? Obiecałem ci że nigdy go nie użyję, Liz. A ja dotrzymuję słowa.

Przechyliła głowę – Gdzie masz kryształ ?

Cicho westchnął i zamknął oczy – W banku, razem z orbitoidami i całą resztą.

- Dobrze – szepnęła. Kiedy otworzył oczy, skinęła głową – Za chwilę przyjdę.

- Na pewno ?

- Powiedziałam, że przyjdę.

Zaczekała aż wyjdzie, podniosła się i stanęła za synkiem – Co rysujesz ? - zapytała odgarniając mu włosy z twarzy. Wyglądał zupełnie jak Max i to przyprawiało ją o ból serca.

Z dołu spoglądały na nią złoto- brązowe oczy - Crashdown, mamusiu – powiedział to takim tonem jakby się dziwi że tego nie rozumie. Popatrzyła w dół na kartkę papieru, miał rację. Obrazek bardzo wiarygodnie przedstawiał kawiarnię.

- To bardzo dobre, szczególnie statek kosmiczny.

Wrócił do kolorowania kiwając z przekonaniem głową – Zapamiętają jak wyglądała gdy będą ją naprawiać.

- Ktoś ją będzie naprawiał ? – zapytała.

- Odbudują. Dziadek Jeff mówił. Zrobią jak było. Z młotkami i koparkami. Bez mocy – zapewnił.

Poczuła ukłucie łez – W takim razie będą zadowoleni mając twój rysunek, który im pomoże.

Zander zerknął na nią podnosząc główkę – Smutno ci bez Marsjańskiego Steku ? Dziadek powiedział, że tak czy tak może nam go zrobić. Nie potrzebuje grilla. Wystarczy patelnia.

Liz roześmiała się – Wiem, kochanie – pochyliła się i pocałowała go w głowę – Mamusia teraz pójdzie porozmawiać z dorosłymi, dobrze ? A ty skończ swój obrazek.

- Dobrze.

******

Max czekał na nią w korytarzu .

- Chyba chciałeś żebyśmy do nich dołączyli – powiedziała wymijając go żeby wejść do pokoju jadalnego – Teraz rodzice pomyślą że to coś gorszego niż zepsuty boiler – Po skończeniu szkoły średniej dopuścili ich do kosmicznej tajemnicy i od tego czasu uczestniczyli wraz ze wszystkimi we wspólnych spotkaniach na ten temat. Starsze pokolenie uczyło się identyfikować charakterystyczne znaki z jakimi mogą mieć do czynienia.

- Za chwilę – chwycił ją za przegub dłoni – Najpierw musimy porozmawiać.

- Przecież już to zrobiliśmy – protestowała gdy zaciągnął ją do sypialni i zamknął drzwi.

- Nie. Bo ty przyjęłaś i zrozumiałaś moje motywy tylko masz je gdzieś – powiedział ostro.

Liz ściągnęła brwi i odetchnęła – Świetnie. W takim razie jeżeli źle cię zrozumiałam to mnie oświeć.

Nagle zrobił się zły – Co się, do diabła z tobą dzieje ? Wiem jak przestraszyłaś się dzisiaj rano – razem to przeżywaliśmy – ale to nie powód żeby się na mnie wyżywać. Jakbyśmy stali po obu stronach ringu.

- Jeżeli tak jest, to przez ciebie bo ty mnie do tego doprowadzasz.

- Ależ skąd ! Pytałaś mnie gdzie jest kryształ więc ci powiedziałem. Zapewniałem cię także, że nigdy nie użyłbym go aby spróbować zmienić przyszłość.

- Więc dlaczego zamykasz go w banku ? – zapytała z wyrzutem.

- Bo potrzebujemy go do aktywowania Granilithu. Liz, ty sama mi mówiłaś że zmodyfikowaliśmy go do podróży w czasie. To nie jest jedyny jego cel, a na pewno nie najważniejszy. Co chciałabyś zrobić ? Zniszczyć kryształ, który jest potężną kartą przetargową w rozmowach z Kivarem ?

Czuła jak cały gniew zaczyna się z niej ulatniać – O Boże, przepraszam – szepnęła przyciskając dłoń do jego ust – Nie chciałam...zaczęłam wariować, że ciągle go masz i nie myślałam o niczym więcej.

Twarz mu złagodniała i wyciągnął ramiona. Automatycznie wsunęła się w nie, czując ogromną ulgę gdy przyciągnął ją do siebie.

- Liz Evans, jesteś całym moim życiem. Czy sądzisz, że jakiekolwiek siły wszechświata byłyby w stanie odwrócić mnie od ciebie ? Że mógłbym wymazać całe nasze małżeństwo i naszego syna ? – mówił łamiącym się głosem.

- Ja...nie wiem – szeptała uczciwie – Chciałabym powiedzieć, że poradzimy sobie i przejdziemy przez to wszystko, jednak moje głęboko ukryte wspomnienia dowodzą że dzieje się inaczej. Oboje moglibyśmy spróbować jeszcze raz ale jaka jest gwarancja, że znowu nie znajdziemy się w tym samym miejscu ?

- A ja mogę zapewniać cię miliony razy, że nie jesteśmy tamtymi ludźmi ale ty mi nigdy nie wierzysz, prawda ? – zapytał smutno.

- Chciałabym. Czuję się z tym tak źle – zacisnęła wokół niego ramiona bojąc się go wypuścić.

- Liz, popatrz na mnie – Ujął ją pod brodę i namawiał ciepło by spojrzała mu w oczy – Wszystko jest teraz inaczej. Nie przeżywamy ponownie tamtej, innej rzeczywistości. Tak, ponieśliśmy straty. Alex, Ava. Ale wcześniej poznaliśmy zdradę Tess i teraz już nie musimy się jej obawiać. Z jakiegoś powodu rozwinęły się w tobie moce, których nie miałaś w tamtym życiu. Mamy syna posiadającego dar którego dopiero uczy się używać. Kto wie jakie zdolności będzie miało dziecko Isabel. Owszem, straciliśmy Cztery Kwadraty ale to co mamy jest dużo silniejsze.

- Naprawdę wierzysz, że zwyciężymy ? I gdyby pojawił się Kivar, potrafilibyśmy się mu przeciwstawić ?

- Wierz mi, gdyby się zjawił, poradzilibyśmy sobie – powiedział zdecydowanie – Bez względu na rezultat. Nie uciekając i nie poddając się. Nie ma miejsca w którym moglibyśmy się ukryć, gdyby Ziemia przestała istnieć. Wszystko o co proszę to tylko to, byś stała przy mnie. Jeżeli nastąpi koniec świata, będziemy na niego patrzeć razem, Liz. Bo ja nigdy nie pozwolę ci odejść od siebie. Rozumiesz ?

- Skąd miałbyś tyle siły – spytała odgarniając mu włosy do tyłu.

- Bo to nie jest tylko moja siła – szepnął – Muszę cię tylko trzymać za rękę.

- W takim razie nie mogę odejść.

- Nie, i lepiej nie próbuj – zgodził się.

Stanęła na palcach i przycisnęła wargi do jego ust – Kocham cię, Maxie Evansie – mruczała – Aż do końca świata.

- To mi wystarczy – pocałował ją a potem pociągnął do siebie tak, że stopami nie dotykała podłogi. Przytulił na krótko ale w tym uścisku były wszystkie uczucia jakie przez nich przepływały.

- W porządku – w końcu ją puścił. Chodźmy porozmawiać z naszą rodzinką.

- Masz jakiś pomysł co im powiemy ? – zapytała wsuwając swoją rękę w jego.

- Może wytłumaczymy im istnienie pojęcia podróżowania w czasie ? – zasugerował.

- O matko – przewróciła oczami – Jakbyśmy odpalili granat. Powinno byś zabawnie.

Max objął ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Pochylił się i pocałował w skroń – Kocham cię, Liz. I oboje będziemy istnieć.

- Tak długo jak będziesz mnie kochał.

Koniec

Image

Kochani, kończymy naszą przygodę z „Revelations”. Wielkie dzięki Emily za stworzenie pięknej historii Maxa i Liz, ich trudnej drogi w dochodzeniu do siebie. Być może dla wielu z nas stanie się wskazówką, co w życiu jest najważniejsze i co liczy się najbardziej. Trudno mi się z nim rozstać, towarzyszyło mi tak długo i mocno poruszyło moje serce. Dziękuję wszystkim, którzy zaglądali na tę stronę, czytali je i których wzruszyło. Mam nadzieję, że chociaż trochę udało mi się przybliżyć je polskim czytelnikom, którzy może sami, kiedyś sięgną i przeczytają jakieś opowiadanko w oryginale. Jest ich tak wiele, równie pięknych i wartościowych. Dzięki za trwanie przy mnie i mobilizowanie do pracy. Tłumaczenie ma tylko wtedy sens kiedy wiemy, że ktoś na nie czeka. Wybaczcie za uchybienia czy pomyłki jakie mogły się zdarzyć.
Jeszcze raz dziękuję EmilyluvsRoswell i dziękuję Wam.

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Thu Jan 22, 2004 10:53 pm

Dopiero teraz zdałam sobie sprawe, że to naprawde koniec. Wciągu ostatnich dni czytałam to opowiadanie od początku (obecnie jestem przy 17 części) i wolno. Bez pośpiechu. I mimo, że wiedziałam, że zbliża się nieuchronnie Epilog, nie mogłam tak naprawdę w to uwierzyć. Chyba nie umiałam.
A teraz zdałam sobie z tego sprawę. Nie w trakcie czytania Epilogu, tylko, gdy zaczęłam czytać końcowe słowa Eli. Po pierwszym zdaniu łz stanęły mi w oczach, bo to opowiadanie, najbardziej zapadło m iw serce, z tych które dotąd przeczytałam. Tutaj nic nie jest proste, ale pokazuje, że do wszystkiego można dojść. No może prawie wszystkiego. I ten koniec. Szczęśliwy koniec. Razem przejdą wszystkie trudności - ajakże... DObra, nie będe tutaj przedłużać tej "mowy pożegnalnej", bo chyba już więcej nie zdołam napisać. Poprostu:
Wszystko ma swój koniec.
Serdeczne dzięki i całusy dla Emily i Eli.
Image

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Thu Jan 22, 2004 10:58 pm

Epilog :cry: :cry: :cry: ja nie chcę... a jak się kończy... idealnie na sequel.... ja chcę dalej!!! A ta część jest naprawdę prześliczna. Śliczny początek, wciągający koniec i zaciekawiający koniec.... Emily ma prawdziwy talent... musi napisać sequel... to się nie może tak skończyć! Poza tym znakomity tłumacz - Ela - nam się zmarnuje!!!

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Jan 24, 2004 9:06 am

Ja już nic nie rozumiem :shock: Nie dość, że nie wysłało mi powiadomienia o odpowiedzi, to jeszcze cały czas było to rzekomo "przeczytane". :shock: Dzięki Eluś za zwrócenie uwagi.

I kolejne opowiadanie się skończyło. Dziwne uczucie. Najpierw Antarskie Niebo, potem Tułacze Dusze, potem Antarskie Noce i w końcu przyszedł czas na Objawienia... To jest aż... Początkowe części były takie... kosmiczne? Smutne? Gdy Max dowiedział się o ciąży Liz? A teraz - no cóż. Dzięki Eluś za wspaniałe tłumaczenie :D
Image

lonnie
Starszy nowicjusz
Posts: 138
Joined: Sun Dec 28, 2003 4:05 pm
Location: Łomża
Contact:

Post by lonnie » Mon Jan 26, 2004 12:28 pm

patrze ze nie tylko ja mam takie problemy... mi tez powiadomienia nie przyslalo :?

heh...jakos nie moge uwierzyc ze to juz koniec :( niech ktos mi powie ze to nie prawda :cry:

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Mon Jan 26, 2004 1:26 pm

Niestety, jednak nadszedł dzień kiedy skończyło się jedno z moich ulubionych opowiadań - nie mogę w to uwierzyć. Jednak mam nadzieję, że nie długo na forum pojawią się kolejne tłumaczenia wspaniałych opowiadań, co złagodzi smutek po tych zakończonych.

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Mon Jan 26, 2004 2:26 pm

Całe opowiadanie jest przepiękne, ale... ten epilog. Pozostał mi jakiś niedosyt, mam wrażenie, że ta historia zawieszona jest w próżni, nie ma takiego prawdziwego końca. Może będzie coś jeszcze?

I - Bardzo, bardzo dziękuję za przepiękne tłumaczenie, bez którego nie poznałabym tego opowiadania.

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Mon Jan 26, 2004 3:16 pm

Właśnie dlatego trzeba namówić Emily na sequel! To opowiadanie nie może zostać tak po prostu ,,zawieszone" i zostawione... toż to by była zbrodnia!

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 26, 2004 4:16 pm

Jeśli komuś zależy na sequelu do Revelation, to niech napisze do Emily. Może wtedy się przekona ilu miała fanów. Jeśli ktoś zaś nie bardzo chce popisywać się swoim językiem przed innymi, to PM. Czy to na Boardello, czy na Roswellfanatics, bo tam przecież też jest ten temat...
Image

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Mon Jan 26, 2004 4:18 pm

Ja już wysłałam jej PM! Polecam :cheesy:

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 26, 2004 4:24 pm

I choć jest u nas zalogowana, to wątpię, żeby tu bywała. Gdzie jej wysłałaś PMa...?
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 22 guests