The Gravity Series: Gravity Always Wins [by RosDeidre] cz.45

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Thu May 13, 2004 10:24 pm

Nan, nie jest tak źle. To tylko od czasu, kiedy mama skończyła informatykę :cry: Wcześniej rządziłyśmy z siostrą. A potem były studia... i mój własny komputer :cheesy: :cheesy: , który mam już 1,5 roku... skromny, ale własny.Muszę cię pocieszyc... GAW jest przesiąkniete Maciem i Tess. W przeciwieństwie do HTDC jest to opowiadanie nie tylko o Maxie i Liz... wierz mi, będziesz usatysfakcjonowana. Tylko wystarczy trochę cierpliwości, a ona się opłaci!
Image

User avatar
Dzinks
Starszy nowicjusz
Posts: 163
Joined: Fri Jan 16, 2004 1:42 pm
Location: Przemyśl
Contact:

Post by Dzinks » Fri May 14, 2004 12:37 pm

Eh tak szybko tłumaczysz, że nie nadążam , ale z tą cześcią nadążyłam. Wydaje mi się , że tłumaczyć jest łatwiej, niż pisać samemu. Tutaj mamy całą fabułę, a w swoich opowiadaniach musisz wszystko sama wymyślać.Chciałam cię zapytać, czy napisałaś coś swojego? Czy tylko zajmujesz się tłumaczeniami?Chętnie bym coś przeczytała takiego, najlepiej się uczyć od najlepszych.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Fri May 14, 2004 2:55 pm

Niestety artami Marco nie dysponuję. Znalazłam tylko taki mały Maxa i Liz.ImageI jeszcze jeden:ImageNan - zawsze możesz podesłać mi kilka zdjątek aktora, z którego wyglądem utożsamiany jest Marco. Zobaczę, co sie da z takim czymś zrobić...
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri May 14, 2004 4:58 pm

Dzinks, co do prezentowania swojej twórczości, niestety nie mam talentu i wyobraźni Hotaru, Nan, czy naszych zagranicznych autorek. To prawda, tworzenie własnych opowiadań jest trudniejsze...tylko pytanie co, kto ma do przekazania...Wystarczy zajrzeć do f-f xcom, czy na forum...wśród zalewu miernoty i kiczu, na palcach jednej ręki można znaleźć coś naprawdę interesującego i wartościowego. Jest złota zasada - albo pisać dobrze albo nie pisać wcale. Po co się kompromitować..nie każdy kto umie trzymać pióro w ręku jest pisarzem. :wink:Hotaru, jeżeli potrafisz robić fanarty, może zrobiłabyś kilka z Marco...a także z Tess - byłoby fantastycznie, tym bardziej, że poza jednym (Lizziett je kiedyś ściagnęła, plus tytułowy do opow.) nie mamy nic :( A Tess i Marco, to byłby niezły smaczek i cudowna perełka do Gravity. Przejrzę jakieś fotki z Collinem Farellem...a może Nan znajdzie kogoś, kto jej się kojarzy z tą postacią. :D
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri May 14, 2004 5:37 pm

Błagam, wszystko, tylko nie Farella! Nagle jakoś przestał mi pasować i zamiast z wojownikiem, poddanym Króla i Królowej kojarzy mi się z rozpuszczonym dzieckiem. Już nawet nasz rodzimy Żebrowski a' la Skrzetuski byłby lepszy... :P Nie wiem, kogo, pomyślę, ale skoro mamy mieć naszą własną wersję Marco :roll: to musi to być ktoś z klasą, a nie jakiś rzekomy alkoholik i narkoman...Rany boskie, pół godziny usiłowałam założyć soczewki kontaktowe... A rezultat jest taki, że na każde oczko widać dobrze, tyle że w sumie to jest jakoś dziwnie, ze względu na różne wartości... I po co ja się na to zdecydowałam, na pewno nie dla urody! Zdejmowanie przy wkładaniu to małe piwo przed śniadaniem :wink:PS2: Znalazłam coś... Co prawda pasuje to raczej do wcześniejszych rozdziałów, ale co tam 8)Imagei drugi z tej samej serii :wink:Image
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri May 14, 2004 7:19 pm

Aniu, gdzie Ty takie cuda znalazłaś. Śliczne....aż westchnęłam z czułością...musicie przyznać, że trudno doszukać się drugiej takiej pięknej pary. :uklon:Mnie z kolei bardzo podoba się Collin, jakoś od HTDC mam go stale przed oczami a w Prologu do GAW pasował mi jak nigdy z tą mroczną urodą. Pamiętaj ta postać jest wielowymiarowa. Żebrowski...ekm w nim nie ma nic magicznego a Marco i Skrzetuski...to dwie tak różne osobowości i typy.
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri May 14, 2004 7:27 pm

Dzisiaj mam po prostu dobry dzień... I nie mówię, żeby od razu wpychać Żebrowskiego do GAW :P Bez przesady, już prędzej Bohuna :mrgreen: Ale na poważnie - po prostu... Colin ciut ciut mi nie pasuje. Ale gdyby go zmienić na jakiegoś innego.../westchnienie/. Nie no, nie narzekam, w ogóle już się zamykam i zmykam :wink:
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Mon May 17, 2004 6:59 pm

Bohun, hmm już lepiej. A może Orlando Bloom :wink: Hotaru nie wypowiedziałaś się na temat pomysłu ewentualnych fanartów Marco. :D

[b:9bc8dc4888]Gravity Always Wins - część 5 [/b:9bc8dc4888]

Po zakończeniu spotkania wszyscy wyszli do swoich zajęć. Max poszedł do biblioteki ale Liz wyczuwała jak desperacko pragnął skupić się na dokończeniu pracy naukowej. Została tylko Tess więc postanowiły zamówić pizzę i spędzić ze sobą trochę czasu.

Siedziały na podłodze słuchając starych przebojów Counting Crows z płyty CD. Max z sentymentem ją przechowywał, często słuchał, jednak już bez towarzyszącego mu smutku.

Tess polała swoją pizzę sosem Tobasco i podała butelkę Liz. Potrząsnęła głową a Tess się roześmiała
– Jeszcze się w nim nie rozsmakowałaś ?

- Nie całkiem – odpowiedziała – Może pikantne potrawy teraz troszkę bardziej mi smakują zanim....- urwała. Chyba za dużo powiedziała ale patrząc na Tess przypuszczała, że nie da za wygraną.

- Zanim ? – Tess z ciekawością podniosła brwi.

- No...zanim z Maxem...

- Mówiąc innymi słowami, zanim połączyliście się z Maxem ? – figlarne ogniki zatańczyły w jej oczach.

Liz spłonęła na twarzy zastanawiając się skąd Tess może o tym wiedzieć, chociaż oczywiście Marco w liście o tym wspominał. Starała się nie dostrzegać mocniejszego akcentu w jej głosie – widocznie wiedziała sporo o ich duchowym pobieraniu się.

- Tess ! – zawołała przewracając oczami – Nawet o tym nie mów.

- Daj spokój, wiem wszystko o kosmicznych ptaszkach i pszczółkach – roześmiała się odgryzając kawałek pizzy – Dzięki Nasedo.

Liz wiedziała, że z jej twarzy można doskonale czytać i mimo, że to śmieszne czuć zakłopotanie z powodu jakiejkolwiek wzmianki o jej związku z Maxem, nawet tak prywatnej jak ich więź, ale miała przed sobą Tess, która kiedyś sama miała na niego ochotę.

Tess podniosła głowę i oprzytomniała – Posłuchaj...nie musisz czuć się nieswojo. Już dawno zrezygnowałam z Maxa. Wiesz o tym.

Liz skinęła głową sięgając po kawałek pizzy.

- I co, rzeczywiście jest tak niesamowicie jak mówią ? – Tess ściszyła głos – Ten kosmiczny seks ?

Nie o taką rozmowę jej chodziło – porównując wszystkich, w tym wypadku wyjątkowo chodziło o Tess – Nawet nie zamierzam odpowiadać – roześmiała się zmieszana.

- Mówię poważnie, Liz – ciągnęła cicho – Naprawdę chcę wiedzieć...bo jak widać nigdy nie będę tego miała.

Liz usłyszała odrobinę smutku w jej głosie i zmarszczyła brwi - Nie widzę powodu dla którego nie mogłabyś mieć.

- O tak, na pewno. Bo mnóstwo kosmitów kręci się w okolicach Las Cruces … czy gdzieś jeszcze na tej planecie.

- Cóż, najwidoczniej są – przypomniała Liz – Nie dalej jak dzisiaj spotkałyśmy jednego z nich.

Na wzmiankę o Marco tym razem zarumieniała się Tess, a Liz kiedy to zauważyła zapamiętała jako ważną informację.

- Jasne, tylko że jego nie można brać pod uwagę – roześmiała się nerwowo – Jest waszym obrońcą.

- Niech ci będzie, ale powiedział, że są tu także inni. I jeżeli to o czym wspomniał Michael jest prawdą, są z pewnością cudowni.

Tess uśmiechnęła się miękko i nałożyła sobie następny kawałek – Może.

- Słuchaj, myślę, że Michael wysnuł niezłą teorię – ciągnęła dalej Liz – Ty jesteś wspaniała...Isabel oczywiście też. Nie wydaje się żeby rządził tym przypadek.

- Dzięki za uznanie ale już dawno przestałam wierzyć że kogoś znajdę.

- Nie myślisz tak na serio – zapytała poważnie Liz stawiając swój talerz na podłodze – Faceci często cię zapraszają...tylko ty się od nich odwracasz.

- Może to kwestia mojego obcego pochodzenia – odpowiedziała cicho Tess lejąc Tabasco na swoją porcję.

- Zaczęłam spotykać się z Maxem kiedy oboje sądziliśmy, że jestem człowiekiem – zaprotestowała delikatnie Liz.

- Jesteście z Maxem wyjątkowi, Liz. Nie każdemu coś takiego się przytrafia.

No cóż, w tej sprawie nie mogła z nią dyskutować.

Liz podniosła się by zmienić płytę. Już naprawdę nie mogła dłużej słuchać Long December. Od czasu kiedy byli razem, Max zamęczał ją tym nagraniem setki razy.

- Uważam, że nie ma powodu żebyś nie mogła....połączyć się z człowiekiem, Tess – powiedziała – Przynajmniej z tego co wiem.

- Kiedy przed laty całowałam się z Kylem nie doznaliśmy żadnych błysków. Niczego.

- Może dlatego, że to był właśnie Kyle.

Tess roześmiała się gardłowo – Taak, i tu się z tobą zgadzam.

- Za to Maria i Michael mają bardzo intensywne okresy – pocieszyła ją Liz siadając znowu na podłodze.

Tess podniosła brwi – Mają...

Liz zakasłała. Zwierzenia stawały się zbyt osobiste...dla wszystkich.

- Oni chyba nie...- głos Tess ucichł.

- Nie, nie sądzę ale o ile wiem, ich związek ma bardzo uczuciowy charakter.

Tess zamyślona skinęła głową, i nagle zupełnie się wyciszyła – Zmieńmy temat, dobrze ? – Jest tyle ważniejszych spraw.

- Na przykład Marco ? – podsunęła jej Liz i znowu zobaczyła jak Tess się czerwieni.

- Przyjmijmy, że Marco – odpowiedziała wolno. Liz uśmiechnęła się i z tajemniczą miną pochyliła się w jej stronę – Jest naprawdę cudowny, czyż nie ?

- Liz! – Tess przewróciła oczami – Proszę.

- Dobrze, dobrze – uniosła w górę ręce poddając się – Dam ci już spokój.

Nagle Liz roześmiała się z całego serca. Cała ta rozmowa była wyjątkowo osobliwa. W ciągu ostatnich lat zbliżyły się do siebie ale poruszanie takich tematów było dla nich czymś zupełnie nowym. Uśmiechnęła się z zadowoleniem myśląc że wreszcie pomału stawały się dobrymi przyjaciółkami.

- W takim razie wróćmy do tych spraw łączenia się – powiedziała Tess przerywając jej rozmyślania. Liz cicho jęknęła i teraz Tess się roześmiała – Hej, wcześniej ty mnie cisnęłaś, teraz kolej na mnie.

– Przynajmniej sprawiedliwie – odpowiedziała spokojnie Liz.

- Chcę tylko wiedzieć jak to jest – Tess z ciekawością utkwiła w niej niebieskie oczy – Nie chodzi mi akurat o ciebie i Maxa, dobrze ? Powiedz tak ogólnie.

Liz długo się zastanawiała gryząc wargę. Wbrew sobie rozmarzona westchnęła – To coś niewiarygodnego, Tess. Po prostu najpiękniejsza rzecz na świecie.

- Cholera – jęknęła ściągając brwi – Wiedziałam.

- A najbardziej niesamowite jest to...że coraz mocniej się nasila...- głos jej zamarł. Nagle coś wpadło jej do głowy, mimo uczucia zakłopotania jakie jej towarzyszyło.

- Co? – zapytała Tess.

Liz wahała się, chciała ją zapytać o coś, co opierało się na dużej dawce zaufania. Nie była go pewna w stosunku do Tess ale sytuacja stwarzała jedyną okazję bo prawdopodobnie ona znała odpowiedzi na wątpliwości jakie ją nurtowały.

Spojrzała w przenikliwe, niebieskie oczy i nabrała śmiałości – wziąć głęboki wdech i mieć nadzieję, że ich relacje rzeczywiście osiągnęły wymagany poziom. Przysunęła się do stolika i ciągnęła palcem wzdłuż sęków na drewnianym blacie.

- Tess, mogę cię o coś zapytać ? – zaczęła cichutko – O coś bardzo osobistego... co pozostanie tylko między nami, dobrze ?

- Jasne – w jej oczach pojawiła się ciekawość.

- Umm...Liz wahała się przez chwilę. Było trudniej niż przypuszczała – Czy jest jakiś powód dla którego z czasem...te sprawy stają coraz silniejsze ?

Tess bez słowa wpatrywała się w nią, rysy twarzy miała zupełnie nieruchome i Liz natychmiast pożałowała, że poruszyła ten temat.

- Liz? – zapytała rozglądając się po pokoju – Pytasz o to, o czym myślę że pytasz ?

- Nie wiem – odpowiedziała nieśmiało – A myślisz, że o co pytam ?

- No więc... - Tess mierzyła ją wzrokiem by za chwilę odwrócić oczy a Liz widziała jak odrobinę się zaczerwieniła – Czy to ma coś wspólnego ze szczególnym okresem w którym...można powiedzieć, wasze fizyczne pragnienie jest nie do zaspokojenia ?

Liz szybko upiła kilka łyków coli i omal się nie udławiła. No niech jeszcze Tess przeliteruje to głośno.

- Tak – wykrztusiła – Tak, chyba o to pytałam.

- Więc nie wiesz, prawda ? – zapytała zaskoczona – Nic nie wiesz o...tych wszystkich kosmicznych pszczółkach i ptaszkach ?

- Tess – zapytała poważnie Liz – O czym ty mówisz ?

- Dobry Boże – jęknęła – Do tej pory sądziłam, że masz o tym jakieś pojęcie.

- Pojęcie o czym ? – niemal krzyknęła bo zaczynała czuć się niezręcznie i głupio.

Nie mówiąc o tym, że była strasznie ciekawa.

- Że jesteś w cyklu...okresie. W sezonie godów. Jezu, Liz od czterech lat jesteś mężatką, jak możesz tego nie wiedzieć ?

W życiu nie czuła się tak zawstydzona jak w tej chwili. Czuła jak się czerwieni od czubka włosów po koniuszki palców stóp.

- Nie wiem o co ci chodzi ? – odpowiedziała spokojnie chociaż w sercu wcale nie była spokojna – Nie potrzebujemy żadnych sezonów...my tylko...

- Nie rozumiesz Liz – przerwała jej delikatnie Tess - Chodzi mi....więc dobrze, są pewne okresy, w czasie których czujecie do siebie pociąg. Sezon godów jest wtedy... jak ty jesteś na niego...

- Przestań ! – krzyknęła piskliwie zrywając się na nogi – Nawet nie wymawiaj tego głośno ! – wzdrygnęła się – Ooo nie ! zdecydowanie nie !

- Liz – Tess zaczęła się głośno śmiać – Tu nie ma się czego wstydzić.

- Nie, to jakiś koszmar – zaczęła szybko chodzić po pokoju, nie była w stanie się zatrzymać – Brzmi jak wśród zwierząt, czy coś w tym rodzaju.

- Wcale nie - Tess zdecydowanie pokręciła głową – To najbardziej naturalna rzecz na świecie. I naprawdę piękna.

- Nie przyjmuję tego – szepnęła Liz siadając na podłodze obok Tess – Niczego nie potrzebujemy by pragnąc się wzajemnie.

- Oczywiście – odpowiedziała zamyślona Tess – Jednak oboje jesteście kosmitami. W porównaniu z ludźmi nasza rasa jest zredukowana...ograniczona, a to jest niezbędne do zapewnienia reprodukcji.

Liz położyła głowę na stoliku i miękko uderzała w czołem w blat – To najbardziej pokręcona rozmowa jaką kiedykolwiek prowadziłam.

Usłyszała delikatny śmiech – Jesteś mężatką, Liz dlaczego czujesz się niezręcznie ?

- Nie wiem. Może dlatego że rozmawiam z tobą – odpowiedziała cicho.

- No cóż, ale ja znam odpowiedzi na twoje pytania.

Liz podniosła głowę i odchrząknęła – Dobrze, porozmawiajmy, ale naprawdę chcę wiedzieć więcej.

- W porządku.

- Dlaczego nie mieliśmy tego...problemu wcześniej ? Jak mówisz, jesteśmy małżeństwem od czterech lat.

- Może musiałaś dojrzeć do odpowiedniego wieku, pamiętaj, tu chodzi o prokreację.

- Biorę pigułki.

- Dla twojego organizmu to nie ma znaczenia.

- Jak często ?

Tess potrząsnęła głową – Nie mam pewności...myślę, że różnie...ale co najmniej raz na rok.

- Boże - jęknęła Liz przeciągając ręką po włosach – Teraz wiem czego się mogę spodziewać.

Tess uśmiechnęła się, pociągnęła łyk coli i postawiła przed sobą na stole. Przysunęła się bliżej i odchrząknęła - Um, Liz, w związku z tymi cyklami jest coś jeszcze...co powinnaś wiedzieć.

- Co ? – szybko podniosła na nią wzrok.

- Nasedo powiedział, że cykl jest także sposobem na pełne rozbudzenie naszej obcej natury – zawahała się – To jest także jeden z celów, do którego my hybrydy dążymy.

- Och – Liz przegryzła wargę. Coś w tym stwierdzeniu wytrąciło ją z równowagi i nie umiała określić z jakiego powodu. A w ogóle ta cała rozmowa doprowadziła jedynie do tego, że czuła się nieswojo... i skręcało ją dołku.

- I jeszcze muszę ci coś wyjaśnić, zgadzasz się ? – zapytała miękko Tess – Jeżeli chcesz możesz się na mnie wściekać ale jestem twoją przyjaciółką i uważam, że powinnam ci powiedzieć.

Słowa zabrzmiały złowieszczo i Liz poczuła zasychanie w gardle.

- Jasne – przełknęła z trudem ślinę – Mów.

- Liz, moim zdaniem boisz się swojej obcej natury – powiedziała patrząc na swoje ręce – I kiedy powiedziałam na czym to polega, ta wiadomość cię przeraziła. Wzbudziła w tobie pewną odrazę.

Nie była w stanie zdobyć się na nic innego jak tylko patrzeć na Tess z uchylonymi ustami. Niezliczone myśli i emocje przebiegały przez jej umysł powodując zamęt.

- Słowo honoru, nie mogę uwierzyć, że coś takiego przyszło ci do głowy – Liz podniosła lekko głos – To co mówisz sugeruje, że w pewien sposób nie aprobuję Maxa.

- Ależ skąd, Liz. Co ma wspólnego z Maxem pogodzenie się ze swoją obcą naturą ?

- Bo mówisz że się boję, a to oznacza że boję się także tej jego obcej połowy.

- Co ty wygadujesz – powiedziała miękko Tess – Nie chodzi o zaakceptowanie Maxa jako kosmity. Problemem jest w tym, że ty nie postrzegasz siebie jako obcej, Liz.

Wpatrywała się w Tess z mocno bijącym sercem i wiedziała, że ona ma całkowitą rację. A kiedy dotarło to do niej, poczuła podchodzące do oczu łzy.

Nigdy tak naprawdę nie myślała o sobie jako obcej. Owszem Max...i pozostali.

Ale nigdy ona.

Tess dotknęła jej ręki i miękko ścisnęła – Dlatego wiadomość o sezonach godowych tak bardzo cię oszołomiła.

- Miałam wrażenie...jakbym była czymś gorszym niż człowiek.

- Nie chodzi o to, że jesteś gorszym człowiekiem, prawdą jest, że ty nie jesteś człowiekiem, Liz. Posiadasz tyle umiejętności i darów a nigdy nie chciałaś z nich korzystać.

Liz potrząsnęła głową wycierając łzy, zgadzała się z Tess – Nie. I nawet nie próbowałam.

- To prawda, a Max cię nie zachęcał – mówiła ciepło – ponieważ, jak myślę, wie jak bardzo się boisz.

Serce jej się kroiło. Jeżeli Max wie, to na pewno przypuszcza, że się go boi. I znowu łzy podeszły do oczu – Czy on ci o tym powiedział ?

Tess zdecydowanie pokręciła głową – Nigdy.

- Jestem załamana, bo dlaczego Max ma nie sądzić, że jest inaczej ?

- Liz. Max wie, że akceptujesz go całym sercem. Ale to nie jest to samo jak zrozumienie i pogodzenie się z tą częścią siebie której się wstydzisz. Nie dorosłaś do pojęcia kim jesteś...podobnie jak my.

- Mnie zawsze trudno będzie się z tym pogodzić – Liz ciężko westchnęła – Nie widziałam swojego inkubatora....niczego. Mam tyle pytań na które nie znajduję odpowiedzi.

- Może Marco będzie umiał odpowiedzieć na niektóre z nich.

- Nie wiem nawet jak używać swoich darów – mówiła cicho Liz – Nie mam o tym pojęcia.

- Właśnie o tym mówię Liz...gdybyś pojęła swoją obcą naturę, zaczęłabyś rozumieć.

- Ale jak mam to zrobić ? – jej głos gęstniał od strachu. Serce waliło jak szalone.

- Wydaje się że cykl...w jakim teraz jesteś powinien otworzyć w tobie pewne obszary – Tess podwinęła pod siebie nogi – Jeżeli na to pozwolisz. Po to między innymi istnieje.

- W jaki sposób ? Co masz na myśli ?

Teraz Tess się zarumieniła się, jej jasna skóra poróżowiała – Kiedy się kochacie...kiedy dochodzi do połączenia. Właściwie oboje wiecie...ale musisz się na to otworzyć.

- Och..., Liz poczuła jak policzki szybko robią się gorące.

- Max, jako twój mąż, partner może...pomóc obudzić to w tobie, rozumiesz ? O tym właśnie mówię.

Liz długo wpatrywała się w nią czując się tak niezręcznie. Myśli próbowały nadążyć za tym czego się dowiedziała ale teraz nie była w stanie niczego w sobie poukładać.

- Otrzymałam od ciebie mnóstwo przydatnych informacji, Tess – roześmiała się w końcu podnosząc na nią oczy – Jesteś moim kosmicznym doktorem Ruthem.

Tess uśmiechnęła się miękko – Dla ciebie jestem doktor Tess. Bardzo ci dziękuję.

- Akurat w tym przypadku zapamiętam...bo pytania pozostają.

- Doskonale. Zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować.

Długo z uśmiechem patrzyły na siebie a potem Liz zaczęła się histerycznie śmiać - Och. Mój. Boże. – jęknęła kryjąc twarz w dłoniach.

- Co się stało ?

- Ale mi się trafiło – z trudem wykrztusiła Liz nie mogąc opanować śmiechu – Muszę wszystko wyjaśnić Maxowi. Powiedzieć mu, że jesteśmy...w okresie rui.

Tess zakrztusiła się swoją colą i obie rozchichotały się jak szalone.

- I uważasz, że rozmowa będzie interesująca – śmiała się Tess.

- Nie przypuszczam żeby to polegało głównie na rozmowie.

- Nie, tylko... na wzajemnym...kontakcie, tak ?

Liz chwyciła z kanapy poduszkę i trzepnęła nią mocno Tess. A potem długo się śmiały.

Cdn.
Last edited by Ela on Mon Jul 12, 2004 1:24 pm, edited 2 times in total.
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon May 17, 2004 8:02 pm

Nie. Bloom jest jeszcze gorszy. Za młody. Już Bohun byłby lepszy... Taki buntownik :wink: Co prawda raczej w typie wschodnim, ale... :P Heh, a tak w ogóle - na RF nasilają się ostatnio nowe rodzaje Chemistry - już nie Jason&Shiri, ale Shiri&Drew Fuller... Zerknijcie na jego zdjęcia. Może ma i ładne oczy i na niektórych wypadł pięknie (na tych z dłużymi włosami... co ja z tym mam?) a na innych :?A odcinek - zaskakujące, ale na biologii przerabiamy rozmnażanie. Tyle że człowieka :) Dzisiaj dostałam ataku śmiechu oglądając francuski film w którym plemnik leciał po trupach kolegów do komórki jajowej, a do tego taka patetyczna muzyka... takiego samego ataku śmiechu dostałam czytając o okresie godowym :lol: Lepiej już nic nie będę pisać... :lol:
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Mon May 17, 2004 8:26 pm

Jak za młody, Nanuś...Marco nie miał jeszcze 25 lat...a jednak Bohun był chyba po trzydziestce. I tak źle i tak nie dobrze...heh.Shiri&Drew Fuller... Zerknijcie na jego zdjęcia. Może ma i ładne oczy i na niektórych wypadł pięknie (na tych z dłużymi włosami... co ja z tym mam?) a na innych Co prawda dzisiaj nie mam najszczęśliwszego dnia i trochę nie kontaktuję...co to jest Drew Fuller i gdzie tego szukać ?.. byłam na RF i zrobiłam takie oczy bo niczego nie znalazła :shock: I kto ma ładne oczy i długie włosy ?...złóż to na krab mojej umysłowej niedyspozycji Aniu, ale nie wiem do kogo je odnieść :cheesy:A odcinek Gravity, jak znalazł do Twoich poglądowych lekcji z biologii o "ptaszkach i pszczółkach" :lol:
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon May 17, 2004 9:14 pm

Hm... Po pierwsze Bloom mi nie pasuje "ideologicznie". Nie ten typ...Co do Fullera - kiedyś o nim wspominałam, i nareszcie wiem, z kim mi się kojarzył cały czas... Nareszcie, co za ulga, dręczyło mnie to już od dawna... Jared Leto. Podobny nieco, albo ja już wszystko widzę tak samo :D Wątpię, żeby link bezpośrednidziałał... ale trudno. Drew ma ładne oczy. Czasami. I ładnie mu w dłuższych włosach. I można spotkać na RF bannerki przedstawiające Drew i Shiri... Yh, chyba się rozpisałam, i to nie na temat :? Zmykam, zanim tata się na mnie obrazi za zajomwanie komputera... Wykasować te wcześniejsze posty.
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Tue May 18, 2004 5:59 pm

Hm, nie wypowiedziałam się... fakt. Czekam na decyzję, kogo mam umieścić na fanrcie... A ten pan... z linku - w życiu! Straszne, nie... Wygląda jak kobieta. A Marco jest w każdym calu mężczyzną 8) Przynajmniej według Tess :cheesy:Część świetna - pszczółki ;) Jeszcze tylko czekam na wyjaśnienia, co się stało z inkubatorem Liz i będę very happy :cheesy: :cheesy:Eh, nie jestem w stanie z siebie dużo dziś wykrzesać. Mam wyprany mózg - dwa koła, ekonometria, a jutro i w czwartek nie lepiej. Przyszły tydzień przedstawia się równie znakomicie <ciężkie westchnienie>... nawet myśl o pójściu do domu mnie przeraża, nie mówiąc o nauce. Chyba wolałabym mieć problemy jak Liz w tym chapterku :cheesy: Chociaż może nie... jednak nie... hm, co ja plotę... lepiej już sobie pójdę, zanim skompromituję się do końca...
Image

User avatar
Dzinks
Starszy nowicjusz
Posts: 163
Joined: Fri Jan 16, 2004 1:42 pm
Location: Przemyśl
Contact:

Post by Dzinks » Tue May 18, 2004 6:38 pm

Heh te cykle, pożądanie no no no co tu się dzieje?Tłumaczaj ten ciąg dalszy, bo chce znać konsekwencje :wink:
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue May 18, 2004 8:08 pm

Ech... czyżby wszystkim coś nagle rzutowało na umysł...? U mnie również następuje stopniowe skretynienie - sprawozdanie na WoS z sejmu napisałam w tonie żartobliwym i oddałam nauczycielce... A teraz modlę się, żeby wzięło w niej górę poczucie humory i jej sypmatia do mojej skromnej osoby :? chyba i tak muszę sobie przygotować jakieś usprawiedliwienie, że i tak to było nudne, to po co nudzić się drugi raz :roll:Hotaru, prośba o wykasowanie moich dwóch poprzednich postów.
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Tue May 18, 2004 8:34 pm

Ech...legendarne pszczółki i ptaszki na horyzoncie 8)Właśnie stwierdziłam że Gravity Trilogy to jest właśnie opowieść, którą chciałabym zobaczyć kontynuowaną w serialu...właśnie ją, nawet bardziej niż Revelations...jest tu wszystko, czego potrzeba by stworzyć znakomity serial...jest dusza, której zabrakło zwłaszcza w 3 sezonie...są emocje, bez których Roswell nie mogłoby istnieć...są wspaniale oddane, bogate charaktery naszych ukochanych Czechosłowiaków, łącznie z postaciami które dopiero RossDeidre powołała do życia...i co najważniejsze, pomiedzy tymi bohaterami uczucia wręcz kipią, emocje się kotłuja, przechodząc płynnie z miłości do nienawiści, poprzez oddanie, zazdrość i żal i wybaczenie...istna symfonia, pełna aluzji i niedomówień, sytuacji które mogą się wydać cokolwiek niedwuznaczne 8) ..I wszystkie te emocje nie skupiają się wyłącznie na romansie pary M&L względnie M&M, wchodząc znacznie głębiej, dotykając wszystkich między ludzkich intreakcji...jak chociażby nieoczekiwana, wciąż jeszcze nieśmiała przyjaźń, jaka nawiązała się pomiędzy Liz&Tess...miodzio :wink: ta delikatna ironia podszyta czymś znacznie bardziej poważnym.Dzięki Elu za piękne tłumaczenie....kto mógłby zmierzyć sie z tym opowiadaniem, jesli nie ty...przepraszam że nie wpadam tu często i pewnie przez jakiś czas jeszcze nie będę, bo tona zwaliła mi się na głowę, ale w każdym razie wiedz że pamiętam i jestem blisko duchem :wink:Nan, nie przejmuj się, ja też cierpię na stopniowe skretynienie :mrgreen:I kto to u diabła jest Drew Fuller? Widziałam go w avatarze jakieś laski na RF, "Chemistry it is all about eyes", jakiś taki mydłkowaty mi się wydał, i chyba ma trzeci migdał w stanie zapalnym, pardon- sexownie uchylone usta :wink: ale pewnie ja się nie znam.ImageImage
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue May 18, 2004 9:07 pm

Ach, dziewczyny, jak to miło że nie tylko ja jestem sama z moimi ubogimi ostatnio szarymi komórkami. W grupie jakoś raźniej. :mrgreen: Wczoraj, dzisiaj...myślałam że to tylko mnie dopadło ale no cóż, coś wisi w powietrzu ...chyba że potrzebujemy gruntownego wypoczynku.Ja także łaknę tego jak powietrza.Dzięki Wszystkim za piękne komentarze, Lizziett jak zawsze myślami jesteśmy z Tobą, trzymaj się Kotek cieplutko i zaglądaj. Urzekło mnie to co piszesz na temat naszej autorki. Jestem przy 7 części, tej, dzięki której zabrałam się za początek Gravity i postawiłam RosDeidre wysoko na piedestale. Jedyna część, po przeczytaniu której szczękały mi zęby i cała dygotałam. W życiu nie sądziłabym że sama będę ją tłumaczyć. :shock: Niech mnie ktoś uszczypnie...Wygląda na to, że jednak – także przez wzgląd na RosDeidre - pozostaniemy przy Colinie Farrellu i poprosimy Hotaru żeby coś ślicznego nam wyczarowała. Jak mam Ci Słonko przesłać jego fotki...mailem ?Ściskam Was mocno i nie dajmy się zmęczeniu. :P
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Wed May 19, 2004 6:42 pm

Meilem, jak najbardziej!
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri May 21, 2004 5:23 pm

OK, dzisiaj kolejny odcinek mojego kochanego GAW...a na następny...Boże, to najtrudniejsza odcinek jaki kiedykolwiek miałam przed sobą, czy się uda? :(

[b:dcaab6efec]Gravity Always Wins - część 6[/b:dcaab6efec]

Max zerknął na zegar. Była 12:30 w nocy. Przetarł zmęczone oczy zastanawiając się co robić dalej. Miał do wyboru albo pracować w bibliotece do zamknięcia, czyli do 1:00.

Lub pójść do domu, do Liz.

Wystarczyło pomyśleć o niej by poczuł w sobie wzbierający ogień.

Przyjść do domu, usiąść obok niej na łóżku...

Rosnące uczucie gorąca...rozchodzące się promieniście od piersi, rozlewające się po całym ciele...

Głęboko wciągnął drżący oddech, starając się za wszelką cenę zdusić energię wywołującą podniecenie.

Nie mylił się mówiąc Liz, że doprowadza się do obłędu...to ciągłe pragnienie, nieprzemijające pożądanie.

Po prostu bez przerwy cierpiał.

To, co ostatnio razem doznawali, poza tym że cudowne...zupełnie niepohamowane, stawało się w sytuacjach takich jak ta, męczące.

Zaczął zbierać książki kiedy zrozumiał, że mozolił się bezowocne. Obojętnie jak bardzo próbował skupić się na pracy, myślami wędrował do niej – do tego co chciał z nią zrobić zaraz po powrocie do domu.

Siedział tu niemal od dwóch godzin, ciało mocno się dopominało, był tak niespokojny, że właściwie nie był w stanie pracować.

Poza fantazjowaniem na temat swojej żony.

Nie, to zupełnie bez sensu, pomyślał Max zarzucając plecak na ramię – i w zasadzie była to jedyna słuszna rzecz jaką mógł dzisiaj zrobić.


Na zewnątrz powietrze wgryzło się chłodem w rozgrzaną skórę więc wsunął ręce do kieszeni kurtki próbując odrobinę się rozgrzać. Jak na tę porę roku było wyjątkowo zimno, wyglądało na to że może spaść niewielki śnieg. Max uśmiechnął się zerkając na pochmurne niebo i pomyślał jak bardzo ucieszyłaby się Liz. Na jakąkolwiek wzmiankę o śniegu nadal odzywała się w niej mała dziewczynka.

Aleja między akademikami była cicha i wyludniona, gdzieś z daleka dobiegał słaby odgłos muzyki. Jednak ciszę szybko zakłócił głośny krzyk odbijający się echem na dziedzińcu a za nim podążył melodyjny, kobiecy śmiech - Na pewno w jednym z pokojów organizowano małe, wieczorne przyjęcie - pomyślał Max odwracając się by pójść do domu. I zaraz uświadomił sobie jak bardzo jego życie różni się od tego jakie prowadzą inni studenci. On razem grupą jedynie udawali, że wiodą zwyczajne życie – nie pozostawało im nic innego jak nie wychylać się i modlić żeby nikt ich nie zaatakował.

Nikt tak nie spędzał czasu jak oni. Inni pili, chodzili na zabawy i do kina...podczas gdy on zamartwiał się, że ktoś mógłby zagrozić jego żonie. Jego najdroższa, piękna żona – uprzytomnił sobie, że bezustanne rozmyślanie o niej w bibliotece to zaledwie część prawdy. Oczywiście, pragnął jej ale było w tym także coś więcej. Czuł się rozdarty odkąd Marco uzmysłowił mu jak bardzo narażone jest ich życie.

I od czasu gdy męczyło go własne przeczucie.

Przyspieszył kroku spoglądając na zegarek. Miał przed sobą dłuższy spacer chociaż mieszkali niedaleko campusu. W przebłyskach pomyślał że powinien był przyjechać samochodem ale sądził że spacer pomoże rozjaśnić myśli.

W drodze do domu usłyszał za sobą wybijające się kroki i serce zaczęło bić szybciej. Zatrzymał się na moment poprawiając plecak, starając się dostrzec kto za nim idzie. Poza pustą alejką nie zobaczył nikogo i kiedy się odwracał, nagle jakieś silne ręce owinęły się wokół niego tamując oddech w piersiach gdy ten ktoś wlókł go w ciemniejsze miejsce. Próbował uwolnić ręce żeby móc skorzystać z mocy ale napastnik błyskawicznie wykręcił je do tyłu.

I w jednej chwili Max uświadomił sobie cały strach – cały swój lęk – jaki go do tej pory dręczył.

Taki będzie jego koniec. A Liz zostanie sama, pozbawiona opieki.

***

Liz zwinęła się na łóżku po stronie Maxa, wtuliła twarz w jego pościel wdychając znajomy zapach. Godzinę temu pożegnała Tess a po jej wyjściu przebrała się w swoją flanelową piżamę, co prawda mało seksowną ale ciepłą jak na tę chłodną noc. A poza tym wiedziała, że gdy przyjdzie Max i tak ją od razu rozbierze.

Leżała w atramentowych ciemnościach i wtykając nos w jego ulubioną poduszkę, upajała się śladowym aromatem swojej miłości. Przycisnęła do siebie kolana, zwinęła się w kłębek...i wróciła pamięcią do rozmowy z Tess.

Nad tyloma sprawami należało się zastanowić. Uświadomienie Maxowi, że oboje są pod wpływem pewnego rodzaju cyklu godowego bez trudu będzie można mu wyjaśnić, nawet jeżeli to trochę krępujące. Oboje nie mieli przed sobą żadnych tajemnic więc ta część rozmowy powinna przebiec bez większego wysiłku. Wiedziała, że Max będzie zadowolony gdy dowie się o powodach ich...rozbudzenia. Wiedziała także że potraktuje to jako coś niewiarygodnie zmysłowego ponieważ jej także sprawiało to radość. Teraz miała trochę czasu by się z tym oswoić.

W rzeczywistości dojrzewała do tego pojęcia. A wraz z rosnącą akceptacją, pożądanie zaczęło odbijać się szaleńczo rykoszetem przez jej ciało pozostawiając po sobie rozpalone miejsca, odkąd położyła się na łóżku.

Od kiedy zaczęła oddychać zapachem Maxa.

W jakiś sposób słowa Tess rozgrzeszały ją z jakiegokolwiek żalu czy poczucia wstydu. Pozostało tylko desperackie pragnienie swojego męża. Partnera.

I kiedy leżała między chłodnymi prześcieradłami ciało płonęło z tęsknoty za nim. Jak gdyby poznanie znaczenia cyklów coś w niej wyzwoliło a teraz to całe bolesne pożądanie drastycznie się wzmogło. Była w stanie jedynie leżeć i czekając na Maxa próbować uciszyć serce i piekielny ogień jaki szalał w żyłach. Niestety, było to prawie niemożliwe.

Przycisnęła się mocniej do poduszki, chrapliwie oddychała i pragnęła żeby już wrócił. Zastanawiała się czy się z nim nie połączyć i go nie przywołać ale zaraz porzuciła ten pomysł. Musi mieć czas, musi się uczyć, a i tak niedługo będzie w domu.

Ale kiedy próbowała się wyciszyć przypomniała sobie tę część rozmowy z Tess, która ją niepokoiła. Jak wyjaśnić Maxowi czego dowiedziała się o swojej obcej naturze – że mógłby pomóc ją otworzyć ? Zbyt to wydawało się amorficzne i trudne do przełożenia. Zdecydowała się więc polegać na wyczuciu...że on sam będzie w stanie odczytać w jej sercu, jak to robił wiele razy przedtem.

Bo przecież podczas dzisiejszej rozmowy, nawet Tess wiedziała, że Max rozumiał jej głęboki lęk przed obcą stroną – w przeciwnym razie nalegałby od dawna, nie tylko jako mąż ale i jej przywódca by rozwijała swoje moce.

Max z tym swoim łagodnym i wrażliwym charakterem znał ją lepiej niż ktokolwiek inny. Oczywiście wiedział że się bała, tego była pewna. Pozostawało pytanie jak dać mu do zrozumienia, że jest już gotowa – że w końcu zdecydowała się by się z tym zmierzyć. Bo rozmowa z Tess upewniła ją bardziej niż kiedykolwiek, że chce poznać ukryte w sobie możliwości. Zbyt długo się przed tym wzbraniała.

Westchnęła ciężko w poduszkę. On na pewno będzie wiedział – bo w jednej sprawie nie miała żadnych wątpliwości – Max doskonale znał jej serce.

***

Szarpał się z niewidzialnym napastnikiem, próbując rozpaczliwie uwolnić ręce ale obejmujące go ramię zacisnęło się mocniej. Ktoś zakrył mu usta i z głównego przejścia wciągnął w głęboki cień pod drzewami. Drugą ręką unieruchomił mu brutalnie ręce za plecami i myśli Maxa biegły jak oszalałe gdy próbował się uwolnić.

- Przepraszam, że musiałem to zrobić – jakiś ochrypły głos dmuchnął mu oddechem szyję - Ale nie zostawiłeś mi wyboru.

Nagle uścisk ramion zelżał, był wolny. Odwrócił się błyskawicznie i spojrzał prosto w ciemne oczy Marco, teraz posępne i gniewne.

- Co ty wyprawiasz, do diabła ? – wyksztusił, z trudem chwytając powietrze.

- Wykonuję to, co do mnie należy – syknął Marco i skłonił lekko głowę – Z całym szacunkiem.

Max był wściekły...poza tym poczuł się upokorzony delikatnym, poddańczym ukłonem Marco.

- Mógłbym być kimkolwiek – oczy Marco lśniły ponuro i mówił ściszonym głosem – Idąc tak późno w nocy wystawiasz się na otwarty atak, stajesz się łatwym celem.

- Więc żeby to udowodnić musiałeś mnie przestraszyć stosując ten pieprzony pokaz siły ? – Max był jeszcze spięty i w dalszym ciągu łapał oddech.

- Widocznie tak. Chociaż przepraszam za moje metody.

- I powinieneś.

- Nie sądzę żebyś zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji – powiedział miękko Marco uważnie obserwując okolicę – Nie ma żadnego powodu wracać tak późno...samemu.

- Chyba to ty mówiłeś żebyśmy żyli jak dotychczas – odpowiedział szorstko - To moje życie, Marco. Pracuję, uczę się i piszę tę przeklętą pracę naukową więc są powody późnych powrotów do domu.

Marco popatrzył na niego i ciężko westchnął – Powinieneś być ostrożniejszy.

Max bacznie obserwował twardy wyraz twarzy i powoli zaczął rozumieć. Nie o wszystkim wiedzieli.

Przysunął się bliżej, spojrzał na niego uważnie - Nasza sytuacja jest poważniejsza od tego co nam mówiłeś, prawda ? – zapytał.

Marco wolno skinął głową, starając się panować nad sobą. Ale Max czytał z jego twarzy i wiedział, było gorzej niż początkowo sądzili.

- Chodzi o Liz...czy o mnie ?

- O was oboje.

- Jeżeli jest tak niebezpiecznie, dlaczego nas nie uprzedziłeś – strach chwycił go za serce – Nie powinienem zostawiać jej samej w mieszkaniu.

- Liz nie jest sama – uspokajał Marco i potrząsnął zdecydowanie głową – Jest strzeżona.

- Co to znaczy ? Przez kogo ?

- Nie mogę ci jeszcze powiedzieć. Ale przez cały czas jest obserwowana.

- Ja także ?

- Wiedziałem gdzie jesteś, prawda ?

- Dlaczego nie ostrzegłeś nas, że sytuacja stała się tak poważna ?

Marco zawahał się, długo wpatrywał się w swoje ciemne trapery a Max widział przebiegające mu po twarzy różne emocje – Bo uznaliśmy, że jeżeli będziesz wiedział, może cię paraliżować. Bo nie masz żadnej innej alternatywy poza tą, by żyć jak do tej pory.

- Chcę zabrać Liz i ukryć ją – stwierdził mocno Max – Jeszcze tej nocy.

- Nie – Marco pokręcił głową – Rozumiem jak się czujesz, ale tak długo jak długo będziesz ostrożny i mądry wszystko będzie w porządku.

- Skąd wiesz ? Nie mówisz nam wszystkiego, a jak na razie oboje mocno ryzykujemy.

- Max...powinieneś pamiętać, że nie wszystko jeszcze o mnie wiesz – Marco w zamyśleniu przeciągnął ręką po włosach – Wspomniałem ci wcześniej o naszym kluczowym informatorze jaki pozostaje w obozie Khivara. Co do niego, musisz mi zaufać i zdać się na mnie. Jeżeli teraz oboje z Liz uciekniecie, stracimy więcej niż możesz sobie wyobrazić.

- Życie Liz jest ważniejsze – odpowiedział gniewnie Max.

- Twoje życie jest ważniejsze – sprzeciwił się Marco – Robimy wszystko by osadzić cię z powrotem na tronie.

Max zadrżał i nie mógł nad sobą zapanować. To było tak nierealne, gdzieś istnieli ludzie gotowi pójść za nim – czekający na niego, pragnący przywrócić mu jego prawa.

- Mówię całkiem poważnie – podkreślił mocno Marco – Oczywiście życie Liz bardzo się liczy...ale ty musisz martwić się także o siebie. Nasz kontakt w obozie Khivara daje nam ogromną przewagę i podczas tej rewolucji czerpiemy z niego ogromne korzyści.

Max czuł jak świat zaczyna wirować, jak zmieniają się granice pojmowania. Spędził sześć lat starając się przewidzieć nadejście momentu kiedy ujawni się jego polityczne przeznaczenie. Ale teraz, rozmawiając o jakimś powstaniu i powrocie na tron, wszystko stawało się takie nierzeczywiste.

- Jeżeli wierzysz w to kim jestem, nie rozumiem dlaczego nie mówisz mi wszystkiego – głos Maxa był wyważony i spokojny – Nie widzę w tym sensu. Jeżeli jestem przywódcą powinienem wiedzieć.

Marco spotkał mu uważnie w oczy – Bo przysięgaliśmy cię chronić, Max. I właśnie to czynimy. Przyjdzie dzień kiedy będziemy służyć pod twoimi rozkazami, będziesz dysponował nami niepodzielnie. Ale teraz ochrona ciebie należy do naszych najważniejszych obowiązków.

Nagle ogarnęła go wściekłość....rozgoryczenie. Odwrócił się i zaczął się szybko oddalać. Usłyszał jak Marco błyskawicznie go dogania, mija i staje przed nim.

- Wiem, że Liz grozi większe niebezpieczeństwie niż mnie, Marco – powiedział z trudem – Nie potrafię wyjaśnić jakie, ale wiem że tak jest.

- Skąd wiesz ? – Marco znowu przesunął wzrokiem po ciemnych zaułkach. Max zrozumiał, że on go bez przerwy pilnuje i zaczynał czuć się trochę nieswojo.

- Miałem przeczucie – przesunął drżącą ręką po włosach – Wiem, brzmi kretyńsko.

Oczy Marco powiększyły się, zetknęły się z jego wzrokiem a Max dostrzegł niepokój jaki zalśnił w ciemnych oczach.

- Max …

- To były tylko jakieś odczucia, Marco. To wszystko – powiedział – Ale i tak boję się o nią.

- Próbowałeś doszukać się głębiej ?

- O co ci chodzi ?

- Nacisnąć mocniej na te odczucia ? Inaczej mogą oznaczać wszystko...mogą wiązać się z jakimiś przeżyciami sprzed dwudziestu lat, z wieloma innymi sprawami.

Max potrząsnął głową czując nagłe zażenowanie. O czym Marco mówił?

- Przecież wiesz jak to zrobić, prawda ? – zapytał delikatnie – Wejść głębiej w swoją intuicję.

- Nie – Max pokręcił wolno głową.

- Rozumiem, że jeszcze nie rozwinąłeś tej części mocy.

- Nie...wiem jak. Naprawdę nie wiem jak się za to zabrać.

- Ono nie kontroluje ciebie. To ty nad tym panujesz, Max. Mogę ci pomóc bardziej ją rozwinąć.

- Byłoby...dobrze – odpowiedział miękko – Umiem leczyć ludzi. Dzieje się tak instynktownie. Ale trochę się boję tych wszystkich wizji jakie mnie czasem nawiedzają.

- A co z Liz ? To jej najcenniejszy dar. Korzysta z niego ?

- Nie – Max potrząsnął stanowczo głową. Wiedział, że w dalszym ciągu nie była gotowa żeby wydobyć go z siebie.

- Myślisz, że będzie otwarta do...jej lepszego poznania ?

- Liz jeszcze tam nie dotarła, Marco. OK ?

Marco pokiwał z roztargnieniem głową i chwilę milczał – A powinna. W interesie was wszystkich.

Max się przez chwilę się nie odzywał bo znał prawdę – Właściwie jeszcze nie jest na to gotowa.

- Mówisz jak jej mąż...nie jak przywódca – sprzeciwił się delikatnie Marco – Powinna to zrobić. Potrzebujemy jej, inaczej zespół będzie niekompletny.

- O czym ty mówisz ? – zapytał Max i coś bliżej nieokreślonego zaczęło w nim świtać.

- Że Liz jest niezbędna dla naszego przeżycia. Dzięki jej darom – odpowiedział cicho – Ale ty pewnie od dawna o tym wiesz.

Max przytaknął ale w głowie miał zamęt bo Marco miał rację. Wiedział o tym od wieków, że Liz jest kluczem do ich ocalenia. Nie potrafił powiedzieć skąd, po prostu wiedział gdzieś w głębi swojego serca.

- Razem tworzycie całość...musicie połączyć wasze moce, żeby je zwielokrotnić – mówił poważnie Marco – Z tego powodu dzielicie te same dary. Ona zachowuje twoją równowagę. Ale wasza moc nie może się zjednoczyć jeżeli nie jest przez nią wykorzystywana.

Intuicja … pomyślał Max. Ten dziwny instynkt poznania, wchodzenie głęboko w psychikę, w miejsca których nawet on nie ważył się penetrować. Tak, zawsze wiedział że Liz uzupełniała go na każdy sposób – być może podświadomie wiedział o tym jeszcze wtedy gdy w Crashdown ryzykował by ratować jej życie, ale w tamtym czasie kierował się czym innym. Wtedy to była miłość, czysta i piękna.

Jednak od tamtego dnia powoli zaczynał wyczuwać, że Liz Parker Evans była wyznacznikiem ich przyszłości – była niezbędna do przeżycia na planecie, tej czy każdej innej. A on nie miał pojęcia jak ją zachęcić...do korzystania z darów.

I kiedy wirowały w nim te wszystkie myśli wiedział tylko jedno. Nastał czas narodzin jego ślicznej Zilli.

Cdn.
Last edited by Ela on Mon Jul 12, 2004 1:25 pm, edited 1 time in total.
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Fri May 21, 2004 8:56 pm

Boże, to najtrudniejsza odcinek jaki kiedykolwiek miałam przed sobą, czy się uda
Jeśli dobrze pamiętam kolejność scen, to ten, w którym Marco... hm... ma w założeniu pomóc Maxowi i Liz w obudzeniu jej obcej natury?Odcinek taki trochę... przerywnikowy. Chyba jestem za bardzo przyzwyczajona do stylu HTDC, gdzie praktycznie Liz i Max non stop, ich wzajemna relacja, wyznania, kwitnący romans 8) Oczywiście początek w bibliotece nie odbiega od tego stylu... ale jednak już w tej częśći GAW widać niezwykle wyraźnie, że pierwsza i trzecia część trylogii bardzo się od siebie różnią... a jednocześnie obie są zachwycające.Liz, obawiająca się swojej obcej natury... czy też w głębi ducha nie wierząca za bardzo w to, że jest hybrydą.... od razu staje mi przed oczyma tragedia Sereny (utrata rodziny - męża, syna) i to, jak później odegrała w historii ziemskiego życia Liz swoją drogę... Khivar ma niesamowitego pecha. Bo jeśli ci, którzy walczą o swoich przywódców, są powiazani z nimi takimi więzami, jego los jest już właściwie przypieczętowany.A tak w ogóle, czytając GAW miałam zawsze wrażenie, że Serena to wszystko, już po latach osiemdziesiątych robiła tak po cichu właśnie dla Liz... no i nie zapominajmy, skąd to imię: Elizabeth!
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Fri May 21, 2004 11:18 pm

Boże, to najtrudniejsza odcinek jaki kiedykolwiek miałam przed sobą, czy się uda?
Co ma się nie udać! Jasne że się uda :P Elu naprawdę nie wiem skąd te wątpliwości...Oddałaś już doskonale w swoich tłumaczeniach najbardziej powikłane sceny HTDC i najpiękniejsze chwile Revelations, nie wierzę, żeby cokolwiek mogło cię przerosnąć :PPrzyznam że zaglądam sobie chyłkiem do rozdziałów naprzód w orginale- w przeciwieństie do Hotaru słabo pamiętam sporo motywów :oops: - to było drugie po AS prawdziwie literackie opowiadanie jakie przeczytałam, ponad rok temu...ale zawsze z niecierpliwością czekam na twoje tłumaczenie.Co do Marca, to ja również postuluję za Farellem 8) i bardzo jestem ciekawa fanartów Hotaru....przyznam że nie widziałam żadnego filmu z tym gościem, ale moja kumpela ma fioła na jego punkcie i już od pół roku ględzi, że wkrótce pójdziemy na "Alexandra" :roll: ( tylko będą mnie musieli przekupić torebką słodyczy :lol: bo na filmach z serii "Jak to sobie mały Józio historię wyobrażał" nigdy nie mogę sobie darować złośliwych komentarzy :oops: )Pomijając ta małą dygresję- mroczna uroda Farella i jego melancholijne spojrzenie idealnie pasują w moim wyobrażeniu do postaci Marco...żadne tam Bloomy :wink: ani Boromiry z Itaki tu nie pasują. Colin górą! 8)Swoją drogą co też sobie ten Marco wyobraża....biedny Maxio mógł nam tu zejść na jakiś kosmiczny zawał i to by dopiero było :cry:Thanx i buziaki.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 34 guests