Page 1 of 1

ch ch ch changes

Posted: Sat Aug 30, 2003 10:48 pm
by Sadie_Frost
Właśnie oglądam wyzej wymieniony odcinek i tak sobie myślę, że Maria tak nieładnie się zachowała,wykorzystując Michaela po koncercie...I wogóle mimo mojego uwielbienia do tej postaci (moja ulubiona żeńska bohaterka) i radości jaką wywołało we mnie to że jakaś wytwórnia się nią zainteresowała to muszę stwierdzić że zachowywała się strasznie egoistycznie,nie zauważyła że jej najlepsza przyjaciółka ma jakis problem! Może jest dużo prawdy w stwierdzeniu ze każdy jest egoistą...Czy ktoś moze szczerze przed soba przyznać że nim nie jest? Czy naprawde zawsze umiemy cieszyć się z cudzego szczęścia? A gdy nam przydarzy się coś dobrego,a komuś obok nas stanie się jakaś przykrośc, to czy będziemy umieli choć na chwilę zepchnąć sie na dalszy plan? chyba jednak nie... I mimo iż patrząc z boku na zachowanie Marii, myślę sobue 'dziewczyno,jesteś ślepa?spójrz na Liz!' 'pomyśl,przecież ta wytwórnia chce cie oszukać!' i wydaje mi się ze na jej miejscu postąpiłabym inaczej to ... czy na pewno?

Posted: Sun Aug 31, 2003 12:52 pm
by zulugula
Myślę że jest w tym trochę racji. Jednak spójrz na to z innej strony. Pamiętasz Graduation gdy Maria wręcz wykrzyczała do Liz : "Oddałam im wszystko...moja mama juz mnie nawet nie zna". Myślę że od kiedy Maria poznała tajemnicę naszych zielonych przyjaciół jej życie diametralnie się zmieniło. Wiem, że powiecie że nie tylko jej ale Liz sama przyznała, że w końcu (po tym wszystkim po Tess itd) zdecydowała się na ta drogę z Maxem dobrą złą, jakąkolwiek. A Maria po tych wszystkich poświęceniach choć raz chcaiła zrobić coś dla Siebie, pragneła tego tak bardzo ,że niezauważyła problemów Liz a nawet tego że ta wytwórnia chcą ją wycyckać :lol: Na całę szczęście w porę się opanowała :D i chwała jej za to :wink:

Posted: Sun Aug 31, 2003 3:15 pm
by Sadie_Frost
Tak, to prawda - zgodzę się z tym że wkroczenie w cąły kosmiczny spisek wymagał dużej odwagi i poświęcenia, któremu Maria jednak nie podołała.... A przynajmniej pare razy była na krawędzi wytrzymałosci...lecz gdy w "who died and made you king" jedzie z Michaelem samochodem i mówi on jej coś takiego "tak?tak bardzo mnei kochałaś, zostałem dla Ciebie na Ziemi,nie chciałem z nimi odlecieć a ty mnie puściłaś kantem?" to jakos nie mogę się z nim nie zgodzić....a w kwestii jej zachowania wobec Liz...myślę że owszem,jak najbardziej miała prawo zrobić raz coś dla siebie,spełnić swoje marzenie ale zabrakło jej jednak realnego podejścia,dystansu i troche zagalopowała sie w tym wszystkim. Ale jak sama powiedziałaś - dobrze że się opanowała ;)

Posted: Sun Sep 07, 2003 5:51 pm
by ciekawska_osoba
Hmma ja się nie zgadzam

Spójrzcie, na początku Liz paplała tylko o Maxie i o sobie, Maria cały zcas o tym słuchała, czasem naparwdę miałam nadzieję, że Liz zainteresuje się zyciem przyjaciółki, potem losy się odmieniły - to Maria jakby nie potrafiła sie zająć problemami innych. Moim zdaniem jakby wszytko się wyrównało, bo spójrzcie - potem już nie było tak by zadna z nich nie przejmowała się losem drugiej. Oczywiście nie twierdzę iż tak było zawsze, owszem Maria przejmowała się losem Liz i vice versa. Chodzi mi tylko o niektóre przypadki.

Posted: Tue Sep 09, 2003 8:20 pm
by Hotori
A ja uważam, że nikt z nich nie miał łatwej sytuacji. Michael był bardziej rozdarty niz kiedykolwiek. Chciał chronić Marię a z drugiej strony kochał ją, ale wiedział, że ona jest zagubiona. Tak naprawdę oni dopiero dojrzewali do prawdziwej miłości...może dlatego, że oboje zawiedli się na niej w dzieciństwie.

Posted: Tue Sep 23, 2003 11:11 pm
by LEO
To tylko ludzie :) no - niektórzy półludzie (nie mylić z quasimodo ;) ) Stając przed szansa swojego życia, realizacją marzenia, kto by nie zwątpił? Ciągle podejmujemy decyzje kierując się raz sercem raz rozumem. Bładzimy wszyscy. Maria była dla Michaela, ale pamiętacie jak jej powiedział: mamy tu i teraz i nic ci nie moge więcej obiecać? A ona to przyjęła. Bez słowa spraciwu. Gdy pojawiłą się szansa kariery o której marzyła pomyśłała o przyszłości w perspektywie więcej niż 1 dzień. akcja z michaelem po koncercie, to nie był na pewno przemyślany gest :) Na pewno nie logiczny. Ale potwierdzający tylko ich wzajemne nierozerwalne relacje :)

Posted: Tue Sep 23, 2003 11:32 pm
by Kwiat_W
Nie chce mi sie pisac wiec powiem tylko, ze zgadzam sie z C_O.

Leo powiem ci tylko, ze quasimodo byl czlowiekiem, wiecej slow na ciebie mi szkoda

Posted: Wed Sep 24, 2003 6:09 pm
by LEO
KWIAT: QUASIMODO to słowo dwuczłonowae skłądające się z dwóch wyrazów:

QUASI - jakby, jakoby,k prawie, blisko

MODO - tylko, właśnie, w rodzaju, na sposób

quasimodo BYŁ człowiekiem, ale nazywano go tak a nie inaczej poprzez to jak wyglądał, co przeniosło się do języka potocznego, jako synonim czegoś dziwnego i nieludzkiego lub prawie ludzkiego. Jeśli tego nie rozumiesz, to nawet niepotrzebnie napisałeś to zdanie do mnie :)

poświęciłam trochę słów na Ciebie kwiatuszku, ale z uwagi na twoją kulturę osobistą następnych szybko się nie spodziewaj.

Posted: Thu Jan 08, 2004 12:42 pm
by Ynga
Każdy z nich coś poświęcił, oddał, z czegoś zrezygnował.

Maria czuła się trochę....zignorowana?
Na samym początku bała się tego wszystkiego, nie chciała mieć z kosmitami i ich sprawami żadnego kontaktu, ale później im bardziej się w to wciągała, tym bardziej chciała być zauważana i doceniona. I nie jest to zachowanie egoistyczne. Każdy chce być zaakceptowany. Maria źle zrozumiała intencje Liz i innych. Oni nie chcieli jej narażać na niebezpieczeństwo chociaż.....po tylu przygodach była tak "wkopana" w to bagno jak Liz czy Kyle :D
[/b]

Posted: Wed Jan 21, 2004 9:26 pm
by liz
Gadacie tylko o m+m, a nic o Maxie i Liz??? Przecież Liz też zostawiła Maxa (jak ona mogła???).

Posted: Thu Jan 22, 2004 10:13 am
by ;-)
ja bym tak nigdy nie zrobiła tym bardziej widząc jego smutną mine na balkonie jak mu sie chcialo plakac. Widac ze nie kochala go tak jak my :cheesy:

Posted: Thu Jan 22, 2004 3:44 pm
by liz
Dokładnie... w życiu, nigdy i za nic widząc jego przybitą minę, nawet gdybym miała wcześniej taki zamiar (akurat) to bym go nie rzuciła.... bo Liz to zrobiła. I pojechała do Vermont. Zostawiła Maxa, chociaż jej na nim zależało. To bez sensu.... dokładnie ;- ), masz rację. Nam bardziej zależałoby na Maxie niż Liz.

Posted: Thu Jan 29, 2004 1:31 pm
by gwen_stefani
Jak widziałam smutne miny Maxa to.....dobra, nie pisze, mam zbyt słabe serce.

Posted: Sat Jan 31, 2004 1:20 am
by Lyss
nie tylko mina..ale wogole jego calaosba wyrazala smutek..

Posted: Sat Jan 31, 2004 10:55 pm
by Max_oholiczka
cześć wszystkim :D
cześć Lyss :twisted:

Posted: Sat Jan 31, 2004 10:59 pm
by Lyss
czesc sisq ale zapewne ten twoj post zostanie wyrzucony zapraszam do dzialu MY! ;)