Pozwól zapomnieć - rozdział dwunasty

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Thu Apr 07, 2005 10:13 am

No to teraz namotałaś :roll: :lol: Nie samą częścią, ale tym co napisałaś przed nią. Kontrowersyjna postać, ruja Liz, jakaś główna groźba w opowiadaniu... Fajnie fajnie tylko kiedy się wszystko wyjaśni? :lol: Oby jak najszybciej :twisted:

Nie spodziewałam się, że do ich spotkania dojdzie tak szybko. :wink: Skoro Liz tak bardzo chciała chronić "paczkę" z Roswell, to nie bała się mówić Alecowi, kim są? :? Przecież on mógł to jakoś wykorzystać przeciwko niej :roll: No ale ona chyba wie, co robi...prawda? :lol:
jeszcze nie raz zobaczycie, że jest doskonałym żołnierzem i potrafi zachować się jak... hmm... niemile. Samo jej podejście do Maxa to pokaże.
No to Maxiowi znowu się oberwie? :lol: Oj biedaczek jak zwykle zakochuje się w Liz i zaślepiony tym uczuciem wkurza nie tylko ją, ale też całe swoje otoczenie :lol: Głupota to od niego paruje :lol:

- Rozpychaj się w nocy, a skopię ci tyłek.
:twisted: Hy hy No Alec nie rozpychaj się nie? :twisted:

Czekamy na kolejną część :mrgreen:

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Thu Apr 07, 2005 9:28 pm

Maria zmieniona? Upss, coś nowego. Rzeczywiście, co za interes miał Max w jej uratowaniu? Proszę to wyjaśnić bez zbędnej zwłoki :wink:
I czyżby nie było Tess? Hmmm... co tam kombinujesz _liz. No, na razie dam sobie spokój, przy tych lekach, które biorę nic mi sensownego nie wyjdzie.

"skopię ci Tyłek" jakże uroczo się zaczyna i jakże wymownie :lol:

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Thu Apr 07, 2005 10:01 pm

Rozpychaj się ????? To oni będą spać na jednym łóżku ?? Będą spać "obok siebie" póki Alec będzie w Roswell ?? No to jak im się uda trzymać ręce przy sobie podczas ruji Liz :roll: ??
Czytaj między wierszami...

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Thu Apr 07, 2005 11:11 pm

Mam małą chwilkę...więc postanowiłam coś skrobnąć...

Na początku chciałam _liz zaprotestować, a to z powodu tych słów: "...ale wiadomo na co wszyscy czekacie... Spokojnie, doczekacie się tego. Zacznie się mniej więcej już w częsci ósmej..."...tak późno, ja się nie zgadzam :?

Po drugie, co znowu kombinujesz _liz...kontrowersyjna, a nawet bardzo kontrowersyjna osoba... :?:...ooo co ja tu widzę...moje przeczucia co do niebezpieczeństwa były słuszne... :mrgreen: , ale czemu dopiero w części 7 będzie tak źle, że...a do tego czasu będziesz nas "głaskać" _liz...oj, jakoś w to nie wierzę :wink: ...i ta ruja-biedny Alec :wink:...znowu robisz smaczek na dalsze części...niedobra :? :wink: i jeszcze ta jakaś główna groźba w tym opowiadaniu...dumam :roll: ...dumam...i chyba niestety dziś nic nie wymyślę :?

To był malutki komentarzyk :mrgreen: do twojego komentarza, a teraz wracam do dzisiejszej części...widzę, że już tutaj zaczyna lekko :haha: iskrzyć między Liz i Aleciem...a mówiłaś coś podobno o części 8...a może to jest specjalna odmiana relacji dowódca-żołnierz :mrgreen:

A ta prawdomówność Liz wobec Aleca jest denerwująca...nie chciałabym, aby ktoś miał na mnie taki wpływ...czasami jest tak miło poczarować... :wink:

No i ta końcówka...czekam na rozwinięcie... :mrgreen:

A to powstało pod wpływem części 2 i częściowo 3...to moja reakcja na ucieczkę Liz z Manticore do "normalnego" życia...
Image
Maleństwo

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Apr 08, 2005 3:05 pm

Hmm. Napisałam dwie kolejne części PZ i obecnie mam ich już naskrobanych 10. Na razie jeszcze tak naprawdę, naprawdę nic nie jest na poważnie między Liz i Aleciem. Ale czemu ja was dołuję? Dwie kolejne części będą dość smakowite, bo to ruja, więc się nimi cieszcie. 7 jak wspomniałam wprowadza niebezpieczeństwo i kontrowersyjną osobę, która ujawni się całkowicie w 10 części. Ale najlepsza zabawa będzie, kiedy 494 i 542 zaczną stwarzać pozory, że są parą. Może wreszcie sami w to uwierzą... :twisted:

I następnym razem bardziej się starajcie z komentarzami, bo mi się odechce pisania (w dodatku H. i Onarek marudzą nad moim uchem, żebym pisała Holding out for a hero vel Czekając na bohatera)





5.

Zanurzyła słomkę w kolorowym drinku z uśmiechem tworząc płynnymi ruchami wir alkoholowy w szklance. Kolejny wieczór odprężenia. Potrzebowali tego przed powrotem do Manticore. Cały oddział szalał już od kilku godzin w tym barze, zachowując się jak zakręcone nastolatki, które nigdy wcześniej nie miały okazji tak się zabawić. Należało im się to. Z uśmiechem przyglądała się jak jej „rodzeństwo” w barwny sposób zapominało o tym, że będę musieli wrócić do tego piekła. Kilkoro grało w bilard, ogrywając doszczętnie niczego nieświadomych ludzi. CeCe i Sam wirowały na parkiecie, doprowadzając męską część klienteli do palpitacji serca. Liz przesunęła spojrzenie na drugi kraniec baru. No tak, mogła się tego spodziewać... Jakieś niewinne maleństwo łasiło się do ich dowódcy. Alec w pełni zadowolony, nęcił ją swoim uwodzicielskim uśmiechem. Pokręciła głową.
- On się nigdy nie zmieni – powiedziała z rozbawieniem, czując, że ktoś siada obok niej
Nie ktoś. Biggs. Najbliższy przyjaciel Aleca, którego 494 dopuszczał bliżej niż kogokolwiek innego. Ale nie dziwiła się. 593 był wart tego, by mu zaufać. Każdy mu ufał. Ona sama traktowała go niemalże jak starszego brata.

- Zmieni się. - brunet posłał jej ciepły uśmiech – Kiedyś go trafi, zobaczysz.
- I nastąpi koniec świata. - roześmiała się
Oboje za dobrze znali Aleca. Był odpowiedzialnym dowódcą, zawsze gotowym do działania, nigdy nie zawodził. Żołnierz w każdym calu. Ale gdy tylko mógł zapomnieć o swojej powinności, wychodził z niego ten uroczy diabełek, który szalał jak mały chłopiec. Gorzej. Jak napalony nastolatek. I świetnie się z tym czuł. Kolejne dziewczyny z taką łatwością wpadały w sidła jego zielonego spojrzenia. Jeśli kiedykolwiek naprawdę zacznie jakąś kobietę traktowac poważnie, nastąpi chyba cud.
- Wypijmy za to. - uniosła swojego kolorowego drinka i mrugnęła do Biggsa
- Ej, nie zapeszaj! - zaśmiał się


* * *

Przekręciła sie niespokojnie na bok. Całe jej ciało pokrywały mikroskopijne kropelki potu. Wypełniało ją dziwne gorąco. No tak, Roswell było niezwykle upalnym miasteczkiem, ale noce przecież były zimne. Przeszył ją dziwny dreszcz, gdy musnęła coś nogą. Otworzyła momentalnie oczy. Odetchnęła z ulgą, widząc twarz Aleca. To tylko on. Całe szczęście. Spał spokojnie, nie reagując nawet na gwałtowny obrót jej ciała. A przecież powinien od razu zareagować. Chyba, że... Nie spał. Zmarszczyła brwi, uważnie się mu przyglądając. Na pewno nie spał. Kąciki jego ust drgały lekko, gdy powstrzymywał się by się nie roześmiać. Jęknęła i kopnęła go w kostkę.
- Ej! - syknął, otwierając błyskawicznie oczy – Za co?
- Już ty wiesz za co. - mruknęła, wstając – Ciesz się, że celowałam w kostkę, a nie... wyżej. - diabelny uśmieszek zadrgał na jej ustach

Podeszła do okna. Czuła na sobie nieco zaspany, ale nadal uważny wzrok Aleca. Nie była jednak pewna czy przyglądał się jej krótkiej koszulce, w której spała, czy usiłował znów coś z niej wyczytać. Ale spojrzenie 494 trudno było rozgryźć. Jeśli przychodziło do jakiejś akcji, to zielone tęczówki zawsze były przesiąknięte koncentracją i chłodem. Nigdy nie dopuszczał do siebie nieodpowiednich myśli w trakcie misji. Nawet swojej genetycznej chęci obrony nie ujawniał. Skrywał wszystko głęboko i nawet Biggs nie był w stanie nic z niego wyczytać. Ale wtedy się za to nie zabierali, mieli ważniejsze sprawy na głowie. Kiedy jednak na chwilę porzucał swoje dowództwo i szalał jak inni, można było się zagłębić w jego zachowaniu. I nadal nic z niego nie wywnioskować. Owszem, pozwalał im wszystkim sycić się tą jego beztroską, nieco socjopatyczną naturą. A szczególnie swoim aspektem... fizycznym.

Oh, pamiętała te zakłady, jakie między sobą robili – jaką dziewczynę poderwie kolejnego wieczoru i ile mu to zajmie. Ona i Biggs nauczyli się nawet odczytywać jego spojrzenie, jakie słał swoim ofiarom. Teraz jednak dziwny dreszcz przesunął się po koniuszkach jej nerwów. I nie wiedziała czy jest to dziwny dyskomfort czy może niechęć wobec jego zamiarów. Dyskomfort – jeżeli jego spojrzenie było wygłodniałe. Niechęć – jeśli usiłowała z niej wydobyć jakieś informacje. Przecież i tak już mu wszystko powiedziała. Był bardziej wtajemniczony niż powinien. Otworzyła okno. Chłodnawy wiatr przesunął się po jej ciele, a ona westchnęła z ulgą. Obróciła głowę. Alec ponownie miał zamknięte oczy.

Usiadła na parapecie, pozwalając dreszczom nocy wyganiać nieprzyjemne gorąco z jej ciała. Nie. To uczucie było przyjemne. Temperatura ciała podnosiła się mimo wszystko, a dziwne instynkty domagały się aktywności. Leniwej, rozkosznej aktywności. Nie mogła oderwać wzroku od Aleca. Był tak blisko... Wcześniej jednak nie dostrzegała go w ten sposób. Nie śmiała nawet przez chwilę tak o nim pomyśleć. W końcu był jej dowódcą i lepiej było nie przekraczać tej bariery. Teraz nie mogła jednak powstrzymać własnych instynktów. Genów. Jęknęła, odchylając głowę do tyłu. Świadomość nie pozwalała jej wrócić do łóżka. Nie teraz, gdy Alec w nim leżał.
- Ugh... - westchnęła – Nienawidzę swojego DNA.
Kocie DNA. Co za tym szło, miała typowe kocie „chwile”. A kilka razy w roku... ruję. I oto teraz właśnie zaczynała się kolejna. Nie wróżyło to nic dobrego.

* * *

Mogła się domyślić, że będzie tutaj. Bo gdzie indziej mógłby być mężczyzna, gdy nie było go w łóżku? Oczywiście w kuchni. Stanęła w progu, krzyżując ramiona i z rozbawieniem się mu przyglądając. Z dosłownym głodem w oczach tworzył gigantyczną kanapkę, w której było chyba wszystko, co jadalne. No tak... Ona już zdążyła zapomnieć jakie paskudztwa serwowano w Manticore. Nie dość, że racje żywnościowe były minimalnie minimalne, to do wysokiej jakości też im wiele brakowało. Chociaż dostarczały maksymalnej liczby protein, witamin i węglowodanów, stanowiły też swoistą torturę. Na wolności nie mogła spoglądać nawet na płatki owsiane, tak przypominały jej tamtą papkę. Nic dziwnego, że przy każdej okazji zjadali najbardziej niezdrowe, kaloryczne i nieprzyzwoicie pyszne posiłki. Uśmiechnęła się i pokręciła głową, gdy Alecowi udało sie ugryźć tę ogromną kanapkę. Naprawdę jak duży dzieciak. Zwłaszcza, gdy ketchup rozsmarował się w kącikach jego ust i nieco na prawym policzku.

Ocknęła się jednak, gdy usłyszała jak ktoś wchodzi do Crashdown. O tej porze było niewielu klientów, więc były tylko dwie możliwości – Maria lub Max. Nie poczuła intensywnego zapachu olejku cedrowego, więc obstawiała Maxa. Obróciła się na pięcie i weszła na główną salę. Nie myliła się. Powitał ją ciepły uśmiech bruneta. Ciemne oczy utkwione w niej z dziwną ufnością i nadzieją. Już ona wiedziała na co on ma nadzieję. Ale nie mogła mu tego dać. Nawet gdyby chciała. Po prostu wciąż zbyt przykładała uwagę do zasad wpojonych przez Manticore, a jej priorytetem było chronić, a nie romansować. Poza tym uważała, że X5 nie sa w stanie związać się z ludźmi. Nawet z hybrydami. Mogła jednak być dla niego kimś w rodzaju przyjaciółki. Przesunęła powoli spojrzenie po jego sylwetce. Bardzo bliskiej przyjaciółki... Dla takiego ciała mogłaby nagiąć kilka zasad. Stop! Potrząsnęła głową. Jak ona nienawidziła tej kilkudniowej gorączki, gdy była w stanie rzucić się na każdego przedstawiciela rodzaju męskiego. Zwłaszcza jeśli byli warci jej spojrzenia.

A Max raczej był. Nigdy w zasadzie mu się tak nie przyglądała. Gdy w trakcie jej misji tutaj nadchodziły dni kociego szaleństwa, wyjeżdżała za miasto na trzy dni. Była potem wściekła sama na siebie, że szukała uwolnienia w jakimś podrzędnym motelu. Ale wolała to niż wtłaczanie niepotrzebnych emocji w grupę. Teraz jednak było za późno, aby uciec. Wpatrywała się w Maxa, z głodem skanując wyraźnie zarysowane mięśnie na jego ciele. Oh, z pewnością był wart grzechu. Chociażby na jedną noc. Jak zahipnotyzowana, tworzyła w swojej głowie wizje tych przyjemnych rzeczy, które mogłaby mu zrobić, nie zauważając nawet, że 494 również pojawił się na sali. I przyglądał się jej ze zdumieniem, nie rozumiejąc początkowo, co się dzieje. A Liz przygryzła dolną wargę, posyłając Maxowi znaczące spojrzenie. Nie mógł tego nie zauważyć. W jego oczach pojawił się błysk pragnienia, ale i zaskoczenia. Rozchylił usta, chcąc zadać jakieś pytanie. Ona jednak nawet nie słyszała jego głosu, tylko śledziła łapczywie ruch jego warg. Podeszła nieco bliżej. Rzuciłaby się na niego, ale w tym początkowym stadium gorączki, zmysły jeszcze w miarę skutecznie działały, a zapach Maxa ją odpychał. Może to przez to kosmiczne DNA, a może sama wypracowała u siebie ten mechanizm, żeby nie zbliżać się do hybryd w fizyczny sposób.

Stałaby jednak dalej w tym amoku, kusząc Maxa i mącąc jego umysł, gdyby nie reakcja Aleca, który zaczynał rozumieć co się dzieje. Obrzucił bruneta niezbyt chętnym spojrzeniem i zbliżył się do Liz. Na bezpieczną odległość dwóch kroków. Tak, teraz czuł wyraźnie ten specyficzny zapach przesycający powietrze.
- Feromony – mruknął i przewrócił oczami
Wiedział doskonale na co się zanosiło. Póki co, Liz się hamowała, ale kto wie ile jeszcze by wytrzymała. Błyskawicznie znalazł sie pomiędzy nią i Maxem, chłodnym tonem sycząc:
- Na zaplecze, już.
Przez chwilę wpatrywała sie w niego tępo, jakby nie rozumiała, co właśnie powiedział. Jak wyrwana z transu, mrugała, budząc się do rzeczywistości. Gdy dotarło do niej, co miało miejsce, momentalnie się obróciła i posłusznie wyszła. Alec nawet się nie kłopotał by cokolwiek wyjaśnić Maxowi, tylko wyszedł za nią na zaplecze.

- Masz ruję. - mruknął, spoglądając jak chodziła niespokojnie w tę i z powrotem
- Co ty nie powiesz? - warknęła, jakby złośliwość i agresja miały rozładować jej napięcie – Ruja. I to cholernie ostra – wymamrotała sama do siebie
Kiedy napotkała jego zdumione spojrzenie, pożałowała, że nie ugryzła się w język. Wpakowała się. Przecież on nie miał pojęcia, że to dopiero jej pierwszy dzień tej gorączki, a ona już była tak intensywna.
- Ostra? - zapytał z naciskiem, gdy nie odpowiedziała, unikając jego wzroku, sam się domyślił – Chyba mi nie powiesz, że to twój pierwszy dzień?
Przystanęła, niezręcznie splatając ze sobą dłonie. Cóz, dla osoby postronnej ta wiadomość nie była ani zbyt informatywna ani druzgocąca. Jeśli się jednak znało działanie rui i prawa jakimi się rządziła, to mogło budzić przerażenie. Trzydniowa najczęściej gorączka stawała się wtedy wręcz nie do przeżycia dla transgenicznej dziewczyny. I jeśli już pierwszego dnia wpadała w taki amok, to kolejne doby będą apogeum, które mogło ją doprowadzić na skraj wyczerpania. A dla męskiego X5 to była katorga, jeśli nie mógł jej wtedy dotknąć.
- No świetnie – potarł dłonią czoło nerwowo
Na misjach stawiał czoła różnym problemom, naprawde trudnym i niebezpiecznym, ale w takiej sytuacji jeszcze nie był. Spojrzał na nią. Wolał nie wiedzieć jak się czuła i jak bardzo ruja dawała się jej we znaki. Jemu samemu jej feromony powoli zaczynały uderzać do głowy.
- Chodź – powiedział miękko, łapiąc ją za ramię

Momentalnie cofnął rękę, słysząc jej mruknięcie i czując jak drobne ciało drży. Każdy dotyk sprawia, że wszystko w niej wrzało. Najmniejsza cząsteczka w organizmie rozpalała się niesamowitym pragnieniem, przyspieszając rytm serca i kołując zmysły. A to dopiero początek...
- Przepraszam – wymamrotał, kompletnie nie wiedząc jak się teraz zachować
Nie mógł jej dotknąć, bo skończyłoby się to tak, jak nie powinno. Jednocześnie nie podobała mu się myśl, by z kimkolwiek innym miała „rozładować to napięcie”. To będą ciężkie dni. Godziny.

c.d.n.
Image

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Fri Apr 08, 2005 4:53 pm

Powinnaś dodaćjeszcze: sekundy :lol: Nie wiem dlaczego, ale ubustwaim czytać o tej ruji :P I nie chodzi tu w cale o sex tylko emocje i myśli jakie temu towarzyszą. Piszesz tak zabawnie :P
Liz doskonale sobie zdaje z tego sprawę, a jednak potrafi odeprzeć tę napierające na nią "feromony". Ciekawe na jak długo :twisted:
Alecowi też trzeba bić brawo, że jeszcze nie "zjadł" Liz tak jak tę wielką kanapkę rano 8)
Hmm... I niby co ja mam jeszcze napisać, nie wiem. Nie zawsze mam złote myśli więc to tyle :cheesy:
---------------------------
Brne przez zasieki w wykonaniu Canilii - "Dear to Dream" pełna nadziei na nową porcję twojego , a tu nic! Już 2 części za mną :lol: Eh... Niecierlpliwie oczekuję dalszych części. I to jak najszybciej! :twisted:
Last edited by Athaya on Fri Apr 08, 2005 9:49 pm, edited 1 time in total.
Image

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Fri Apr 08, 2005 5:31 pm

_liz przeszłaś samą siebie. Ta ruja była ... jest ... po prostu genialna. A to dopiero początek. Apogeum dopiero nadejdzie. :cheesy:

Ciekawe ile Alec będzie się opierał. Hehe.

Starać się z kometarzami. Jasne. Łatwo powiedzieć. Może skrobnę jakiś arcik. Chyba lepiej mi to wychodzi niż pisanie długich komentarzy. :cheesy:
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sat Apr 09, 2005 6:13 pm

No więc mam dwie części do skomentowania...
W 4 uderzyła mnie ta... naturalność?... w kontaktach Liz i Aleca. Nie, naturalność to złe słowo :roll: Przecież wiadomo, jakie dzisiejsza młodzież potrafi odgrywać mięzy sobą podchody :wink: A oni... zachowują się trochę nawet tak, jakby byli parą. Tak... zwyczajnie. Zwłaszcza Liz. Nie miała nic przeciwko spaniu z Aleciem, nawet w takiej króciutkiej koszulce. Nie widziała nic złego w tym, że mieli by się pocałować, a nawet żeby doszło do czegoś więcej. To było w pewien sposób... urocze, nie uwarzacie? :cheesy:

No i zastanawia mnie jedno... Co takiego było tym, co miało wprowadzić ten bardzo niebezpieczny element? Agenci Sekcji Ósmej w Roswell? :roll: Jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że kosmici wpadną, a Liz chcąc ich chronić wpdanie razem z nimi. No, a przy tym wciągając Aleca... Ale nie wiem, nie wiem...

5... Ruja :haha: Czy napisałaś kiedyś _liz jakieś xtremerkowe opowiadanie, w którym nie wystąpiłaby ruja? :lol: Bo jakoś nie przypominam sobie. Ale tym razem... To jakby co innego. Alec zamiast korzystać się martwi? :lol: No coś nowego 8) Już się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć, jak sobie poradzi 8)
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Sat Apr 09, 2005 8:17 pm

Po tej części mogę powiedzięć tylko jedno, tak jak inni...RUJA :haha: i mogę pogratulować Alecowi, że ten "uroczy diabełek" i "mały chłopiec" jakiego widzimy we wspomnieniach o przeszłości, potrafił w miarę wydorośleć i opanować swoje żądze :wink: ...tutaj wyszedł z niego prawdziwy dowódca: "Na zaplecze, już" , który dba o swoją podwładną :mrgreen: ...w nieco inny sposób...to naprawdę tylko opieka :shock: :cheesy:

Galadrielo zapomniałaś..._liz wspomniała, że Alec będzie opierał się...długo :mrgreen: i podczas ruji do nieczego między nim a Liz nie dojdzie...

Biedna Liz :( :wink: ...już nawet Max uderza jej do głowy...ach te geny...to będą naprawdę, ja bym powiedziała, ciężkie, dłuuuuugie trzy dni :tak:

"I następnym razem bardziej się starajcie z komentarzami, bo mi się odechce pisania"...już nie strasz _liz, już nie strasz...przecież wiemy, że nas lubisz :wink: ...czekam na dalsze części i na OO po weekendzie - trzymam za słowo :mrgreen:
Maleństwo

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sat Apr 09, 2005 11:32 pm

Tak jak i wszyscy - RUJA :mrgreen:. Mnie się chyba w niej najbardziej podoba ta walka :mrgreen: . Skoro do niczego nie dojdzie między Liz i Alec'iem, to chyba nie dojdzie do niczego między Liz i kimkolwiek... No bo jeśli nie podobała mu się myśl, by z kimkolwiek innym miała „rozładować to napięcie”. Tylko co będzie ?? Alec zamknie ją w pokoju na klucz ??
No i jak będą spać, przeciez on się chyba nie wyprowadzi ??:roll:.
Jak napisałaś o tym stwarzaniu pozorów to pomyślałam, że tak sie umówią na rzecz ruji, ale chyba nic z tego :roll: .
Czytaj między wierszami...

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Apr 10, 2005 2:01 pm

Nie wiem czy doczekacie się kolejnej części. Nie to, żebym jej nie miała. Mam już 10 rozdziałów tego opowiadania, ale od ponad godziny usiłuję wkleić tu kolejną część i nic z tego. Szlag mnie oczywiście trafia, bo za każdym razem wyskakuje jakiś błąd :evil: Kiedyś miałam takie problemy z OO, więc i teraz chciałam to naprawić tamtym sposobem, zmieniając pewne struktury, ale nie działa. Nie mam zamiaru tracić więcej nerwów, skoro to nic nie pomaga. Więc mówiąc krótko, czekaj tatka latka nim pojawi się następna część. I to nie moja wina!

---

Wreszcie się udało. Wiecie ile miałam z tym babraniny? :evil: Oj, coś mi się odechce zamieszczać kolejnych części chyba...

Dziewczyny odpowiedź na wasze komentarze napisze później, bo teraz aż mi sieodechciewa cokolwiek pisać.


6.

Wszedł po cichu do pokoju, mając nadzieję, że jednak go nie usłyszy. Ale jak mogła go nie słyszeć? Nie dość, że była poprawioną genetycznie istotą, to na dodatek nie spała. Ciężko było nawet na chwilę zasnąć, gdy całe ciało rozrywało tylko jedno pragnienie. Rozpalona do granic możliwości. Każda komórka tętniła głodem i domagała się wypełnienia tą przyjemną energią. Płuca tłoczyły urywany, płytki oddech, chcąc go całkowicie zatracić tylko w jeden sposób. Serce w zastraszającym tempie tłoczyło krew do żył i tętnic, pulsując rozpaczliwym rytmem żądzy. Zwijała się z kłębek, niespokojnie przewracając na boki. Wszystko ją drażniło. Kołdra, poduszko, nawet powietrze. Wydawały się być za ciepłe i za bliskie jej skóry. Mamrocząc coś, zepchnęła kołdrę na podłogę, po czym ponownie skuliła się, wpijając dłonie w materac.

Nienawidziła rui. Nienawidziła kociego DNA. Nienawidziła siebie za to, że nie potrafiła się od tego powstrzymać, że tak łatwo poddawała się woli własnego ciała. Chociaż teraz niby z tym walczyła. Nie uciekała, jak zwykła to robić do tej poty, gdy namierzała jakiegoś przystojniaka i zaspokajała z nim tę żądzę. Grr, jak to brzmiało?! Jakby była zwierzęciem a nie istotą ludzką, jakby instynkty rządziły całym jej życiem. Ale po prostu nie umiała się sama powstrzymać, a nie było nikogo, kto by jej pilnował. A ciężko było upilnować samą siebie, gdy twoje ciało rozpadało się na miliardy pobudzonych atomów. Głód wypełnienia był silniejszy.

Teraz był tu Alec i odwiódł ją od tej głupiej myśli, by jak najszybciej pozbyć się rui. Nawet nie... Uratował ją przed zawaleniem misji. Bo pewnym było, że kilka minut dłużej w obecności Evansa i trafiłoby ją całkowicie. Popełniłaby podstawowy błąd, który nie tylko by ją wydał wprost w ręce Renfro lub FBI, ale na dodatek zburzyłaby cały ład w tej ich grupie. Wiedziała dobrze, że Max Evans oczu od niej nie odrywa, a taki krok już całkowicie zmonopolizowałby jego uczucia. Nie mogła na to pozwolić. Ale była bliska klęski... Na szczęście dowódca zawsze czuwał. Jęknęła, czując, że wszedł do pokoju. Zresztą trudno byłoby nie wyczuć tego zapachu. Intensywnego, przyjemnego zapachu. Męskiego zapachu. Aah, dlaczego ona musiała być kobietą? I dlaczego do diabła on musiał tak działać na jej instynkty?

Zatrzymał się, czując na sobie jej spojrzenie. Ciemne tęczówki były praktycznie puste. Wypełnione jedynie mgłą i tym pierwotnym pragnieniem. Na chwilę odpłynął myślami od rzeczywistości. Dla męskiego X5 ruja jakiejkolwiek kobiecej X5 była czystą udręką, jeśli znajdował się w pobliżu. Jej organizm wytwarzał tyle ogłupiających feromonów, że jedyną myślą jaka krążyła w jego głowie, była wizja zagłębienia się w niej. Po granice. Przesunął zielone spojrzenie po rozgorączkowanym ciele. Drobne, kształtne, zwinne, przyjemnie wijące się na materacu... Do diabła! Wzdrygnął się lekko, starając się w sobie wzbudzić poczucie rzeczywistości. Myślenie kategoriami instynktów i bądź co bądź drugą głową nie przyniesie nic dobrego. Przeciwnie, zniszczyłoby to wszelkie sensowne układy między nimi. On był dowódcą a ona żołnierzem z jego oddziału. W dodatku teraz działali na całkowicie sprzecznych misjach.

Zamknął cicho drzwi i okrążył łóżko szerokim łukiem. Wolał nie podchodzić bliżej, wiedział, że jego opanowanie już jest w strzępkach. Nie raz widział ruję u różnych kobiecych X5, ale nigdy nie był w samym centrum hormonalnej gorączki. Cholernie kuszące uczucie, ale jednocześnie piekielnie zdradliwe, aż miało sięochote przeklinać ich twórców. Oparł się o framugę okna, nie mogąc jednak oderwać wzroku od brunetki. A Liz znów przekręciła się na bok, nie potrafiąc wytrzymać długo w jednej pozycji. Ciało domagało się ruchu. Tego sennego, leniwego, fizycznego, lepkiego ruchu. Z kimś. Kimś, kto przeprowadziłby ją na kraniec kociej gorączki. Głowa przesuwała sie niespokojnie na poduszce, palce kurczowo ściskały prześcieradło, nogi kopały niewidzialnego przeciwnika. Musiałoby być niezwykle przyjemnie, gdyby tak wiła się pod nim. Zniewalająco. Dręcząco. Dość! Zamknął powieki i uderzył lekko głową o ścianę. Znów wkraczał na te nieodpowiednie tereny swoich rozmyślań.

- Nienawidzę cię. - z jej rozchylonych ust wydobył się miękki szept
Subtelny. Zmysłowy. Nieco zachrypnięty. Mówiła do niego, chociaż wolała nie wędrować spojrzeniem w jego stronę. Momentalnie otworzył oczy i wbił w nią wzrok, wyczekując wyjaśnienia.
- Gdybyś mnie nie powstrzymał... - mamrotała, plącząc się we własnym łóżku – Już miałabym to z głowy.
Ah, więc teraz przechodziła etap hormonalnej furii? Miała zamiar obwiniać jego za swój stan, jakby uczynił jej największą zbrodnię. Prychnął. Nie miał zamiaru dać sie wciągnąć w tę nędzną gierkę, prowadzoną przez jej huśtawkę nastrojów.
- O wybacz. - mruknął – Ale nie wiedziałem, że masz zamiar uczynić z tego chłopaka mężczyznę.
Odpowiedziało mu jęknięcie. Dziwnie przesiąknięte zażenowaniem. Ona chyba nie miała pojęcia o tym, że Max Evans jeszcze nie przeszedł tego etapu w swoim życiu. A przecież to było widać na pierwszy rzut oka. Pokręcił głową z politowaniem. Ten dzieciak był chyba jedynym nastolatkiem na świecie, który nie posmakował życia od tej fizycznej strony.

- Pić. - jej błagalny ton zadziałał na niego momentalnie
Podszedł do jej stolika nocnego, zapominając, że powinien utrzymać dystans. Jego dłonie lekko drżały, gdy usiłował nalać wody do szklanki. Opanowanie 494! Podał picie Liz, wpatrując się, jak spierzchnięte nieco usta wpijają się łapczywie w szklakę, sącząc chłodny płyn aż do końca. Uniosła się jeszcze wyżej, chcąc odstawić szklankę. I znaleźli sie nagle niebezpiecznie blisko. Zaskakujące ciepło jej ciała w błyskawicznym tempie przejmowało kontrolę nad jego zmysłami. Oszałamiający zapach nakręcał jego myśli, kierujące się tylko w jedną stronę. Jej stronę. Pochylił się, skracając dystans między nimi do minimum.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak na mnie działasz – mruknął, odgarniając dłonią włosy z jej policzka
Liz przymknęła powieki, odchylając głowę nieco do tyłu. Był tak blisko... Jej zmysły już szalały, a ciało chciało już omdleć miękko na materac i poddać się tej silniejszej woli. Ale nic nie następowało. Czuła jego zapach, przypadkowe muśnięcie, jego oddech na swoich ustach, ale żadnego ruchu. Nawet najmniejszego.

- Alec... - błagalny jęk został stłumiony w jej gardle, gdy spragnione wargi zamknęły jej ustach
Pocałunek nie był spokojny, ani delikatny. Przeciwnie, wygłodniały i natarczywy. Intensywny. Wilgotne wargi Liz z wdzięcznością poddawały się i odwzajemniały każde żądanie Aleca. I chociaż w płucach brakowało powietrza, zaklinała wszystko, by to trwało jak najdłużej. Koniuszek jego języka przesunął sie po kącikach jej ust, rozchylając jej wargi. Smakowała niesamowicie. Słodko, ale niebezpiecznie. Uzależniająco. Nawet się nie zorientował, gdy jej ciało miękko się ugięło i ułożyło na materacu. A on powędrował tam za nią. Źle, źle, źle – to nie powinno tak postępować. Drobne dłonie przesunęły siępo jego plecach, jakby przeczuwała, że ma zamiar się od niej odsunąć i chciała mu to uniemożliwić. Skutecznie blokowała jego racjonalne myśli. Spragnione usta przesunęły się po skórze jej szyi. Mleko i miód. Smakowała jak połączenie mleka i miodu.
- Mhm... - wymruczał w zagłębienie jej szyi, wywołując przyjemny dreszcz w drobnym ciele – Nie... Nie Liz.
Uniósł swoje ciało, kładąc obie dłonie po bokach jej głowy i wyprostowując łokcie. Zielone spojrzenie ślizgało się po jej twarzy. To było trudne do opanowania, ale musiał przerwać.

- Jestem twoim dowódcą. - mruknął, jednym gwałtownym ruchem podrywając się i wstając
Przetarł dłońmi twarz, jakby usiłując zetrzeć resztki chwilowego zatracenia. Słabości, która wciąż burzyła krew w jego żyłach. Zmysły szalały, instynkty wydzierały w nim tylko jedno prymitywne pragnienie.
- Wezmę prysznic. - wymamrotała Liz, wstając powoli z łóżka
Nogi wydawały się być jak z waty, a w głowie nieustannie szumiała jej euforia. Zmysły pulsowały jego dotykiem i zapachem. Chciała więcej. Potrzebowała więcej. Ale jednak była wdzięczna, że to przerwał. Gdyby nie należeli do jednego oddziału, gdyby on nie był jej dowódcą, nie przejmowaliby się tym. Pozwoliliby instynktom przejąć kontrolę. Jednak ich relacja uniemożliwiała tę swobodę. Gdyby do czegoś doszło, układ żołnierz-dowódca runąłby od razu, a oni pogubiliby się w tym wszystkim. Drzwi łazienki zamknęły się za nią.

* * *

Może gdyby nie należała do jego oddziału, nie miałby żadnych skrupułów. W końcu to leżało w ich naturze, a czasami instynktom nie można się było oprzeć. Naprawdę, to on często sam kierował sie swoimi pragnieniami i potrzebami, nie zważając na inne wartości. Moralność. Pff, oni nie wiedzieli co to moralność. Dla nich istniały jedynie zasady wpajane przez Manticore i osobiste zachcianki. Nic innego. Zresztą dlaczego miałoby co innego istnieć? Oni nie byli zwykłymi ludźmi, którzy żyli sobie w tej rzeczywistości i sielance, jak inni. Wiec skąd te zahamowania? Otworzył okno, wpuszczając do pokoju chłodne, wieczorne powietrze. Ale nie pomagało. Pomieszczenie nadal wypełnione było dusznym, obezwładniającym zapachem. Feromony i pragnienie. Dobrze, że się powstrzymał. Że oboje się powstrzymali. Na Blue Lady, był jej dowódcą! Ich relacje powinny pozostać czysto zawodowe, żołnierskie. Ewentualnie coś w rodzaju wzajemnej odpowiedzialności. A głównie jego odpowiedzialności za nią. Skoro już tu był, odkładając własne zadanie i wiele tym ryzykując, to musiał chociaż swój obowiązek dowódcy spełnić.

A chwilę temu prawie się zatracił w szaleństwie jej gorączki i własnej burzy zmysłów. Zasady odepchnięte w zakamarki umysłu, zapomniana rola. Liczyło się tylko to, by ją czuć. Każdą cząstkę niej. Smakować jej w nieskończoność, odbierać oddech, doprowadzać ją do obłędu, stopić się z nią w całość. Potrząsnął głową. Gdyby posunęli się za daleko, mogliby nie tylko zatrzeć dystans jaki pomiędzy nimi był, ale i przekroczyć tę barierę relacji. Wkroczyć na niebezpieczny teren, na jakim jeszcze żadne z nich nie manewrowało, a gdzie pojawiało się coś więcej niż instynkty. Emocje.
- Liz? - czyjś głos rozbrzmiał w głowie Aleca
Obrócił się od razu w stronę okna. Kto o tej porze wpadał z odwiedzinami? A nawet jeśli to coś pilnego, to czy nie słyszał o czymś takim, jak telefon? Grr, ludzie... Zmarszczył brwi, gdy poprawiony genetycznie wzrok dostrzegł znajomą twarz bruneta. I po chwili w oknie pojawił się Max.

No świetnie. Biedny świadek kociej gorączki, nie mający pojęcia co się dzieje. Może przez tę urywkową scenkę w Crashdown zaczął myśleć, że Liz jednak coś do niego czuje. Alec miał ochotę parsknąć śmiechem i pokręcić głową. Jedyne uczucie jakie brunetka wobec tego chłopaczka żywiła to przywiązanie. Odpowiedzialność. A rano zwykłe, czyste, zwierzęce wręcz pożądanie.
- Jest Liz? - chłopak zapytał niepewnie, rozglądając się po pokoju
Jego wzrok przykuła wymięta, leżąca na podłodze kołdra. Alec dostrzegł zmieszany i raczej zazdrosny wzrok Maxa i nie mógł powstrzymać uśmieszku nasuwającego się na usta. Nie miał nic do niego, ale nie aprobował faktu, że brunet łazi za Liz jak piesek. Kiedy przez kilka dni obserwował uważnie co tu się dzieje, był świadkiem tego, jak Max wielokrotnie nie odrywa się ani na krok od 542, żyjąc złudną nadzieją. Nie mógł oprzeć sie pokusie, by trochę podrażnić tego Romea.
- Liz bierze prysznic – toczył słowa spokojnie na języku, z zadowoleniem obserwując minę Maxa
Chłopak z pewnością powstrzymywał żądzę mordu. Ciekawe co by zrobił, gdyby oni się nie powstrzymali, a on tu trafił na całkowicie jednoznaczną scenę?

- Coś przekazać? - zapytał, unosząc złośliwie lewy kącik ust do góry
Jakby nigdy nic pochylił się i sięgnął po kołdrę, rozkładając ją ponownie na łóżku. Wiedział doskonale jakie myśli, jakie obrazy muszą się przewijać przez umysł osiemnastolatka. Cóż, jego własna wyobraźnia znów zaczynała działać, gdy do nozdrzy dotarł zapach Liz. Nęcący, słodkawy, subtelny. Krew ponownie zaczęła swoją wędrówkę w dół. Hmm, czasami ciężko być mężczyzną.
- Nie. - głos Maxa był dość chłodny i skutecznie oderwał Aleca od wizji Liz w tej pościeli – Ty jesteś jej znajomym, tak? - padło niepewne pytanie
Zielone tęczówki z rozbawieniem wbiły w niego wzrok. Albo chłopak był niezwykle naiwny albo wolał się karmić złudzeniami niż dopuścić do świadomości, że Liz mogła kogoś mieć.
- Znajomym? - nie mógł powstrzymać rozbawienia – Taa. Można tak powiedzieć.
Nie było wątpliwości, jak Max odebrał tę odpowiedź. Zmrużył tylko oczy, po czym odszedł zrezygnowany.

Może i własnie Alec zdeptał nadzieję jakiegoś nastolatka, zachwiał jego idyllicznym światkiem, ale jakoś nie miał szczególnych wyrzutów. Nigdy ich nie miał. Był żołnierzem. I to cholernie dobrym. Dowódcą. Poza tym lepiej było żeby chłopak wcześniej się ocknął, nim Liz sama wydarłaby mu strzępki tej naiwnej nadziei. Ona też była żołnierzem. W dodatku ze swoim zadaniem, które chciała za wszelką cenę wypełnić. Oni oboje nie patrzyli na te ludzkie słabostki, liczyła się tylko misja. Drzwi od łazienki otworzyły się, a drobna brunetka weszła do pokoju, wycierając ręcznikiem mokre włosy. Koszulka przylepiała się do jej ciała w kilku miejscach.
- Kto to był? - zapytała na wpół sennym na wpół zachrypniętym głosem
Alec obrzucił ją uważnym spojrzeniem, nieco łapczywym i szybko obrócił głowę.
- Jakiś brunet konający z miłości do ciebie. - rzucił swobodnie, podchodząc do okna i zamykając je
Uniosła brwi w zdumieniu. Co Max tu robił o tej porze? Zresztą, czy to było ważne. Jej ciało i umysł przez chwilę miały pełnię kontroli, więc póki ją miała, reagowała jak żołnierz. Wzruszyła ramionami i rzuciła ręcznik w kąt.
- Co mu powiedziałeś? - zapytała, spoglądając nieufnie na łóżko
Nie uśmiechała jej się myśl o ponownym zanurzeniu się w pościeli już przesiąkniętej potem i gorącem. Ciało ponownie się rozgrzewało.
- Że bierzesz prysznic – melodyjnie przeciągnął ostatnie słowo, ledwo hamując rozbawienie
Momentalnie na niego popatrzyła zdumiona. Nie żartował, mówił prawdę. W dodatku czerpał z tego wyraźną satysfakcję. Wyobraziła sobie tę scenkę... Podrapała się po nosie, lekko marszcząc brwi.
- Musiał mieć fajną minę.

c.d.n.
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Sun Apr 10, 2005 4:15 pm

Kurcze mam zaległe 2 części :roll: Idę czytać 8)

------------------
W piątej części, na samym początku to wspomnienie zabawy "rodzeństwa", było takie... przybijające :? Wydaje się, że oni chcieli łapać każdą chwilę i nie zmarnować ani jednej sekundy z pobytu na wolności :?

A później początki ruji... Oj biedny, niczego nieświadomy Maxio... :twisted: No ale dlaczego akurat na niego Liz "miała ochotę" :twisted: 8) Nie mogła tak się patrzeć(albo nie tylko) na Michaela? :twisted: Ale nie! Ona musiała wybrać Maxa :evil: :lol:
Ale na szczęście na straży stał Alec :twisted:
Oj coś się wczuł w tą rolę stróża Liz. :roll: W dzień to jeszcze nawet normalne, ale no żeby ją jeszcze w nocy pilnować? :twisted: A poza tym tak chciał to zrobić, że sam się nie mógł upilnować :twisted: Haha ale biedak ma udrękę z tą dziewczyną :haha:
Musiał mieć fajną minę.
Oj ja też żałuję, że nie widzałam :twisted:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Apr 10, 2005 7:11 pm

Czyli jednak do czegoś tam doszło :twisted: Może nic szczególnego, ale te powiedzmy ustne bariery mają już za sobą :haha: W ogóle to relacje Aleca i Liz w tym ficku mocno się różnią niż w innych opowiadaniach. Tu jedyne co ich hamuje to to, że Alec jest jej dowódcą. Żadnych innych niepotzrebnych uczuć i w ogóle :P

Max... Powiedzmy, że na prawdę mu się dostało :haha: Odebrali chłopakowi resztki nadzieji. Nieładnie 8) Ale dlaczego coś mi mówi, że on jeszcze tam namiesza? :P
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sun Apr 10, 2005 7:18 pm

Hehehe szkoda, że nie dane nam było zobaczyc miny Maxa :twisted: Chociaż moje wyobraźnia ostatnio rozwinęła się nawet bardzo :wink: A relacje Aleca i Liz bardzo mi się podoba :twisted: W późniejszych rozdziałach będzie jeszcze fajniejsza :twisted: Cóż więcej? Aaaa chcemy jeszcze! 8)

PS.Czekam na kolejną częśc CNB _liz 8)

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sun Apr 10, 2005 7:45 pm

A jasne, że miał fajna minę. Wy byście nie miały? :lol:

Kolejne Twoje opowiadanie _liz, które mnie wciągnęło z kretesem. I mimo, że znowu dostało sie biednemu Maxowi (będę chyba jedyną osobą, która go tu nie wyklina i nie chce podłożyć nogi :lol: , tak ze mnie czarna owca - wybaczysz mi to chyba _liz, prawda?)

Opis scen, pełnych wiadomego wszystkim napięcia, opanowałaś w stopniu zatrważająco 8) dobrym. Jeszcze trochę dorzucisz tego ognia i komputer mi spalisz.

Miłej i owocnej nauki do egzaminów, ale nie zapomnij o nas i wpadnij od czasu do czasu, najlepiej z aktualką :mrgreen: (ależ jestm egoistyczna, ale co mi tam, raz się żyje).

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Apr 10, 2005 8:20 pm

Uh, mam już o wiele lepszy humorek. Byłam w kinie, na spacerku, czeka mnie wieczorne lenistwo (chyba), Onarek zrobiła mi śliczną sygnaturkę... Właśnie. Po to teraz piszę. Moje nowa sygnaturka wiąże się z nową manią moją, Onarka i Hotaru, czyli z opowiadaniem 'Czekając na bohatera' vel 'Holding out for a hero' na podstawie video Hotaru. Sama się nieźle wciągnęłam w ten ff i powstaje chyba w zastraszającym tempie. Ale mam dla was oprócz tej wieści coś jeszcze, niesamowity banerek, który jest oficjalnym banerkiem opowiadania. Wykonany przez Onarka, moim zdaniem powalający i wyrażający wszystko. No i śliczny. (bliźniak mojej sygnaturki... yyy, raczej moja sygn jest bliźniakiem banerka :lol: )

Podziwiajcie:

Image
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Apr 11, 2005 9:05 am

Wiesz co Onarku, nie powinnaś narzekać. Ciesz się, że tak chwalę twój banerek, bo to prawdopodobnie jedyna możliwość, gdy słyszysz ode mnie coś miłego :twisted: Ale masz rację CNB wciąga niesamowicie. Nawet mnie samą. czwarty rodział będzie miał chyba z 20 stron, skoro sam początek zajął mi 10 :shock: Aż strach sie bać.

Wracając do Pozwól Zapomnieć. Dzisiaj pojawi się część 7, która wprowadzi właśnie naszą kontrowoersyjną postać. Jeszcze się ona nie ujawni i można snuć bezpodstawne domysły aż do części 10. Jestem ciekawa kto wam przyjdzie do głowy 8)

Renya nikt ci nie broni lubić Maxa. Ja za nim nie przepadam i dlatego piszę takie a nie inne sceny, dlatego tak go charakteryzuję. To tylko moje okrucieństwo 8) A komputera nie chcę ci spalić, więc może przestanę pisać takie scenki. Bo jak dojdzie do 'Czekając na bohatera' to już innym też spłoną komputery :lol: Hmm... zobaczymy czy onarkowi spłonie po tym, co dzisiaj jej przesłałam.




7.

- Nie denerwuj się tak, panikujesz. - powiedziała chłodno – Manticore jeszcze nigdy nie zawiodło. I tym razem również nie zawiedzie.
Po drugiej stronie odezwał sie męski głos. Głęboki, ale równie lodowaty. Renfro przewróciła oczami na jego argumenty. Naprawdę czasami jej sie wydawało, że ci niby twardzi agenci FBI histeryzują bardziej niż płaczliwe nastolatki. No ale oni bali się tracić swoich ludzi, bo wcale ich nie przybywało. Tu w Manticore zachowywano większy spokój, bo żołnierzy mieli całe mnóstwo i w każdej chwili mogli mieć kolejnych. Nie żeby nie cenili swoich ludzi, ale po prostu liczyło się wyższe dobro. W tym wypadku program Solaris. Jej X5 zawiodła, więc wolała już nie mieszać do tego tej serii.
- Wysłałam po nią jej dowódcę. Sprowadzi ją i jej badania z powrotem. - była tego niesamowicie pewna
X5-494 jeszcze ani razu nie zawalił żadnej misji. I była pewna, że tej również nie odda z łatwością. Podejrzewała, że będzie potrzebował trochę więcej czasu na dostarczenie 542, ale już z góry dała mu nieokreślony limit czasowy, byle to wykonał. A znała zależności, jakie panowały w oddziale X5, więc nie było możliwości klęski. Oni zawsze byli podlegli swojemu dowódcy, a ten miał na nich spory wpływ.
- Nie ma innej opcji.

Wsłuchiwała sie w kolejne obawy Pierca. Kiedy ustalała z nim szczegóły umowy, wydawał się być naprawdę opanowanym i bezwzględnym, ale ta jego nadmierna troska o powodzenie planu teraz zaczynała ją drażnić. Przeczuwała, że chce po prostu dorwać się do jakiegoś kosmity i jak najszybciej zrobić sekcję. Nigdy nie rozumiała FBI pod tym względem. Jako całkowicie jawna jednostka rządowa mogli bez problemu otrzymać dofinansowanie na niemalże każdy projekt, a jedyne co im chodziło po głowie to natychmiastowa śmierć obcych. Musieli mieć ograniczone umysły, by nie dostrzegać innych możliwości... Cóż, Renfro miała zamiar to wykorzystać. To było dla niej znacznie większą korzyścią.
- O to również się nie martw. - ucięła jego wypowiedź
Była już znudzona tą cała rozmową. Marnowała tylko czas, a musiała wykonać jeszcze jeden ważny telefon.

- Tak. - powiedziała z dumą – Mam kogoś jeszcze w środku. W samym centrum.

* * *

Mężczyzna usiadł swobodnie w jej fotelu, nie reagując nawet na jej zimny wzrok. On się jej nie bał. Chociaż tutaj większość podwładnych, jak i współpracowników się jej obawiała. Ale diaboliczna kobieta na nim nie robiła szczególnego wrażenia. Stawał twarzą w twarz już z różnymi zagrożeniami i jedna psychodeliczna baba go nie zastraszy. Teoretycznie była jego przełożoną, ale jakoś nigdy nie czuł wobec niej tego pseudorespektu czy pseudostrachu. Ona dawała mu zadania, a on przygotowywał ludzi ze swojej sekcji i wypełniał rozkazy. Poza tym byli ze sobą na „ty” i byłoby dziwnie, gdyby stawał przed nią na baczność. Stalowe spojrzenie groźnie przesunęło się po jego twarzy. Ale powinna przewidzieć, że to na niego nie podziała. Cóż, agent Tomas Hardy nie był człowiekiem, który zwykł słuchać kogokolwiek i przejmować się regułami. O nie, dla niego nie było żadnych reguł. Łamał wszystkie, posuwając się do ekstremalnych metod, gdy było trzeba.

Ale tak działała właśnie Sekcja Ósma, którą dowodził. To była chyba najbardziej utajona i wyspecjalizowana jednostka w Manticore. Cenniejsza i zdawałoby się groźniejsza niż transgeniczne oddziały. A znajdowali sie w niej jedynie ludzie, żadnych ulepszonych genetycznie. Chociaż ci ludzie też byli niebezpieczni. Szkoleni przez lata komandosi, geniusze komputerowi, spece od chemii i fizyki, urodzeni żołnierze. Werbowani we wczesnym wieku i szkoleni przez najlepszych. Teoretycznie o istnieniu Sekcji Ósmej wiedzieli wszyscy, nawet CIA. Ale w rzeczywistości nikt nie miał pojęcia kim są, kto wchodzi w skład tej sekcji, ani gdzie się znajdują. Sama Renfro nic o tym nie wiedziała. Jedynie dwaj dowodzący tą grupą – agent Tomas Hardy i sierżant Nathan West. To oni kontaktowali się z nią, a ona im zlecała zadania. Sami się organizowali i dobierali ludzi. Czasami wydawało się, że są czyms całkowicie odrębnym od Manticore.

- Tom. - powitała go chłodna i niezbyt zadowolona
- Więc tak sobie pracujesz? - mężczyzna obkręcił się kilka razy na fotelu – Przytulny gabinecik.
Renfro skrzyżowała ramiona, wyginając usta w zniecierpliwionym grymasie. Nie miała czasu na te gierki. Tak, gierki. Agent Hardy nie raz dał się jej we znaki ze swoim charakterkiem. Podstępny i bezwzględny jak ona, ale on to pokrywał aroganckim i nieznośnie czarującym sposobem bycia. Pamiętała doskonale sprawę porucznik Julii Osborne, która prowadziła śledztwo w sprawie jednego z członków Sekcji Ósmej. Hardy włożył w te historyjkę sporo wysiłku i w efekcie zwyciężył, a porucznik Osborne przyłączyła się do nich. I jak widać przynosiło to pozytywne skutki, bo już udało jej się namierzyć poszukiwane cele w Dolinie Amazonki. Tak, teraz Sekcja Ósma paprała sobie ręce krecią robotą w Amazonce, gdzie musieli na życzenie Renfro wykończyć kilkoro żołnierzy i dostarczyć naukowców z tamtejszej jednostki do Manticore.

Jednak zanim ponownie straci z nimi kontakt na kilka dni, musiała od razu wysłać kogoś od nich do innego zadania. Tego które teraz stawiała wyżej nad Amazonkę. Solaris.
- Potrzebuję kogoś z twoich zaufanych ludzi. - oznajmiła, nie odrywając od niego wzroku
- Ah, powinienem się domyślić, że to nie będzie zaproszenie na kolację. - posłał jej jeden z tych swoich irytujących uśmieszków – O co chodzi?
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem. O nie, nie miała zamiaru zdradzać mu szczegółów tego zadania. Wiedziała, że Hardy od dawna ma chrapkę na Manticore i jej stanowisko. Mógłby tę sytuację wykorzystać. Postanowiła powiedzieć tyle, ile było trzeba.
- Inwigilacja. Dogłębna. Chce, żebyś mi dał kogoś do środowiska nastolatków. I musi być w tym dobry, żeby nic nie podejrzewali. Żeby wysłana przeze mnie X5 nic nie podejrzewała. - zmarszczyła brwi
- Hmm. - mężczyzna podrapał się po brwi – A gdzie to ma być?
Nie pytał dlaczego padło na jakichś nastolatków, bo Renfro miewała rózne chore pomysły i wolał nie wnikać.
- Roswell. Nowy Meksysk.

Hardy wyszczerzył zęby, jakby niesamowicie zadowolony z tego, co właśnie usłyszał. I tak też było. Miał tam kogoś, akurat na miejscu. Wprawdzie ta osoba nie należała jeszcze do Sekcji Ósmej, ale przy dalszych postępach to będzie tylko kwestia paru miesięcy. No i idealnie pasował do tego zadania.
- Mam kogoś idealnego.


* * *

Stukała niecierpliwie palcami w blat stołu, czekając aż ktoś wreszcie odbierze ten przeklęty telefon. Po kilku minutach, gdy już miała odłożyć słuchawkę, czyjś głos rozbrzmiał po drugiej stronie.
- Wreszcie. - syknęła – Trochę ci to zajęło.
Przewróciła oczami na typowo ciętą wymówkę, jakich chyba uczono w Sekcji Ósmej.
- Jak mają się sprawy?
Uważnie wysłuchała całej relacji, nie omijając ani jednego szczegółu. Wszystko było ważne. Każdy element mógł zadecydować o kolejnym posunięciu.
- A jak się sprawuje 542? - zapytała z lekką kpiną
Nie zdziwiła jej wiadomość, że X5 nie opuściła Roswell i wciąż liczyła na cud. Cud – że Manticore o niej zapomni. Marzenie ściętej głowy. Ale czyżby 494 jeszcze do niej nie dotarł? Hmm, dziwne.
- Dobra. Miej ją na oku lepiej. - mruknęła – I melduj na bieżąco.

c.d.n.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Apr 11, 2005 11:12 am

Częśc wolna od Aleca :lol: I chyba nie muszę pisac, że tak nieładnie zapominac o zielonookim? :lol: A tak na serio dośc istotne informacje w niej padają... Takie które przydadzą się nam później :roll: I wiesz, że ja wcale wesoła nie jestem po przeczytaniu ostatnich części które mi podesłałaś? Kto jak kto, ale żeby z TEJ osoby zrobic nazwijmy to wtyczkę to beee :lol: Zaczynasz zachowywac się jak H. :lol: I tylko czekac dnia kiedy to JA będę marudzic, że mnie dobijasz i przestanę komentowac Twoje ff :lol:

---
Co do CNB ulala częśc 4 jest super :twisted: Szkoda, że dostałam tylko kawałek, ale lepsze to niż nic :lol: Poza tym już Ci wspominałam Marq, że zaczynasz robic się jakaś taka miła :? A z dniem kiedy mi powiesz otwarcie(bo się do tego nie przyznajesz i dobrze! :twisted:), że mnie uwielbiasz kończę naszą znajomośc 8) :lol:

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Mon Apr 11, 2005 12:00 pm

Zajrzałam tylko na chwilkę, bo za bardzo teraz nie mam czasu, a tu proszę...już dwie części...no no _liz nas rozpieszcza :wink:

Część 6...ciąg dalszy ruji...dzielny Alec :cheesy: ...jak prawdziwy żołnierz pokonał grożące mu niebezpieczeństwo, ach te emocje...uf, a mało brakowało :wink: ...no i biedny Maxsiu 8) ...chyba jego nadzieje o wielkiej miłości się rozwiały... "Musiał mieć fajną minę."...no pewnie :haha:

Część 7...same tajemnice :roll: ...i ta kontrowersyjna osoba z Sekcji Ósmej...szkolona od dzieciństwa...może to :roll: Maria, ale coś mi się tu nie zgadza: "...idelanie pasował..."...więc to facet i jeszcze to: "...geniusze komputerowi, spece od chemii i fizyki..." to mi wygląda na Alexa...ale on przecież jeszcze się nie pojawił w "paczce", a podobno ta osoba jest już na miejscu...i tak w ogóle to jaką wtyczkę ma Renfro w Sekcji Ósmej :roll: ...znowu tyle pytań :? ..._liz czekam na dalsze części...z odpowiedziami :tak:
Last edited by Maleństwo on Mon Apr 11, 2005 1:25 pm, edited 1 time in total.
Maleństwo

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Apr 11, 2005 1:06 pm

Kim będzie szpieg z Sekcji Ósmej :lol: Moje pierwsze skojarzenie to Alex :roll: Nie wiem czemu, ale jakoś tak :roll: A może Kyle :? Ale nie, obstawiam Alexa :lol: Jeżeli miałaby to być dziewczyna, to napewno nie Maria, bo wydaje mi się, że _liz chce nas zaskoczyć :twisted: Ale my się nie damy(jasnnee....) :twisted:

Oj oj nie ładnie... baaardzo nie ładnie... Nunu! Mamusia nie nauczyła, że się o nie zapomina o "chłopcu" :lol: o jakże dźwięcznym imieniu Alec? :lol:

Onarek śliczny bannerek :cheesy:

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 37 guests