T: All our tomorrows were yesterday [by DocPaul] Koniec

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Thu Dec 09, 2004 10:13 pm

Cicha, nie wytrzymałam i zerknęłam do orginału. Nie czytałam go dokładnie, tylko tak co pare akapitów, ale wiem już co się wydarzy i jak to będzie opisane. Nie dziwię się teraz dlaczego tak Ci się spodobało to opowiadanie, (jak i również inne opowiadania autorstwa Docpaul). Mają niesamowity klimat, taki mroczny/tajemniczy. Nie podoba mi się co prawda przedstawienie postaci Liz i Maxa, ale co do reszty nie mogę się przyczepić :) , a nawet więcej, reszta bardzo mi się podoba. Czekam na tłumaczenie dalszych części, nie ma to jak nasz ojczysty język :cheesy: .

User avatar
caroleen
Zainteresowany
Posts: 374
Joined: Fri Apr 16, 2004 5:22 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by caroleen » Sat Dec 11, 2004 10:09 pm

Ja tez już mówiłam, ze postacie Maxa i Liz, a właściwie ich podejscie do siebie przedstawione ustami Marii nie bardzo przypadło mi do gustu. Ale cóż...
Nie miałam przyjemości zapoznać się z oryginałem, więc niestety nie mam pojeciaco będzie dalej, ale mam nadzieję, że autor (ka) nie pozostawił (a) tego opowiadania w tak smutnym klimacie. Wolałabym, żeby akcja potoczyła się w innym kierunku niz podeejrzewam.
Image

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 7

Post by Cicha » Mon Dec 20, 2004 6:33 pm

Część 7

„Michael! Co się dzieje?”

Michael zobaczył pędzącą w kierunku Crashdown, na sygnale karetkę i policję. Spojrzał na Maxa, który chciał za nimi jechać.

„Co robisz Maxwell?”

Evans szybko zerknął na przyjaciela. „ Pojadę za nimi i zobaczę co się dzieje.”

„To pewnie nic poważnego, kot pani McGarrick znowu utknął na słupie i może się usmażyć pośród kabli.” Michael skrzywił się, kiedy minęły ich kolejne radiowozy. „Jadą tam gliny, Max. To nie miejsce dla nas.”

Max zawahał się i po raz ostatni spojrzał w dół ulicy, a następnie zaczął jechać w stronę domu. Guerin wypuścił powietrze, które nawet nie wiedział, że trzymał. Zatrzymali się przed domem Evansów, a Michael spojrzał na ulicę, która zaprowadziłaby go do przyczepy Hanka.

Będzie tam czy już zniknęła? Jak to się stało? Musiała odejść czy po prostu rozpłynęła się w powietrzu? Powinien iść, ale postanowił zostać z przyjacielem, aż usłyszy wiadomość, że Liz Parker umarła. Co jeśli przeżyła, a Max chciałby przy niej być? Czy to wystarczyłoby, żeby wszystko zaczęło się od nowa?

Został. Wchodząc do domu, myślami był gdzie indziej. W dłoni ściskał kawałek kosmicznego metalu, tak mocno, że aż jego palce zrobiły się białe. Skoro ten przedmiot istniał, to ona też musiała.

Pili sok pomarańczowy, jedli różne przekąski w salonie i zmieniali kanały telewizyjne, gdy do domu wróciła podekscytowana Isabel. Wpadła do pokoju i rzuciła się na krzesło.

„O mój Boże! Nie uwierzycie, co się dzisiaj stało!”

Michael zmarszczył brwi patrząc na blondynkę. Cholera. Miała zamiar to tak po prostu wypaplać. Tak po prostu, nie dbając, jaki to będzie miało wpływ na Maxa. Jej podekscytowanie wywoływało w nim obrzydzenie. W tej chwili nienawidził jej zimnego i bezdusznego zlekceważenia osób, które nie były takie jak oni.

Isabel nienawidziła Liz Parker i fascynacji tą dziewczyną swojego brata, a teraz trzymała w dłoni narzędzie, którym mogła zadać ogromny ból, gdy traciła coś, co budziło w niej wstręt. Liz Parker.

Może Is miała rację instynktownie jej nie lubiąc, a może po prostu wiedziała, że gdyby przyszło Maxowi wybierać pomiędzy nimi, a Liz, wybrałby ziemską dziewczynę. Zrozumienie, że Max poświęciłby ich zaufanie i życie dla Liz było trudne. To właśnie ten instynkt dodawał oczom Isabel wyraz nienawiści i złośliwości i sprawiał także, że skrzywdzenie brata nie było dla niej problemem.

Michael brzydził się samego siebie. W stosunku do ludzi zawsze zachowywał się prawie tak samo jak Isabel.

Maria poświęciła wszystko, żeby ich uratować. Poświęciła życie swojej przyjaciółki, przyszłość z mężczyzną, którego kochała i dzieci, żeby ich uratować i dać im czas. Dać go całemu światu. Mylił się. Ludzie nie byli wrogami, przynajmniej nie wszyscy.

Niektórzy byli warci poświęceń.

„Liz Parker została postrzelona w Crashdown przez jakiegoś mężczyznę!”

Michael nie patrzył i nawet nie wysilił się, żeby spojrzeć.

„Co?” Niedowierzanie w głosie Maxa było zbyt ciężkie i rzeczywiste. Michael nic nie czuł do Liz Parker. Nawet jej nie znał. Ale z jakiegoś powodu współczuł Marii DeLuce i Maxowi. „Dobrze się czuje? Zabrali ją do szpitala?”

„Nie. Stwierdzono zgon na miejscu.”

Michael wstał, nie mogą tego dłużej słuchać. Triumfalny głos Isabel i przerażenie Maxa, były jak kiepski serial, stający się ze złego jeszcze gorszy.

Dlaczego cały czas była w tym świecie? Metal w jego kieszeni pozostał stały i twardy.

„Muszę iść.” Nawet nie czekał na ich odpowiedź.

„A jemu co?” Spytała Isabel swoim lodowatym tonem.

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Mon Dec 20, 2004 6:42 pm

Jedna część i już tak znielubiłam Isabel :? Nie wiem, może poprostu jest tu tak postrzegana przez Michaela, może potem się to zmieni, ale mówię wam, nie lubię jej.
Ciekawe co na tą wieść Max :roll:
No i ciekawe co dalej z M&M. Krótkie strasznie te części. Wracaj szybko, Cicha :D
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
caroleen
Zainteresowany
Posts: 374
Joined: Fri Apr 16, 2004 5:22 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by caroleen » Tue Dec 21, 2004 10:45 am

już nie mogę!!!! wszystko, co ostatnio czytam wiąże się ze śmiercią bohaterów!!!! :evil:
to nie jest dobre miejsce na to pytanie, ale moze ktoś mi powie, kiedy i gdzie mogę spodziewać się choć powiewu optymizmu ??????
Image

User avatar
_issy_
Gość
Posts: 53
Joined: Tue Dec 14, 2004 2:47 pm

Post by _issy_ » Sun Jan 30, 2005 5:00 pm

hej hej właśnie przeczytałam na raz wszystkie czesci 8) i baaardzo mi sie podobalo, chociaz wole parkę M i L, ale ten ff jest genialny, dlaczego jeszcze nie ma ciagu dalszego?? Issi rzeczywiście, jest tu podła i sama nie wiem jak to określić, śmierć przyniosła jej swego rodzaju ulgę i radość... To było okropne... A ta siła Marii! I skąd własciwie wzięła sie ta Serena. Bo wiem, że jest tą siostrą M. , ale jak sie tam znalazła?? A czy Max uzdrowi nieżyjącą już L.?? I jak Maria powróci? Bardzo fajne ff, jak powtarzam setny raz, ale gites byłoby przeczytać dalej!!!!!!!! Kiedy następna część????????????

MC

Post by MC » Fri Feb 04, 2005 10:14 pm

Następna część by była, gdyby udało mi się ją zamieścić. Niestety wyskakuje mi jakiś błąd i nici z mojego dodawania osmej czesci!
:roll: Cicha

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sat Feb 05, 2005 12:45 pm

Najlepiej skontaktuj się z którymś z moderatorów, Cicha. Albo nawet ze mną, jeśli chcesz :cheesy: Ja chętnie pomogę. W końcu wszyscy tu czekamy 8) (A jako gość nie możesz zamieszczać części? :roll: )
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 8

Post by Cicha » Sat Feb 12, 2005 6:39 pm

Część 8

Hanka nie było w domu, kiedy wrócił. Wchodząc do środka, odetchnął z ulgą, gdy zobaczył ją stojącą przy małym okienku w jego pokoju i wyglądającą na zewnątrz.

"Cały czas tu jesteś?"

"Najwyraźniej." Odpowiedziała sarkastycznie.

"To nie było uprzejme."

Maria uśmiechnęła się, odwracając, żeby na niego spojrzeć, ale ignorując jego intensywny wzrok, gdy zauważył ślady łez na jej twarzy. Była zbyt zmęczona. Zbyt zmęczona, żeby iść naprzód.

"Czemu cały czas tu jesteś?" Michael zamknął drzwi na wypadek, gdyby Hank wrócił. Jego pytanie zabrzmiało pusto nawet dla niego samego. Jej odejście było ostatnią rzeczą, której pragnął.

"Nie jestem pewna, ale do Maxa chyba to jeszcze nie dotarło. Może musi to zaakceptować."

Patrzył jak usiadła na jego łóżku i rękoma zaczęła przecierać twarz. Jakby nie mogła dłużej znieść zmęczenia. Była zbyt daleko od domu. Jej świat, jej rzeczywistość już nie istniały.

"Chcesz coś do picia, gdy będziemy czekać?"

Maria zerknęła na niego. To nie był jej Spaceboy. Młody Michael, którego pamiętała, jeszcze nie nauczył się być uprzejmy.

"Jasne." Uśmiechnęła się, lubiąc jego delikatniejszą połowę. Połowę, której odnalezienie zajęło jej parę lat.

Michael poszedł do kuchni, żeby znaleźć coś do picia - cokolwiek. Chwytając puszkę wiśniowej coli, skierował się do swojego pokoju, kiedy wrócił Hank.

"Już w domu gówniarzu?"

Chłopak czuł rumieniec rosnący wzdłuż szyi. Czuł upokorzenie, wiedząc, że ona wszystko słyszy.

"A co cię to obchodzi?"

Hank tylko wyszczerzył zęby. "Wychodzę. Nie licz, że przygotuję ci coś do jedzenia i zrób to cholerne pranie."

"Wielka niespodzianka!" Michael zapomniał, że powinien unikać swojego zastępczego ojca i nie prowokować do użycia siły. Zapomniał, bo ona wszystko słyszała, a poniżające było to, że wychodzi na tchórza. "Nie jestem twoją pieprzoną służącą!"

Hank zrobił krok w jego kierunku, jednak, kiedy chłopak zaczął się odsuwać przerażony, z drzwi dobiegł głos Marii.

"Michael, znalazłeś mi coś do picia?"

Obydwaj mężczyźni zamilkli. Michael nie wiedział, co powiedzieć. Stała tam boso, ubrana w jedną z jego starych, zniszczonych koszul, a na twarzy nie było widać makijażu - musiała go zmyć. Jej włosy były roztrzepane jakby ona, a raczej oni właśnie...

"A kogo my tu mamy?" Hank obejrzał dziewczynę od góry do dołu. Wyglądała na starszą niż Mikey, ale wciąż młodą i świeżą. Zdecydowanie za dobra dla tego chłopca.

Maria spojrzała na Hanka, a potem zignorowała jakby go w ogóle nie było. Biorąc colę od Michaela, uśmiechnęła się do niego i skierowała do jego pokoju. Zatrzymując się w ciemnych, małym przedpokoju zerknęła na niego po raz kolejny.

"Idziesz?"

Michael nie mógł wykrztusić z siebie słowa, więc tylko przytaknął. Uśmiechnęła się po raz ostatni, a potem usłyszał tylko, jak drzwi od jego sypialni się zamykają.

"Sam zrób swoje cholerne pranie, Hank. Jestem zajęty."

Mężczyzna zmarszczył brwi. "Kim ona jest Mikey?

"Nie twoja sprawa." Michael poszedł do swojego pokoju. Oparł się o drzwi i patrzył na nią, dopóki nie usłyszał, że Hank wyszedł z przyczepy. "Dziękuję."

Maria tylko kiwnęła głową. Klepiąc ręką w materac obok siebie, czekała, aż koło niej usiądzie.

"Nie wiem ile jeszcze czasu mi zostało. W moim życiu jest tak wiele rzeczy, które ulegną zmianie przez dzisiejszy dzień i tak mało, o których powinnam ci powiedzieć. Z drugiej strony jednak mam ci tak wiele do powiedzenia."

"O moich korzeniach, o tym kim jestem?"

"To też, ale nie chcę zdradzić za dużo. To mogłoby wywrzeć większe skutki na twoje życie, nawet większe niż uratowanie Liz przez Maxa. Nie mogę ryzykować. I tak pewnie powiedziałam ci za dużo."

"Ale jest coś...coś co chcesz mi powiedzieć?"

Maria zaczęła skubać przód jego koszuli, którą cały czas nosiła.

"Tak."

Jak mogła mu powiedzieć to, co musiało zostać powiedziane? Jak mogła odejść nie mając pewności, że da sobie radę?

"Powiem ci to, ponieważ muszę. Ponieważ, nie potrafię wyobrazić sobie ciebie samego."

"Co?" Nie mówił szeptem. Wyraz jej twarzy powiedział mu, że brała to całkowicie poważne i on też powinien.

Maria złapała go za dłonie i spojrzała w jego piękne brązowe oczy, ciągle ostrożne i niepewne. Oczy jej dzieci. Przymykając powieki odgoniła tą myśl.

"Przyjdzie czas, kiedy znowu cię uderzy. Ten potwór znów cię uderzy. Mój Michael znalazł odwagę, żeby poprosić o pomoc i uwolnić się od bólu. Przyszedł do mnie i na trochę znalazł pocieszenie." Wyciągnęła rękę i dotykając jego policzka zaczęła wycierać nieistniejące łzy, których nie będzie mogła otrzeć w przyszłości.

"Ja..." Michael opuścił głowę, odwracając wzrok.

"Byłeś wystarczająco dzielny, aby poprosić pana Evansa o pomoc. Pomógł ci się uwolnić od Hanka. To była najważniejsza rzecz w życiu mojego Michaela. Zbudował swój pierwszy, prawdziwy dom i już dłużej nie bał się ciemności i ukrywania w świetle. Przestał nawet sypiać na podłodze w pokoju Maxa."

"Uwolniony?" Spytał.

"Tak. Mój Michael się wyzwolił. Chcę wiedzieć, że kiedy nadejdzie ta chwila znów odnajdziesz w sobie wystarczająco dużo odwagi." Unikał jej spojrzenia. Ból zadawany mu przez Hanka był czymś, o czym nigdy nie lubił mówić. "Michael, nigdy na to nie zasłużyłeś. Nigdy. I za każdym razem, gdy ludzie brali cię za kogoś... gorszego. Mylili się. Uwierz, kiedy mówię, że jesteś silny - silniejszy niż jesteś sobie w stanie to wyobrazić. Przepraszam, że nie będzie mnie przy tobie, ale muszę wiedzieć, wierzyć, że staniesz się tym wspaniałym mężczyzną, którego poślubiłam. Tylko daj sobie szansę i uwierz sam w siebie, bo przez te wszystkie lata naszej znajomości nigdy mnie nie okłamałeś i nigdy nie zawiodłeś. Ani razu. Nigdy."

Michael spojrzał na nią i złapał jej dłoń, ściskając mocno. Nikt wcześniej mu nie ufał. Nikt nigdy nie wierzył.

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 9

Post by Cicha » Sat Feb 19, 2005 6:53 pm

Zwolnijcie z pisaniem komentarzy, bo nie nadążam - taka lekka sugestia :cheesy:
Może następna część Was trochę zmobilizuje :)

Część 9

Max wszedł do środka, powoli poruszając się w głąb cichego i sterylnego korytarza. Idąc ostrożnie, nadsłuchiwał czy nikt się nie zbliża. Podchodząc do drzwi na końcu korytarza otworzył zamek przy pomocy swoich mocy i wszedł do środka.

Zapalając światło, stanął twarzą do szeregu metalowych drzwiczek. Przysunął się bliżej i zaczął powoli otwierać wszystkie po kolei, znajdując niektóre puste, a niektóre z ciałami, aż w końcu znalazł ją.

Liz.

Leżała na zimnej, metalowej płycie. Wszystkie kolory opuściły jej twarz. Usta - niegdyś rubinowo czerwone, teraz były blade, powoli przybierające odcień chłodnego błękitu. Ciemne włosy zwisały bez życia, a płyta niemiłosiernie podkreślała bladość śmierci i szarzejący błękit skóry. Cienie pod jej zamkniętymi powiekami były posępne i niezdrowe - w niczym nie przypominały Liz Parker, która przemykała w cieniu swojej własnej żywej postaci.

Zdejmując z jej ciała materiał, wzrokiem przesuwał się po jej brzuchu szukając rany, która zabrała ją z tego świata. Była otwarta i przerażająca, atakująca jej ciało. Wynędzniałe i marne zaczęło znikać.

Max wyciągnął rękę i zatrzymując ją nad jej raną, skoncentrował się, aby naprawić i przywrócić, to, co już odeszło. Nic. Nie było nic. Nie czuł w środku żadnej siły życia. Żadnego ruchu tkanek i krwi, które miałyby zapieczętować ranę. Było za późno.

Liz Parker umarła.

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
_issy_
Gość
Posts: 53
Joined: Tue Dec 14, 2004 2:47 pm

Post by _issy_ » Sat Feb 19, 2005 10:27 pm

:( :( :( szkoda, że umarła, ff nadal mi się podoba, tylko dlaczego ta część jest tak króciutka? I kiedy właściwie nastąpi ten ciąg dalszy?? :cheesy: :mrgreen: :cheesy: ps. Cicha nie widać Ci avatarka!

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 9

Post by Cicha » Sun Feb 27, 2005 8:32 pm

Długość tej części wynagrodzi Wam trochę to, że część dziewiąta była taka krótka. :wink:

Szczerze - część dziesiąta była najtrudniejszą, jaką przyszło mi do tej pory tłumaczyć i nie mam zielonego pojęcia, jak wyszła.

Jutro niestety znowu zaczyna się szkoła, a to wiąże się z mniejszą ilością czasu na tłumaczenie, więc nie wiem, kiedy dostarczę ciąg dalszy.


Część 10

„Czuję.”

Michael na nią spojrzał. Nie - chciał wiedzieć więcej. Otworzył usta, aby zaprotestować, poprosić, żeby została odrobinę dłużej.

Potrząsnęła tylko głową. „Mój czas tutaj dobiegł końca. Jednak obiecaj mi, że nie zważając na to, czego się nauczyłeś lub, co ci zostało powiedziane, będziesz pamiętał jedno.”

„Co?”

Maria uśmiechnęła się do niego smutno. Czekała go jeszcze taka długa droga do przejścia. Sam - będzie sam, a to bolało… Może w tej rzeczywistości on i Isabel spróbują być razem - bez niej, która mogłaby im przeszkadzać. Wystarczyłoby im coś mniejszego, ponieważ nigdy nie mieliby szans na więcej.

„Nie ma przeznaczenia, oprócz tego, które sami tworzymy”

Michael spojrzał na nią, gdy pokazała, żeby powtórzył. „Nie ma przeznaczenia, oprócz tego, które sami tworzymy?”

Uśmiechnęła się z aprobatą. Zaczęło się. Nie potrafiła tego opisać, ale czuła jakby jej ciało traciło kontakt z samym sobą. Nie mogąc się powstrzymać i zatrzymać, potrzebowała go dotknąć. Jeszcze jeden raz.

Nie był jej. Nie jej Michael, już nigdy, ale potrzebowała go jeszcze tylko jeden raz.

„Przepraszam. Przepraszam, za wszystkie chwile, w których mnie przy tobie zabraknie.”

Przysuwając się bliżej, delikatnie dotknęła ustami jego warg. Nie poruszył się, niepewny, ale ruch jej języka przy jego ustach, sprawił, że je otworzył, a ona go pocałowała.

***
„Czy ty próbujesz odwrócić moją uwagę?” Spytała z małym uśmiechem na ustach, gładząc ręką jego odzianą w skórę, nogę. Zadrżał pod jej dotykiem. Lubiła sposób, w, jaki reagował na jej pocałunki. To jak się przybliżał i otwierał usta, żeby udostępnić jej wejście.

„A działa?”

W jego głosie zdecydowanie słychać było radość. Uśmiech, który próbował ukryć w słowach. Gładził delikatnie dłonią jej nogę, aż w końcu skóra, którą dotykał trochę się ogrzała. Maria nie była w stanie powstrzymać dreszczy, które powoli wstrząsały jej wnętrzem..

„Może.” Odpowiedziała czując się lekko zziajana.

Otaczająca ich ciemność była już prawie całkowita, zakłócona tylko przez dziwne, migocące wzorki, powstałe za sprawą ognia z kominka, które ich otaczały i ogrzewały. Łatwo było wierzyć, że żyją w chmurze światła, w centrum wszechświata - całkowicie odcięci od wszystkiego i wszystkich, w tej chwili istniejąc tylko ze sobą i tylko dla siebie nawzajem.

Maria poczuła rosnące podekscytowanie. Dotyk Michaela był czymś, czego nigdy nie miała dosyć. Sama myśl o tym i zawarta w nim wolność, wystarczyły, aby doznała dreszczyk emocji, który czuła kochając go, bo Michael także ją kochał. Nie była sama w tym, co czuła.

„Oddychaj.” Wyszeptał jej do ucha, brzmiąc na rozbawionego. Ich dotykanie siebie nawzajem w ten sposób utrudniało jej złapanie oddechu.

„Szzzz” Przesunął dłoń wzdłuż jej żeber i zaczął uspokajająco głaskać, rysując na jej skórze różne szlaczki. Usta Michaela wędrowały wzdłuż jej szyi, w drobnych pocałunkach, a potem odsuwały się, a jego ciepły oddech ogrzewał jej skórę. „Mam cię. Pragnę cię. I zawsze będę cię potrzebował.”

Słowa zdawały się przemawiać prosto do umysłu Marii. Do jej serca i duszy.

„Mam cię.” Powiedział.

Oczywiście, że ją miał. Zawsze – jeszcze przed tym, jak zostali kochankami. Nawet przed tym, jak zaczęli się przyjaźnić, zanim stali się partnerami, lub wszystko inne, czym byli zostało wrzucone w dziwaczne igraszki przeznaczenia, losu lub w jakiekolwiek inne cholerne wierzenia, które wybierając mogliby udowodnić, że byliby razem mimo wszystko. W świecie wypełnionym chaosem, piekielnymi wcieleniami - cudowna zbieżność losu pozwoliła im odnaleźć wszystko, czego potrzebowali w sobie nawzajem. Tak się stało.

„Kocham cię.” Wyszeptała Maria, niepewna, czy powiedziała to wystarczająco głośno, aby Michael usłyszał. Oczywiście, że usłyszał. Zawsze słyszał – nawet słowa, które wolałaby trzymać w ukryciu.
Michael z tymi pięknymi oczami, tymi wspaniałymi ustami, które właśnie wysysały całą krew z uroczej okolicy jej szyi.

Co to będzie tym razem? Seks czy seks? Maria zaśmiała się sama do siebie. Kosmiczny seks rzeczywiście był niezłym przeżyciem. Łatwiej było po prostu to zrobić i mieć nadzieję, że gdy będzie już po wszystkim, będzie się w jednym kawałku. Maria przestała o tym myśleć, kiedy cały świat zniknął.

Minęły godziny zanim odzyskała siły, a kiedy to się stało zrozumiała, że leży na boku z głową na ramieniu Michaela, którego silne ciało mocno ją do siebie przytulało. Delikatnie całował ją za uchem, wydając przy tym radosne odgłosy i przytulając jej ciało do swojej klatki piersiowej, podczas gdy, jego udo zaborczo przekreślało jej nogę.

„Boże, jesteś piękna.” Powiedział delikatnie, a jego słowa przyprawiały ją dreszcze. „Masz piękne usta.” Wyszeptał, a wysiłek ukryty w jego słowach był oczywisty.

Te piękne usta i smak, który należał tylko do niej. Od pierwszego razu, gdy jej zasmakował, wiedział, że inne kobiety nigdy go nie zadowolą. Przez te wszystkie lata, ani razu nie wpadł na pomysł, żeby od niej odstąpić - usidliła go już podczas pierwszego pocałunku. Nawet w młodości wszystkie dziewczyny przy niej bledły.

„Coś cię śmieszy, Maria?” Zapytał, a głos, którym odpowiedział na śmiech dochodzący z głębi jej gardła, przepełniał delikatny komizm.

Jego palce nieuważnie bawiły się włoskami na jej karku, powodując tym samym dreszczyk pozostałej przyjemności, wypływający na wierzch. Jego ręce. Przez te wszystkie lata i po tym wszystkim, jego dłonie miały nad nią całkowitą kontrolę. Maria nie była w stanie powstrzymać uśmiechu, który pojawiał się na jej twarzy.

Biorąc głęboki wdech, który miałby pomóc w uporządkowaniu jej chaotycznych myśli, odpowiedziała, „ Właśnie tak się zastanawiałam, jak moje myśli stają się cholernie poetyczne, gdy przeżywamy chwile jak ta.”

Michael zaśmiał się cicho, tworząc delikatne wibracje, które wędrowały do przyciśniętego do jego boku policzka dziewczyny. „Wolę nie wiedzieć. Trudno nadążyć za twoim tokiem myślenia, kiedy rzekomo jesteś komunikatywna i myślisz rozsądnie, a już na pewno nie rozumiem, co się dzieje w twojej głowie, gdy jesteś o włos od orgazmu.”

Maria roześmiała się głośno słysząc jego słowa. „Witaj w strefie Guerin-DeLuca, mój kochany.”

„DeLuca-Guerin” Poprawił. Walka ciągle trwała.

Uśmiechnęła się widząc jak ciągle dbał o to, aby ich spór trwał, chociaż wiedziała, że w każdej chwili mogła sprawić, aby się poddał – i tak zrobiłby dla niej wszystko. Jego dłonie przekręciły ją tak, że leżeli obok siebie, a to było równie dobre, albo nawet lepsze od seksu.

Był czymś, czego nigdy nie miała dosyć, – od czego była uzależniona. Ułożyła się na jego klatce piersiowej, a Michael szybko ją objął, trzymając blisko. Jej głowę położył sobie pod podbródek, a Maria westchnęła szczęśliwa czując się kochana, zaspokojona i całkowicie wykończona. Jedna z jego dłoni głaskała ją po brzuchu – jakby oddawał jej cześć.

„Kocham cię.” Powiedział i to także było częścią ich rytuału. Przypomnienie, potwierdzenie, że nie robili tego dla zabawy i, że nie chodziło o dwa ciała, które w zimną noc potrzebowały ciepła. Wydawałoby się, że po tym wszystkim, przez, co przeszli mogliby o tym zapomnieć, ale żadne z nich nie chciało się poddać.

Maria nie mogła powstrzymać radości, którą poczuła słysząc te słowa. Nie ważne ile razy już je słyszała – nigdy nie przestawały jej ekscytować. Uśmiechnęła się lekko, wtulając się w skórę jego szyi i delikatnie go całując. „Ja ciebie też kocham. Zawsze będę cię kochała.”

Potem siedzieli razem przy kominku, znowu się kochali albo po prostu leżeli obejmując się, obserwując, jak księżyc wspinał się po niebie. Aż w końcu zasnęli – Maria z głową ułożoną na jego klatce piersiowej, uśpiona przez rytmiczne bicie serca, które pod sobą miała. Właśnie, dlatego dobrze było być nimi – nie mieć żadnego konkretnego planu, nie znać powodu dla istnienia przepływających pomiędzy nimi rymów. I najlepsze – nie udawać. Jeśli przetrwało jedno, przeżyli obydwoje.

Mogła dotykać Michaela, kiedy chciała, jak chciała i mówić o miłości, którą czuła do swojego męża, jak głośno miała na to ochotę. Nie miał znaczenia fakt, że nie mogli wyznawać sobie miłości każdego dnia, bo życie czasami ich rozdzielało. Niesłychane było to, że w ogóle udało im się odnaleźć takie szczęście.

Nawet Max i Liz, ze swoją wielką miłością, nigdy nie osiągnęli tego, co oni. Byli zbyt pochłonięci sobą – własnym poczuciem winy i bólem z nieposiadania dzieci, a w szczególności przyglądania się śmierci osób, które kochali i które kiedyś odwzajemniały ich uczucia z ich powodu.

To nie miało znaczenia dla Michaela i Marii. Tragedie Liz i Maxa były wynikiem ich własnego postępowania – a za sobą pociągnęli resztę świata. Przez te wszystkie lata byli przekonani, że są środkiem wszechświata – samym sobie udowodnili, że mieli rację. Gdy świat wybuchał i płonął w przeddzień całkowitej destrukcji, krew w żyłach Isabel ledwo krzepła z powodu ran, które sama sobie zadawała przez ból, który czuła po utracie dzieci. To nie miało znaczenia – już nic nie miało znaczenia. Wszystko zniknęło, a oni o tym wiedzieli.

To, co zdołało im umknąć w odstępach czasu nie zmieniło tego, co do siebie czuli. Ta miłość, ta pasja, ta magia ciągle tam były – ciągle prawdziwe. I nikt nie mógł im tego odebrać.

Zagnieżdżona głęboko w jej ciele, spała ich przyszłość i nadzieja na więcej – nie po to, aby zastąpić, to, co stracili, lecz, żeby zmniejszyć ból. Nienarodzone dziecko Marii i Michaela było ich nadzieją na lepszą przyszłość.

Chwila, weekend, nawet całe życie – wszystko było takie samo, kiedy dostałeś się do ich serca. Miłość była miłością – zamieniała chwilę w godziny, sekundę w całe życie i jeśli nie chciałeś to nic nie było jej w stanie zaszkodzić

~~~

Michael wzdrygnął się przez szybki pocałunek. Całe życie przedstawione w jednym muśnięciu warg, smaku jej języka. Siedząc zmieszany, rozejrzał się desperacko.

Odeszła.

Ześlizgując się z łóżka i siedząc obok na podłodze, przyciągnął nogi do swojego ciała i objął kolana. Płakał – przez te wszystkie lata ukrywał łzy, dusił je w sobie aż zaczął się nimi krztusić. Nie podda się – nie mógł. Jeśli by teraz zanurzył się w żalu, wkrótce mógłby w nim utonąć. Ale te łzy były inne. Były ich wspólnym żalem – pozostałością po świecie, który już nie istniał. W tamtym wspomnieniu przeżył ich ostatni raz – całą noc od początku do końca, od ostatniego razu, kiedy się kochali do momentu, w którym gładził dłonią jej płaski brzuch, kontaktując się z ich nienarodzonym dzieckiem – synem.

Dwanaście godzin później siedziała na ziemi, trzymając jego konające ciało, podczas gdy Max desperacko próbował wyleczyć rany – jego krew wsiąkała w jej ubrania ponad ich dzieckiem i w piach. Obserwował ją – nigdy nie odwrócił wzroku, a jej twarz była ostatnią rzeczą, którą widział. Jej piękny głos popędzał go do przepływu światła – do ich straconych dzieci, Amy, Isabel, Jesse’go, Kyla, Jima i Alexa. Znalazł tam wszystkich oprócz swojej ukochanej.

Pośpiesz się. Tęsknię.

Michael położył się na boku, ciągle obejmując kolana. Wszystko wróciło. Nic mu nie powiedziała – wspomnienie zrobiło to za nią.

Lata, podczas których walczyli o to, aby być razem, ale żadne nie było pewne uczuć tego drugiego. Lata, w których wreszcie pozwolili sobie czuć, po prostu być i czuli radość swoich dzieci i tych, których kochali. Ból i zniszczenie, które odebrały im dusze i wszystkie łzy, które wypłakała mu na ramieniu. Złość, gorycz i wzburzona nienawiść – wzburzona, gwałtowna i silna, gdy byli załamani i pokonani, obserwując jak ich dawni najlepsi przyjaciele do siebie gruchali, nie przejmując się tym, co działo się naokoło.

Stracony świat – życia, które odeszły. Oni – wszystko, czym byli było nieważne.

Wszystko szybko znikało – gdzieś w środku czuł żal z tego powodu. Ten cały ból i smutek, dobre i złe chwile, wszystko, czym byli i chcieli być razem – głównie ta miłość, bezinteresowność były wieczne i nieskończone. Razem byli doskonali.

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Feb 27, 2005 9:59 pm

To ja Ci powiem, że choćby nie wiem jak trudna to przetłumaczenia była część 10, to wyszła perfekcyjnie :) Powiem nawet, że masz do tego talent. Nie każdy potrafiłby tak dobrać słowa, żeby oddać cały klimat oryginału w tłumaczeniu. Dobra robota. :D

Poprzednich części nie skomentowałam bo... nie zauważyłam :shock: Nie wiem jak to się stało. No ale... Co do tej części - na początku się komplatnie zmieszałam, nie wiedziałam o co chodzi :wink: Michael i Maria razem, w łóżku, o co biega?! :wink: Ale na szczęście później wszystko się wyjaśniło 8)

I coraz bardziej się przekonuję do twórczości DocPaul - że chociaz zwykle długa to bardzo dobra. Może nawet kiedyś coś przeczytam w oryginale... Ukłony w stronę autorki i tłumaczki oczywiście :wink:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 11

Post by Cicha » Fri Mar 04, 2005 5:16 pm

Dzięki nowa za miłe słowa - aż mi się lepiej zrobiło :)

Część 11

Isabel spojrzała na nich i zmarszczyła brwi. Cała szkoła aż huczała od plotek i rozmów na temat śmierci Liz Parker – Isabel cały ranek spędziła przesyłając liściki i chichocząc z koleżankami.

Czemu miała zawracać sobie tym głowę? Lunch z jej braćmi był stratą czasu – spokojne zachowanie Maxa rozumiała i trochę mu współczuła, ale Michael? Myślała, że będzie dzielił z nią sarkastyczne spojrzenia i wywracał oczami widząc stratę Maxa. Wielka strata – pomyślała dokuczliwie. Tamta dziewczyna nie wiedziała nawet o jego istnieniu.

Cokolwiek.

Napotkała spojrzenie Guerina ponad stołem i wstrzymała oddech – przestała drwić widząc gniew jego oczu. Siedziała w ciszy, lekko zmieszana.

Co mogła dla Michaela znaczyć Liz Parker?

Zawsze mówił na jej temat złośliwe rzeczy i wyśmiewał się z tego, jak Max do niej wzdychał, a teraz był na nią zły. I to, za co? Za to, że powiedziała, co myśli? Liz Parker była nikim z małego miasteczka – i taka umarła. Wstając Isabel wyszła w pośpiechu, aby spotkać się i poplotkować z normalnymi ludźmi.

Michael uważnie się jej przyglądał. Jedna rzecz z wizji ciągle go męczyła. Isabel – jego siostra z ostatnich dziesięciu lat miała być jego partnerką na całe życie?

Pozwolił, aby chwilowa odraza zawładnęła jego ciałem - w życiu. Kochał ją, ale nawet on wiedział, że Isabel kochała, gdy każda z jej zachcianek została spełniona. Kiedy byli zmuszeni wieszać jej pieprzone lampki bożonarodzeniowe, oglądać film, który ona wybrałam, kupować prezent, na który uważała, że zasługuje albo po prostu ciągle zwracać na nią uwagę, bo była jedyną dziewczyną w ich małym kręgu. Isabel miała złote serce, które w rzeczywistości ozłocone było przez jej interesowność i chciwość. Stać ją było na wiele więcej, ale wszystkiemu zaprzeczała – ukrywała ze strachu. Mężczyzna dla niej stworzony to taki, którego mogłaby sobie owinąć wokół palca i kontrolować.

Nie Michael – nigdy on. Mógł ją kochać, ale nigdy w ten sposób. Jego dusza była temu przeciwna, a ciało reagowało na tą myśl znacznie gorzej. Isabel była jego siostrą – i niech tak pozostanie. To jedno wspomnienie, krótka chwila były przepełnione miłością i pożądaniem, a zadowolenie się czymś mniej znaczącym byłoby tragedią.

Przeznaczenie – westchnął zdenerwowany. Pieprzyć to. Nie ma przeznaczenia, oprócz tego, które sami tworzymy.

„Do zobaczenie później, Maxwell.” Michael zostawił swojego zdruzgotanego przyjaciela i wyszedł. Co mógł powiedzieć?

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Fri Mar 04, 2005 5:44 pm

Grrr, Isabel w tym ficku aż mnie odrzuca :? Jak ona może być taka nieczuła? W serialu to było cos całkiem innego. Lodowa Księżniczka robiła wszystko, żeby wykreować się na zimną i nieczułą, ze strachu. Ta Isabel jakoś nie robi takiego wrażenia :roll: Nawet Michael tak o niej mówi.

A sam Michael... lubię go tu strasznie 8) Nie jest taki inny, niemichaelowaty jak np. w "Wyborze Ocalałej", pokazuje się tu poprostu prawie od początku ta jego czulsza połowa. I jest taki uroczy... Tylko mam nadzieję, że czasem jeszcze pokaże, co potrafi sarkastyczny Michael :wink:

Nie da się tych części jakoś wydłużyć? :wink:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 12

Post by Cicha » Sat Mar 12, 2005 4:02 pm

Nie da się tych części jakoś wydłużyć?
Opowiadanie zostało podzielone na części przez Doc, a nie przeze mnie - nie mam wpływu na ich długość.

Część 12

Stał pod drzewem, w miejscu, z którego mógł je obserwować przez okno salonu.

Obie – Maria i jej mama płakały, przytulając się, tyle, że drobne ciało dziewczyny drżało w bólu i smutku. Dwa różne światy. Dwie kompletnie różne rzeczywistości, a niektóre rzeczy nie uległy zmianie - ciągle była rozdarta i zraniona.

Został i nad nimi czuwał. Nie mógł nic zrobić, aby naprawić, to, co się stało i nie mógł powiedzieć nic, co zmniejszyłoby jej ból, – ale mógł nad nią czuwać. Zasługiwała na to, jak i na wiele więcej. Zawdzięczał jej życie, ich dzieci i wszystko inne, czego nie były w stanie opisać słowa.

~~~

„ Wiesz, że nikogo nie oszukasz.” Powiedziała złośliwie Isabel ściszając głos.

„Co?”

Dziewczyna zajęczała drwiąco. „Znowu gapisz się na DeLucę.” Wywróciła oczami. „Najpierw Max sześć lat płaszczy się przed teraz już martwą Liz.” Wypowiedziała jej imię sztucznie słodkim tonem.” A teraz ty latasz za tą dziwną Marią.”

Michael odwrócił na chwilę wzrok od Marii. Isabel miała rację – obserwował, chodził za nią i pomagał, chociaż DeLuca nie miała o tym zielonego pojęcia. Ludzie nie dokuczali jej, bo Michael znajdował się gdzieś w pobliżu, patrząc na nich z wystarczającą złością w oczach, że dawali sobie spokój. Był jej tajemniczym obrońcą, a inni powoli się do tego przyzwyczajali – tak, więc, kiedy szła - myślami błądząc w swoim własnym świecie ludzie schodzili jej z drogi. Maria już się nie śmiała, a uśmiech całkowicie opuścił jej twarz – wszystko, co pozostało to sińce pod oczami, smutek i zgarbione ramiona, jakby ciężar jej ciała był za duży dla jej drobnej figury.

Michael odwrócił się do Isabel i spojrzał na nią nie komentując i tym samym nie podsuwając jej nowych argumentów. Nagle wstał i wyszedł bez słowa – Maria się ruszyła.

„Widzisz? A nie mówiłam?”

Max wreszcie podniósł wzrok na siostrę i powiedział cicho, „Zamknij się Iz.”

~~~

Michael śledził ją po szkole. Weszła do kwiaciarni, a potem poszła na cmentarz. Siedząc na ziemi koło grobu Liz Parker, mówiła i mówiła - opowiadała przyjaciółce o swoim dniu, najnowszych plotkach i obrzydzeniu, które żywiła do Vicky i jej tandetnych ciuszków.

„Kyle spotyka się z Vicky, ale wydaje mi się, że robi to, bo chce o tobie zapomnieć. Nawet tajemniczy Max Evans jest cichszy niż zwykle i wciąż nie ma nowego partnera na biologii.” Zawahała się, a jej głos był zachrypiały przez łzy. „Boże, tak za tobą tęsknię Liz. Brakuje mi ciebie.” Gdy wstała, aby odejść ocierając łzy na grób padł jakiś cień. Podniosła wzrok i spojrzała prosto w głębokie, złoto-brązowe oczy dziwnego Michaela Guerina. Ten chłopak przyprawiał ją o dreszcze. Odsunęła się od niego, z trudem łapiąc powietrze.

Wyciągnął dłoń – dłoń, która - ozdobiona pierścionkami - tak ją fascynowała. Jego dłonie były…Maria zepchnęła na bok te myśli i starała się wyglądać dzielnie - jakby nie miał na nią żadnego wpływu.

„Czego chcesz?”

Michael odchrząknął. Dziwne – prawie nic nie mówił odkąd to się stało.” Zobaczyłem cię i chciałem powiedzieć…” Cholera. Brzmiało tak żałośnie. „Chciałem powiedzieć, że jest mi przykro z powodu twojej straty. Że ją straciłaś.”

Dziewczyna pokiwała tylko głową i zaczęła, zmieszana powoli odchodzić. Nie mogąc się powstrzymać obejrzała się za siebie i ujrzała go ciągle stojącego przy grobie jej najlepszej przyjaciółki.

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 13

Post by Cicha » Sun Mar 20, 2005 2:42 pm

Część 13

Pan Sommers skończył pisać na tablicy i odwrócił się, aby spojrzeć na swoich uczniów. Sięgając za siebie, chwycił kilka kartek papieru.

„Każdy ma jakąś tajemnicę. Nikt nie jest do końca takim, jakim się wydaje. Odkrywanie tajemnic jest zadaniem dla…historyka. Przecież nawet w zwyczajnych ludziach drzemią czasem jakieś niezwykłe zdolności, które tylko czekają, aby je odkryć.” Chodził między przednimi rzędami i kładł na ławkach kupki kartek, aby zostały podane dalej do tyłu. „Do tego projektu połączyłem was w pary. Jako historyków, waszym zadaniem jest dowiedzieć się jak najwięcej o swoim partnerze poprzez zadawanie mu tych specyficznych pytań, a potem przygotowanie wypowiedzi ustnej na ten temat na jutrzejsze zajęcia.”

Maria spuściła podejrzliwy wzrok na kartki i otworzyła usta na kształt litery „O”.

„Przepraszam. Nie uważa pan, że te pytania są trochę zbyt osobiste?”

„O to chodzi. Uzyskanie osobistych odpowiedzi jest celem każdego biografa. I kto wie? Może zyskacie nowego przyjaciela. Dobra, a pary idą następująco: Daskal z Hausman’em, Kalinowski z Nell’em, Parker…” Pan Sommers zamilkł i przeczytał ponownie.” No to Whitman z Evans…Isabel Evans. Max Evans z Valentim, Papas z Cooney’em, DeLuca z Guerin’em.”

Oczy Marii pociemniały wraz ze wspomnieniem Liz – przygniatający, kłujący ból gniótł jej żołądek, gdy wreszcie dotarły do niej słowa nauczyciela.

„Chwila, powiedział pan Guerin?”

„Tak, Michael Guerin.” Pan Sommers spojrzał na nią bez większego zainteresowania.

„Nie, nic z tego. Nie ma mowy.”

„Słucham?”

Maria machnęła ręką. „Jego nawet tu nie ma.”

Mężczyzna rozejrzał się po klasie, aż jego wzrok spoczął wreszcie na miejscu, które zwykle zajmował nieuważny, śpiący uczeń, gdy wreszcie zdecydował się pokazać na zajęciach. „Więc to prawdziwe wyzwanie – wyśledzić badany obiekt. Trussell z Wolf’em…”

Dziewczyna zatrzymała się przy biurku nauczyciela mówiąc głośnym i irytującym tonem, sama do siebie. „To straszna i niespotykana edukacja. Ciekawe, co na ten temat mówi Konwencja genewska?”

„Liczę, że stanie się pani przez to lepszą osobą, panno DeLuca. Proszę myśleć o tym jak o ćwiczeniu swojego charakteru – jak życie w okopach, doznanie skutków wojny i to wszystko dla pani historii. Dla historii Michaela Guerina.”

Maria potrząsnęła głową. „Skąd pan wytrzasnął te wszystkie pytania? Z Cosmo? Podręcznika psychologii? Strony internetowej ‘Poznając ciebie, poznając mnie.’?”

„Z radością informuję panią, że te pytania zostały zaakceptowane przez radę szkoły. Idź i zdobądź nowego przyjaciela.”

DeLuca wytrzeszczyła oczy. Przyjaciela? Michaela Guerina? On ją przerażał.

Ciągle za nią chodził i obserwował. Robił dla niej miłe rzeczy – podawał talerze, które upuściła w Crashdown. Pewnej nocy, gdy wracała do domu po skończonej pracy zaczepiło ją kilkoro chłopaków. Nagle z ciemności wyłonił się Michael, a oni się zmyli. Odprowadził ją do domu, a gdy był pewien, że weszła do środka – szedł dalej.

Kiedy DeLuca poszła na grób Liz, obok ujrzała zasadzony krzak róż. Guerin przychodził z butelką wody i jak gdyby nigdy nic podawał jej ją, żeby podlała roślinę – to stało się rutyną. I prawie nigdy nic nie mówił.

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 14

Post by Cicha » Tue Mar 22, 2005 5:22 pm

Część 14

„Michael!” Odwrócił się, kiedy usłyszał głos Maxa. Cholera. „Myślałem, że dzisiaj będziesz na wszystkich lekcjach. Zaspałeś?”

„Przestań Max, dobra? Zastanawiałem się…” Zignorował reakcję przyjaciela na te słowa. „Muszę bardziej skoncentrować się na sprawach kosmicznych – w którejś z tych plotek, musi być choć odrobina prawdy.”

„Już to przerabialiśmy, Michael. Co się z tobą ostatnio dzieje? Wszystko, o czym myślisz to kosmici i odkrycie prawdy. Obejrzyj ‘ Z Archiwum X’ to może się uspokoisz. Zgrywanie Muldera i szukanie prawdy w fikcyjnych bajeczkach tylko wpędzi cię w kłopoty.”

Michael podrapał się po brwi – obrazy zamieniały się we wspomnienia. Po miesiącach i właściwie nie odzyskane, ale jego sny ciągle przepełniały zagadkowe obrazy.

Martwy mężczyzna ze srebrnym odciskiem dłoni na piersi.

Ten sam odcisk, który był na brzuchu - teraz już martwej – Liz Parker, gdy została wyleczona przez Maxa.

Pustynia i sen przepełnione jakimiś symbolami – nawet gwiazdy zaczęły go fascynować.

„Muszę iść.”

Max spuścił wzrok na swoje stopy. „Czy to przez ten kawałek metalu, który znalazłeś na pustyni?”

Michael zdawał sobie sprawę, że Max pamiętał kawałek metalu z powodu tamtego dnia. Gdyby nie pojechali na pustynię, Max byłby w kawiarni w chwili, w której została postrzelona Liz. Ocaliłby ją, nie zważając na wiążące się z tym niebezpieczeństwo zarówno dla niego, jak i dla innych.

Metal zniknął – rozpłynął się wraz z Marią, ale wspomnienia pozostały.

„Przez wiele rzeczy.” Nie mógł mu powiedzieć. Świat, który widział został zniszczony przez nich – przez kosmitów. Byli zbyt młodzi, za słabi – zdali sobie z tego sprawę, gdy było już za późno. Nie mógł pozwolić, aby tak się stało. Nie po raz drugi. „Myślę, że nie jesteśmy sami – są jeszcze inni.”

„Michael…”

Wzruszając ramionami w złości chłopak zaczął się oddalać. „Jesteś ze mną, albo przeciwko mnie, - ale ja i tak znajdę odpowiedzi.”

Evans stał, potrząsając głową. Zarozumiały, zuchwały i o nic nie dbający Michael w końcu ich wyda. Max, nie posiadając wiedzy przyjaciela na temat innego świata, nie miał pojęcia jak niesprawiedliwie brzmiał ten zarzut na ustach jego samego – osoby, która wcześniej wszystko zniszczyła ratując Liz Parker.

Michael wyszedł zmieszany ze szkoły. Gdzie i jak zacząć?

„Hej, poczekaj! Jaki jest twój ulubiony smak lodów? Mamy do zrobienia na jutro tą dziwną pracę domową z historii.” Wybełkotała szybko Maria - zanim Michael zdążył odejść i po drodze rozgnieść ją jak zwykłą muchę.

DeLuca cudem zobaczyła go oddalającego się od szkoły w zawrotnej prędkości. Wspaniale! Bała się, że będzie musiała jechać do jego domu i tam go odszukać.

„Sory, ale jestem zajęty.” Spojrzał na nią kątem oka. Boże – wyglądała pięknie, ale nie miał na to teraz czasu.

Dziewczyna chwyciła go za ramię, próbując zatrzymać. „Poczekaj – po prostu odpowiedz mi na te pytania, ok? Uh, um…kto jest twoim ulubionym krewnym?”

„Spadaj, dobra? Muszę…”

„Co? Musisz co? Co?” Bezczelnie skrzyżowała ramiona na piersiach, zaczęła tupać nogą i czekała. Co mogło być aż tak ważne? Kolejna drzemka?

Michael zerknął na nią i westchnął. „Jestem zajęty, ok.? Muszę znaleźć pewne informacje, a nie mam zielonego pojęcia gdzie zacząć.”

Maria wbiła w niego wzrok. „Dobra – rozumiem. Jesteś zielony.”

Widoczne na jego twarzy rozdrażnienie i wybałuszone oczy przyprawiły ją o szybsze bicie serca. Nie potrafiąc się powstrzymać, kąciki jej ust delikatnie uniosły się do góry. „Może zawrzemy układ?”

Zaczął odchodzić, ale zatrzymał się, aby na nią spojrzeć. W przeszłości słyszał już te słowa – w przeszłości. Lekko skręciło go, gdy usłyszał jej propozycję, ale stał gotowy.

„Układ?”

„Pewnie. Czemu nie? Pomogę ci w tym dzięki, czemu wreszcie zachowujesz się jak normalny człowiek, a ty odpowiesz na moje pytania, żebym dostała dobrą ocenę z historii i kiedyś mogła opuścić tą nędzną dziurę.”

„Niech ci będzie.” Chłopak chybotał się na nogach – Nikt inny nie śpieszył z udzieleniem mu pomocy i nikt tym bardziej nie podejrzewał, że Guerin myślał o czymś ważnym.

Maria skrzywiła się. Miała wrażenie jakby właśnie zawarła pakt z samym diabłem. Wspaniale – pachniało jej dwudziestoma Zdrowaś Maryjo, przemieszanymi z paroma Ojcze Nasz i sześcioma Aktami Żalu.

„Gadaj - o co chodzi?” Spytała, zanim straciła pewność, tego, co robi.

„O kosmitów.”

Zaśmiała się. „W Roswell? Idź do Centrum Ufologicznego i pozwól, aby ten zdziwaczały facet o wszystkim ci opowiedział, - ale uważaj stojąc przed nim. Zaczyna pluć, kiedy jest podekscytowany.”

„Ten gość doprowadza mnie do szału. Potrzebuję prawdziwych informacji, a nie teorii spisku.”

„Czemu? To jakieś zadanie czy coś?”

„Czy coś.” Spojrzał na nią. „ To pomożesz mi czy nie? Myślałem, że zawarliśmy układ.”

„Naprawdę tak myślałeś?” Zrobiła głupią minę, kiedy Michael zacisnął zęby. „Dobra. Interesują cię dziwne zdarzenia od czasu sławnej katastrofy?”

„Dokładniej mówiąc – szukam informacji o jakichkolwiek niewyjaśnionych morderstwach lub czegokolwiek o wydarzeniach paranormalnych, które miały miejsce od roku 1947.”

„W porządku.” Maria wyciągnęła kluczyki i skierowała się w stronę swojego samochodu, a Michael za nią podążył.

„Jedziemy gdzieś?” Przytaknęła. „Dobra.” Guerin rozejrzał się dookoła patrząc na innych uczniów. Czy właśnie uprowadzał go człowiek? To i tak nie miało znaczenie – to Maria. „Gdzie?”

„ Do Korytarzy Wiedzy.”

Spojrzał na nią jeszcze bardziej zmieszany. Czy to to samo, co Korytarze Sprawiedliwości z komiksu?

„Do biblioteki!” Wyjaśniła zdenerwowała.

„To my mamy bibliotekę?

Wywracając oczami, wsiadła do środka i otworzyła mu drzwi. Tylko oddychaj. Siedziała blisko upiornego Michaela Guerina. Sprawdziła listy gończe najbardziej poszukiwanych i nie trafiła na jego zdjęcie, ale…

~~~

Stał za nią zaglądając jej przez ramię, gdy skanowali interesujące go artykuły od czasu katastrofy z 1947. Gdy Michael zobaczył coś znajomego od razu kazał jej to kopiować. W gazecie z 1950 wreszcie znalazł to, czego szukał. Znalazł to.

Martwy mężczyzna, tajemnicze okoliczności, żadnych tropów dotyczących srebrnego odcisku, który po krótkim czasie zniknął.

„To to! Właśnie tego szukałem.” Przysunął się do niej, chcąc lepiej widzieć tekst.

Maria zmrużyła oczy, czytając informacje, a drukarka wypluwała zeskanowane, powiększone wersje artykułu.

„Nie ma tego dużo. Będziesz miał szczęście, jeśli chociaż jedno zdanie z tego jest prawdziwe, - ale wygląda no to, że było jakieś dochodzenie.”

Chwycił kartkę i przeczytał. Miała rację.

„Potrzebuję więcej.”

Maria obróciła się w krześle i spojrzała na zegarek. Robiło się późno, a oni jeszcze nie zaczęli odrabiać pracy z historii.

„To wszystko, co dostaniesz. Jest jeszcze tylko jedno miejsce, w którym możesz znaleźć jakieś informacje – oczywiście, jeśli coś z tego jest prawdą.”

Michael zwrócił na nią wzrok. „Gdzie?”

Wzruszyła ramionami i dalej skanowała informacje, które zawierał mikrofilm. „Biuro Szeryfa. Wygląda na to, że ojciec Szeryfa Valentiego prowadził śledztwo w tej sprawie – muszą mieć jakieś dokumenty na ten temat.” W sekundę wyskoczyła z krzesła, pociągnięta przez niego za rękę. „Hej! Zabierz te łapy!”

„Chodźmy.”

Maria szybko przewinęła mikrofilm, a następnie odłożyła na stojak z rzeczami, które zostały już wykorzystane i miały zostać przesortowanie.

„Dobra, tylko gdzie? I niech twoja odpowiedź lepiej brzmi, ‘ żeby dokończyć historię.’”

„Do Biura Szeryfa.”

Dziewczyna zajęczała. Jasne, - bo Valenti na pewno pozwoli miejscowemu, niegrzecznemu chłopcowi, Michaelowi Guerinowi przejrzeć swoje dokumenty. W życiu! Przedstawiła mu swoje zdanie na ten temat.

„Właśnie dlatego się włamiemy.”

Maria stanęła w miejscu. „Na pewno nie! To przestępstwo, koleżko! Nie dam się zamknąć w zakładzie dla nieletnich przez osobę, której nawet nie znam.”

Michael przyjrzał jej się uważnie. „Nie jesteś ciekawa? A może za bardzo się boisz?”

„Hej, niczego się nie boję – a już w szczególności nie ciebie! Ale jeśli wydaje ci się, że zdołasz przeciągnąć mnie na ciemną stronę to lepiej, żebyś planował najpierw trochę się otworzyć.”

Był zaintrygowany. O tak – otworzy się przed nią z wielką chęcią. Właściwie to robił to każdej nocy w snach. Zwilżając usta i próbując zapanować nad buzującymi hormonami, patrzył na nią krytycznie.

„Co konkretnie masz na myśli?” Spytał, najwyraźniej przegrywając z hormonami.

„Oh!” Uderzyła go w ramię. „Nie w ten sposób!” Po drodze do samochodu, przejrzała swoje papiery. „Jaki jest twój ulubiony program telewizyjny?”

O to chodziło. Chłopak wzruszył ramionami – jego zamiary były bardziej interesujące.

„Randka w ciemno”

Maria wytrzeszczyła oczy. „Nie możesz wymyślać odpowiedzi.”

„Kto powiedział, że je wymyślam?”

„Nie oglądasz ’Randki w ciemno’”

„W każdym facecie jest coś z kobiety.” Uśmiechnął się słysząc odgłos, jaki z siebie wydała w zdenerwowaniu. „’Miliard w rozumie’, dobra?”

Wsiedli do samochodu – Michael za kierownicą, a ona na miejscu pasażera wciąż zadając pytania.

„Twój ulubiony członek rodziny?”

„Nie mam żadnego. Następne.”

Maria zerknęła na niego. „Stawiam na Isabel – traktujesz ją i Maxa Evansa jak rodzeństwo, ale wydaje mi się, że ją lubisz bardziej.” Nie lubiła myśleć, że nikogo nie miał.

„Jasne, cokolwiek. Chociaż ostatnio nie cenię jej już tak bardzo.”

CDN
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Tue Mar 22, 2005 7:04 pm

W końcu jakaś dłuższa część :D

Praca z histrorii - skąd my to znamy? :cheesy: DeLuca i Guerin... są wspaniali razem :) Chociaż tu wydają mi się trochę inni, niż w serialu. Ale może to i dobrze - mamy w opowiadaniu coś z Doc 8)

A Doc jest świetną autorką - ostatnio przeczytałam 2 pierwsze części Those Left Behind i... spodobało mi się. Pomysł, wykonanie. Ale i tam bohaterowie są jacyś tacy... inni. No, ale to niekoniecznie jest wada, nie? :P

I wydaje mi się, że DocPaul nie lubi Maxa i Liz :P Za Isabel chyba też nie przepda :roll:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Część 15 - ostatnia

Post by Cicha » Thu Mar 24, 2005 3:16 pm

DeLuca i Guerin... są wspaniali razem Chociaż tu wydają mi się trochę inni, niż w serialu
To fakt - w opowiadaniach Doc Maria i Michael są inni niż w serialu. W serialu Maria była rozgadaną, roztrzepaną, ześwirowaną koleżanką Liz, a Doc w swoich ficach dodaje jej osobowości kolorów. Często tok myślenia DeLuci jest znacznie głębszy niż ten, który mogliśmy zobaczyć w tv. Ona także ma swoje tajemnice, o których mało kto wie.
Michael często jest jak lodowiec z sarkastycznym poczuciem humoru w stosunku do innych ludzi, ale kiedy chodzi o Marię - od razu się rozpuszcza :D
przeczytałam 2 pierwsze części Those Left Behind i... spodobało mi się
Aż mi się ciepło na sercu zrobiło, bo uważam "Those left behind" za fenomem twórczości Doc. To opowiadanie mogę czytać raz, drugi, trzeci... dlatego zaczęłam je już tłumaczyć (kończę 1 część, ale z zamieszczeniem na forach czekam, aż Doc podzieli tego fica na rozdziały)
I nie wiem czy tylko ja tak mam czy inni też, ale za każdym razem, czytając "Those left behind" ryczę jak głupia :oops: Przy ficach DocPaul staję się strasznie wrażliwa :roll:

Nadszedł czas na 15 - ostatnią część "All our tomorrows were yesterday". Prosiłabym o skrobnięcie paru podsumowujących słów, gdy już ją przeczytacie, bo wiem, że Doc interesuje przyjęcie opowiadania na naszym forum - a ja planuję jej je przedstawić :)
Poza tym ciekawi mnie, czy ktoś jeszcze (oprócz Nowej) czyta to tłumaczenie :wink:

Część 15

Maria szła za nim cichymi korytarzami komisariatu - Z łatwością ominęli funkcjonariusza siedzącego przy biurku przy drzwiach.

Michael zerknął na nią przez ramię - mamrotała pod nosem, a jej drobna dłoń ściskała tylni dół jego koszuli. Wyciągnęła mu ją ze spodni i chwilami czuł dotyk jej palców na swoim ciele. Zwilżając usta, spuścił wzrok na jej blond główkę i użył gniewu, aby opanować swoje pobudzone ciało.

Jej 'OMójBoże' stawały się coraz głośniejsze, a jemu zaczynało się kręcić w głowie od zawartości małej fiolki, którą wąchała.

"Zamkniesz się wreszcie?" Wyciągnął rękę i zabrał jej fiolkę. "Co to za świństwo?"

"Olejek cedrowy – uspokaja mnie." Wyszeptała głośno.

Michael zmarszczył brwi i oddał jej z powrotem naczynko. Nic dziwnego, że jest taka zakręcona – truła sobie resztę mózgu, tym gównem. I niech to szlag – jej szept ledwo można było nazwać szeptem. Bardziej przypominał krzyk.

"Znam lepszy sposób, żeby cię uspokoić."

Maria odparła nonszalancko. "Nie biorę narkotyków."

Chłopak zaśmiał się cicho, a po chwili odezwał. "Nie to miałem na myśli."

Weszli do biura. Maria stała przy drzwiach nasłuchując, podczas gdy Michael przeszukiwał szafki z dokumentami. Znalazł to, czego szukał. Oglądając zdjęcie i podnosząc klucz poczuł nadciągającą wizję, w wyniku, czego upadł do tyłu przewracając krzesło.

Maria słysząc donośny huk spojrzała na niego i przeklęła, gdy jej uszy dobiegł dźwięk zbliżających się głosów.

"Idą!" Podbiegła i pomogła mu wstać. Ustawiając krzesło, oboje podeszli do okna i otworzyli je. Michael wsadził dokumenty za pasek spodni i pomógł DeLuce wyjść na zewnątrz. Wyciągnął rękę i używając swoich mocy roztopił kraty, zamykając je, a potem złapał dłoń Marii i razem wskoczyli do śmietnika stojącego pod nimi.

Guerin szybko wyszedł z pojemnika i wyciągnął z niego dziewczynę. Wybiegli z alejki, zanim ktokolwiek zdążył podejść do okna i przez nie wyjrzeć. Gdy wsiedli do samochodu, oboje mieli trudności ze złapaniem oddechu. Ręce Marii trzęsły się nieubłaganie, gdy próbowała wyciągnąć z torebki olejek cedrowy. Cholerny olejek tym razem nie pomoże.

"Powiesz mi, co to było?"

"Niby, co?"

"Przewracanie, świecąca dłoń i brudzenie moich ubrań w śmietniku!"

"Nie mogę – nikomu nie ufam."

Westchnęła zdenerwowana. "Lepiej zmień tok myślenia, koleżko albo ta dziewczyna zacznie śpiewać! Spowiedź jest dobra dla duszy, więc albo ty wszystko wyśpiewasz, albo zrobię to ja."

Michael spojrzał na nią i omal nie zajęczał na głos. Była tak cholernie piękna. Usta pokryte różowym błyszczykiem, błysk w oczach i fałszywa, bohaterska poza, którą zdradzało drganie jej rąk – Była najodważniejszą osobą, jaką znał.

Pocałował ją.

Jego usta odnalazły jej wargi i wszystko naokoło straciło jakiekolwiek znaczenie. W ciasnym samochodzie, mała przestrzeń wydawała się nieskończona. Maria smakowała tak, jak pamiętał. Tak jak w jego snach.
Po chwili wahania oplotła ramiona wokół jego szyi i odwzajemniła pocałunek całą energią, jaką znalazła w swoim drobnym ciałku. Drganie nie było już wynikiem strachu, lecz namiętności.

Odsunął się trochę i oparł czoło o jej. Wpadł po uszy – uczucia i wspomnienia z życia, które już nie istniało szybko powracały.

"To, żeby cię uspokoić." Powiedział zachrypiałym głosem, próbując normalnie oddychać pomimo ciężkiego bicia serca.

Maria odchrząknęła, ale nie potrafiła oderwać oczu od jego ust. O Boże! Pocałował ją Michael Guerin – i to pocałował ją świetnie! To dziwaczne doświadczenie smakowało jak uprowadzenie przez kosmitów – każda cząsteczka w jej ciele krzyczała o niego.

"Dziwne – w ogóle nie czuję się spokojna."

"A co czujesz?"

Wreszcie podniosła wzrok i spojrzała w otwarty ogień szczerości jego oczu. Czuła ruch jego dłoni na swoim ciele…

"Czuję, że chyba powinnam zacząć krzyczeć." Maria przysunęła się do niego, mocniej zaciskając ramiona wokół jego szyi. "Może powinieneś mnie znowu pocałować.?"

Michael burknął pod nosem – jasne, od dawna wiedział, że lubiła się rządzić.

"A co z zadaniem z historii?"

Uśmiechnęła się. "Wymyślę odpowiedzi."

Chłopak odwzajemnił uśmiech i znowu ją pocałował. Jego dziewczyna!

Nie było przeznaczenia, oprócz tego, które sami tworzyli.

KONIEC
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 28 guests