On wiedział

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Post Reply
User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

On wiedział

Post by Hotaru » Tue Sep 13, 2005 8:41 pm

Image

On wiedział
Autor: Hotaru
Kategoria: dreamer
Typ: opowiadanie jednoczęściowe
Umiejscowienie: Drugi sezon, noc przed 'Viva Las Vegas'... Podczas gdy Michaela dręczą koszmary senne, ktoś inny zadręcza się sam.
Ponieważ jestem tylko biedną studentką, nie stać mnie na wykupienie praw do serialu, ale kto to wie, marzyć mogę nawet ja...


On wiedział. Oszukiwał mnie, trzymał się iluzji. Trzymał nas oboje w tej iluzji niczym w szklanej bańce. Żadne zimne podmuchy nie wpadały do niej, słońce niemal spalało nas swym żarem, a świat wydawał się u naszych stóp.

Byliśmy wolni. On nie był wolny i nie wiedział o tym. Ja byłam wolna i on nie wiedział o tym. Nasze serca zatańczyły przerażające tango.

Zadziwiające, jakie myśli przychodzą ci do głowy. Czasem upływa naprawdę wiele wody w rzekach, nim spojrzysz na przeszłość z innej perspektywy, z tej gorszej, pełnej goryczy, kiedy nadchodzi czas, gdy spoglądasz na wszystko przez bardzo ciemny pryzmat zdrady, gdy każdy pojedynczy gest wydaje ci się teraz nosić podwójne znamiono. Wydaje ci się wówczas, że wskazówki były wszędzie, jasne, oczywiste, logiczne.

Ile czasu potrzeba kobiecie by uwierzyła w zdradę mężczyzny? Niezmiernie długo. I często ani czas ani dowody nie są w stanie tego dokonać, ponieważ miłość, jaką nosi w sercu, chroni.

Jemu zajęło to sekundę. Ułamek sekundy. Spojrzenie w jego oczach, kiedy stał na balkonie i patrzył. Widziałam w tych przepastnych bursztynowych źrenicach, iż kiedy obraz śmiejących się mnie i Kyle'a dotarł do jego mózgu, on wiedział. Zdradziłam go. W chwili, kiedy spoglądał na nas, zrozumiał. Uznał. Wiedział.

Ledwie ułamek sekundy.

Leżę na łóżku. Już nie siadam na balkonie, już go nie lubię. Odebrał mi nawet to. Stałam tam kiedy odszedł, stałam jak głupia bohaterka romantycznej opowieści, zastanawiając, się czy cokolwiek z tego, co tamtego wieczora zrobiłam, przyniesie komukolwiek i kiedykolwiek coś dobrego. Marne szanse, gdyby ktoś mnie zapytał.

Powinnam była zobaczyć to wcześniej. Wskazówki były wszędzie. Ludzie nie są przeznaczeni obcym. Obcy nie są przeznaczeni ludziom. Nieprawdaż?

Żyłam w zaprzeczeniu. Och, tak, jak bardzo chciałam wierzyć, że jakoś się nam uda, że skoro trudna praca stworzenia związku była już za nami, nic innego nie zdoła nas rozdzielić. Pokonaliśmy własne uprzedzenia, nasze osobiste obawy, obawy innych w naszym małym gangu, dumę, nauczyliśmy się rozmawiać ze sobą, dzielić uczucia, nie tylko śnic o tym, by móc to robić swobodnie. Bycie z Maxem samo w sobie jest wspaniałe, dobre, wydaje się, że świat leży u twych stóp. Kiedy w końcu pokonaliśmy jego obawy i wszystko, co stało nam na drodze... Być może po prostu kiedy jego marzenia się urzeczywistniły, nie wiedział, jak to przyjąć. Ale pokonaliśmy nawet to. Razem. Wierzyłam, że tak będzie już zawsze, że będziemy kroczyć przez życie dalej, nie tylko jako pokrewne dusze, ale także jako przyjaciele. Byliśmy przyjaciółmi dla siebie. Babcia, mama, tata, każdy ze starszych mówił, że miłość powstała nie tylko z fantazji i namiętności, ale poparta także przyjaźnią i znajomością zarówno dobrych jak i złych stron drugiej osoby, jest w stanie przezwyciężyć więcej niż wiele. Och, chciałam wierzyć, że ja i Max jesteśmy właśnie tacy, odporni na działanie 'czynników zewnętrznych'. Ale nie byliśmy. Nasze początkowe oddalenie zaraz po strzelaninie, kiedy Isabel i Michael byli przeciwni nam, było tylko wyrazem cichego ostrzeżenie od losu, ale żadne z nas nie chciało tak naprawdę słuchać tego typu podszeptów. Więc żyłam w zaprzeczeniu... tak bardzo chciałam w to wierzyć, aż wreszcie do miasta przyszli Oni i wszystko się zupełnie poplątało... i zarazem przejaśniło.

Tak. On wiedział, dumam dalej. Być może dlatego właśnie tak trudno było mu uwierzyć w spełniające się jego marzenia. Max wiedział, że żyjemy jak w jakiejś bajce, szklanym kokonie... tak kruchym, tak delikatnym, dającym iluzję bezpieczeństwa, chociaż zarazem niewidzialnym. Jak naiwnym trzeba być, by uwierzyć, że szkło ochroni nas od świata zewnętrznego? Ale chciałam w to wierzyć i naprawdę nie wiem jak powrócić do widzenia świata w ten sam młodzieńczy, naiwny sposób. Przywrócić samej sobie wiarę w to, że któregoś ranka obudzę się z uśmiechem na ustach, pierwszą stopą postawioną na podłodze będzie prawa i będzie to instynktowne i naturalne, nie zaś kolejna próba zmuszenia się do trwania, do duszenia się w tym życiu, podczas gdy wszystko, czego chce moje serce nie należy już do mnie.

Przewracam się na plecy. Za każdym razem kiedy widzę jego z nią, moje serce rozbija się od nowa. Zabawna sprawa, ponieważ nigdy nie czułam, przynajmniej od tamtej nocy na balkonie, kiedy przyszedł z nadzieją w sercu i odszedł z tym straszliwym wyrazem twarzy, nigdy nie czułam, by moje serce posklejało się samo. To ja usiłowałam poskładać je chociaż pobieżnie, by utrzymać iluzję przed całym światem. To jednak nigdy nie chciało uzdrowić się naturalnie, nigdy nie chciało przybrać jakiegokolwiek kształtu zbliżonego do dawnego. Bez niego, bez Maxa, nic nie wydaje się takie samo jak wcześniej. Z nim to było łatwe... obojętnie jak bardzo nasz związek był uszkodzony lub niepewny, on potrafił to uzdrowić. Nie swoją kosmiczną mocą, ale ciepłem uśmiechu, zaufaniem w swoim głosie, nadzieją kryjącą się za tym bursztynowym wzrokiem utkwionym we mnie... było coś w nim, co sprawiało, że oddychałam, czułam, cieszyłam się życiem, które mi podarował ratując tamtego dnia w Crashdown.

I teraz to wszystko zniknęło z mojego życia. Całe ciepło i uczucia są przeznaczone dla innych... chociaż czasem uśmiechnie się do mnie, ale to są jedynie takie chwile kiedy nie pamięta, kiedy jego serce mówi przed jego rozumem. Potem zawsze wszystko do niego wraca jak bumerang. Widzę to dokładnie za każdym razem i moje serce rozbija się jeszcze boleśniej niż w chwilach, kiedy jest z Tess. Ten ułamek sekundy szczęścia na mój widok mija teraz coraz szybciej, zastąpione przez ranę i ból, niewiarę, poczucie zdrady i mnóstwo innych uczuć, których nie chcę widzieć w nim. I im czas płynie, tym boleśniejsze jest oglądanie za każdym razem tej zmiany...

Ale ostatnio, od czasu kiedy on i Tess wrócili z Nowego Jorku, jest coś nowego w jego spojrzeniu. Oddalenie. Ode mnie. Od naszej miłości. Od marzeń o nas. Teraz powoli, powolutku, zastępuje je świadomość tego, kim był, uderzająca go coraz mocniej i coraz mocniej na nim ciążąca. Chciałabym odebrać trochę ciężaru z jego ramion, odebrać część tej odpowiedzialności i chociaż na chwilę przywołać dawną beztroskę na jego twarz. Ale on tego nie przyjmie. Teraz nawet nie wolno mi tego. Wszystko runęło, odeszło, tak jak odszedł Max.

Tamtego wieczoru odszedł ode mnie fizycznie. Teraz czuję, że odchodzi także psychicznie, jego serce oddala się ode mnie i to jest straszne. Coś ciśnie mnie pod sercem, jakieś niewiarygodne uczucie, przykre i palące. Jak żywo przypomina duszenie się, ale czuję to teraz stale. Ten ułamek szczęścia na jego twarzy wydaje się teraz być coraz krótszy, drastycznie krótszy i szybciej zanikający od czasu tego spotkania przywódców.

Obcy nie są przeznaczeni dla ludzi. I nawzajem. Ale tak ciężko w to uwierzyć, porzucić wszelką nadzieję, nawet jeśli serce boli. I po raz nie wiadomo który od czasu, kiedy Max ujawnił swoje uczucia wobec mnie, zastanawiam się nad tym, co on musiał czuć przez te wszystkie lata, oglądając mnie jedynie z daleka, musząc powstrzymać swoje uczucia, bojąc się i nie mogąc jednocześnie zbliżyć się do mnie czy powiedzieć prawdy.

On wiedział. Oszukiwał się, trzymał się tej słodkiej iluzji, że damy sobie radę ze wszystkim, co nadejdzie, o ile pozostaniemy razem. Ale zaryzykował. Jednak. Mimo, że teraz wszystko wygląda jak wyciągnięte z moich najgorszych... jego najgorszych koszmarów. Wiedział, a jednak zaryzykował.

Mama puka lekko w drzwi i wsadza swoją ogniście czerwona głowę do mojego pokoju.

"Pora wstać, kochanie."

Uśmiecham się do niej i potakuję, chociaż wcale nie jestem zadowolona ani nawet nie mam najmniejszej ochoty wstawać. Odrzucam kołdrę i zsuwam się na podłogę.

Pierwsza stopa jest naturalnie prawa. Upewniam się co do tego. Zastanawiam się, czy pewnego dnia w ogóle przestanę na to zwracać uwagę. Wątpię, uświadamiam sobie. Patrzę na zdjęcie na nocnym stoliku. My wszyscy, jeszcze przed Tess. Patrzę się na Maxa, na jego szczęśliwe oczy, promieniujące radością i spokojem i nie mogę pozbyć się tego bólu rosnącego w klatce piersiowej. Jeśli on spędził dziesięć lat kochając mnie z daleka, nie mogąc nic powiedzieć...

On wiedział.

I żałuję, że ja nie.

Koniec



Teraz zapewne po przetarciu oczek ze zdumienia i przeczytaniu tekstu, zrozumieliście, jakim cudem Hotaru napisała dreamerka, niech nawet jednoczęściowego. Paradoksalnie, pomysł na to opowiadanie powstało przy czytaniu opowiadania 'The Waking Hours', którego cały sens zawarto w streszczeniu...

'Dreams don’t often come true for Manticore-bred soldiers. So when the chance comes along for Alec, he’s not quite sure how to take it.'

Sami wiecie, takiego wyzwania trudno nie podjąć :wink: A mój zwariowany umysł dopisał resztę historii.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Wed Sep 21, 2005 11:59 am

Jak dla mnie fic przepelniony bolem, zloscia i jakims takim poddaniem chociaz nie do konca. Znamy Liz z serialu i wiemy, ze bedzie walczyla o swoje zycie cokolwiek sie stanie i miejmy andzieje, ze jej sie to uda. Opowiadanie krotki, ale intrygujace. Fakt, ze teraz milosc jej zycia bedzie zaczynala zycie u boku innej osoby musi cholernie bolec...

No nic dzieki za ten ff H. :wink:

niewidzialna
Gość
Posts: 16
Joined: Wed Dec 01, 2004 2:29 pm
Location: Okolice planety L-wo
Contact:

!!!

Post by niewidzialna » Sun Oct 02, 2005 5:27 pm

Nie wierzę!!! :shock: Tak mało postów? Nie ma na tym forum fanów Liz&Max'a? Ojej! :? Ja przerzuciłam się bardziej na polar ..., ale to nie znaczy, że zapomniałam co mnie zajmowało na początku... . A na początku była Liz&Max... . Hotaru piszesz świetne ff. Z resztą dużo osób Ci to mówiło. Nie będę orginalna :P I nie powiem za dużo... .
Smutne opowiadanko... .
Ciekawy koncept.
:wink: Pozdrawiam : )
Miłość przychodzi odchodzi
jest z nami nagle jej nie ma(...)
-Ach ten lęk że się nie kochamy
skoro miłość miłości szuka

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 60 guests