Page 1 of 2

Zdrada - wybaczyć, czy nie?

Posted: Thu Jan 08, 2004 10:24 pm
by Lyss
Wlasnie.. wiele teraz slyszy sie o zdradach malzonkow..zdaradach przyjaciol kraju... powiedzcie mi co wy uwazacie na ten temat? czy potrafilibyscie wybaczyc zdrade? przyjacielow? partnerwi? czy zdolni bylibyscie do zdrady? czym dla was jest zdrada?

Posted: Thu Jan 08, 2004 11:09 pm
by Graalion
Mógłbym wybaczyć zdradę. Nie byłoby to łatwe, ale mógłbym. Czy dsam mógłbym zdradzić? Sadzę że nie, ale w konkretnych okolicznościach ... wielu było takich, co myśleli że oni nie, że w ich przypadku to niemożliwe. A jednak. Dlatego pewności mieć nie mogę. Ale sądzę że nie zdradziłbym.

Posted: Thu Jan 08, 2004 11:13 pm
by Lyss
wlasnie wszyscy mowia ja nie moglbym zdradzic i wlasnie tacy najczesciej zdradzaja...
ja nie moge pojac jak czlowiek ktory mowi ze kocha druga osobe idzie do lozka z kims innym to wogole jest nienormalne nawet jesli jest to tylko pociag fizyczny...

Posted: Thu Jan 08, 2004 11:44 pm
by {o}
Ludzie tak łatwo zdradzają, bo używają prezerwatyw i kochają się przed ślubem. :mrgreen:

Co? Za duży skrót myślowy? 8)

Dziwi was, że człowiek zdradza nawet jak kocha? Mnie nie. Ponieważ pożądanie i Miłość to dwie różne rzeczy. Zdrada wynika z tego, że człowiek nie panuje nad własną seksualnością. A nie panuje nad nią, bo się tego nie uczy. A nie uczy się, bo mu się wmawia, że to niemożliwe, żeby się nauczył, i w zamian serwuje "seks odpowiedzialny, czyli z zabezpieczeniem".

Tymczasem czystość jest możliwa. A jak ma się jej człowiek uczyć? Tak samo, jak się uczy sztuk walki albo szybkiego pisania na klawiaturze - przez praktykę. Mój sensei mawia - "wujek się za ciebie niczego nie naczy" :mrgreen: I po to jest właśnie wstrzemięźliwość przedmałżeńska, czy zakaz stosowania antykoncepcji w buddyźmie. Bo, jeżeli będziesz uprawiać seks wtedy, kiedy masz na to ochotę - czystości się nie nauczysz i gwarantuję na 80%, że zdradzisz.

Posted: Fri Jan 09, 2004 9:19 pm
by inti
Zdrada żony - jak {o} napisał wiąże się często z pożądaniem - czyli inaczej mówiąc z instynktem sexualnym, żedziej z miłością. Niektórzy są bardzje temu podatni a inni mniej. Takie sytuacje myśle że powinno się wybaczać choć pewnie nie chetnie i oczywiście pod warunkiem obietnicy o nie powtórzeniu tego niegodnego czynu.

Natomiast zdrada np narodu - związana jest bardziej z chciwościa niz z instynktem np przetrwalczym. No ale róznie to bywa - jesli jednak to jest chciwość - to taka osoba powinna ponieść kare. A wybaczenie było by mozliwe w zależności od wielkości zdrady

Posted: Fri Nov 26, 2004 7:53 pm
by onar-ek
Na tą chwilę uważam, że nie potrafiłabym wybaczyć zdrady, bo jeśli się kogoś kocha nie powinno się tej osoby ranić. Miłość to również odpowiedzialność za tą drugą osobę i jeśli zaczynamy z kimś być, kochamy go nie powinniśmy potrafić go zranić. Jednak jeśli się kogoś kocha tak naprawdę chyba potrafi się wybaczać, bo lepiej wybaczyć i nie stracić tej osoby niż do końca życia żałować, że się nie wymaczyło. No, ale mądrości prawić można a jak byłoby w praktyce nie wiadomo...
'Przebaczenie jest najtrudniejszą miłością'

Posted: Fri Nov 26, 2004 8:31 pm
by Magea
hmm ... Ja nie wiem czy potrafiłabym wybaczyć zdradę nigdy nigdy nie postawił mnie w takiej sytuacji .... Ktoś kiedyś powiedział Na tyle się znamy na ile nas sprawdzono ..... :cheesy:

Posted: Fri Nov 26, 2004 10:25 pm
by Lizzy88
Ja sama nie wiem, czy potrafiłabym wybaczyć. Łatwo mówić "wybaczył(a)bym/nie wybaczył(a)bym". A wszystko wychodzi w praniu. To chyba zależałoby od sytuacji. Głupio byłoby rzucić chłopaka tylko dlatego, że na ulicy obejrzał się za jakąś inną. Wszystko zależy od siły miłości, osobistych przekonań, no i od tego, kto zdradził. Jeśli ktoś naprawdę żałuje i okazuje to - można dać szansę. A jeśli ktoś chce przebaczenia, ale jakoś po nim tego nie widać - cóż... Przebaczenie jest możliwe, ale czy zapomnienie o zdradzie również?... :?

Posted: Sun Nov 28, 2004 10:48 pm
by caroleen
O rany, {o} ależ Ty herezje opowiadasz....;) Jaki związek ma częstotliwość i sposób w jaki uprawiasz seks z tym czy zdradzisz, czy nie? Według mnie- żadnego.
Po pierwsze, jeżeli chodzi o zwykłe pożadanie i umiejętność kontrolowania go, to czystośc nic takiego nie gwarantuje. Przecież rozkochać sie w fizycznych igraszkach możesz równiez po ślubie i jeżeli nie ma czegoś, o czym napisze za moment, to grób-mogiła - zdradzisz nawet w 100%. Bezpieczny seks? A co w nim złego? Nie będe tu wkraczać w sferę poglądów religijno-obyczajowych, ale akurat odpowiedzialnośc w tej dziedzinie to duża zaleta naszych czasów. Choć nie przeczę, że przyczynia sie to również do swobodniejszego traktowania seksu (niestety).
Uważam, że jeśli człowiek kocha, to nigdy nie zdradzi. Nie dlatego, że nie przyjdzie mu to do głowy, nie dlatego, że nie będzie okazji, nie dlatego, że doskonale opanował sztuke samokontroli, ale z powodu szacunku do partnera. Bo nie ma miłości bez szacunku. Jeżeli zdradzasz, to tak, jakbys pluł partnerowi w twarz. A to znaczy, że już go nie kochasz. Moja prosta logika. I nic nie pomogą tłumaczenie pt. "alkohol, nastrój, chwila słabości, to tylko seks, złość, ona mnie uwiodła" czy co tam się jeszcze wymyśla. Dla mnie zdrada oznacza koniec związku. Nie przez sam jej fakt, ale dlatego, że cos musiało do niej doprowadzić. Coś złego. Coś co sprawia, że człowiek poza związkiem zaczyna szukać czegoś nowego. I dlatego w 90 przypadkach na 100% tacy ludzie powinni po prostu sie rozstać. W bardziej ligtowej wersji dopuszczam sytuację, w której zdrada działa otrzeźwiająco na parę i oboje z przekonaniem zaczynają ratować związek.
Ja chyba nie potrafiłabym wybaczyć zdrady. Albo inaczej- nie potrafiłabym jej zapomnieć. Jaka mam gwarancję, że to się nie powtórzy? Bo facet mi to obiecał? Wolne żarty...Mam tylko nadzieję, że nigdy nie będe musiała sie przekonywać na sobie co zrobiłabym w takiej sytuacji.
I nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie. Jak właściwie rozumiecie pojęcie "zdrada"? Czy pocałunek to już to, czy mówimy o niej dopiero po sytuacji łóżkowej? Bardzo mnie to ciekawi....

Posted: Sun Nov 28, 2004 10:54 pm
by caroleen
I jeszce jedno. Pożadania nie da się zabić. Seksualność jest ważnym elementem naszego życia i nie warto z tym faktem walczyć. Ale za to warto walczyć o umiejętność panowania nad nim. Innym słowem- to, że ktoś inny nam sie podoba jest zupełnie normalne. To, że ewentualnie mogłaby nam przyjśc do głowy myśl o gorącym seksie w toalecie z pewym przystojnym człowiekiem, też jest w miarę normalne. Nienormalne jest poddawanie się tym instynktom w każdej sytuacji, w której sie pojawią. Tym bardziej, jeśli jesteśmy z kims kogo kochamy.

Posted: Mon Nov 29, 2004 12:17 am
by {o}
caroleen wrote:O rany, {o} ależ Ty herezje opowiadasz
To nie są herezje - to oficjalna wykładnia Kościoła Katolickiego.
caroleen wrote:Po pierwsze, jeżeli chodzi o zwykłe pożadanie i umiejętność kontrolowania go, to czystośc nic takiego nie gwarantuje.
Owszem - jest odwrotnie - czystość WYNIKA z kontroli.
caroleen wrote:Przecież rozkochać sie w fizycznych igraszkach możesz równiez po ślubie (...) Bezpieczny seks? A co w nim złego?
Ano własnie to - "bezpieczny seks" sprzyja takiemu uzależnieniu. Bo możesz jak piesek, albo kotek - kiedy tylko masz ochotę. "Bezpieczny seks" eliminuje wstrzemięźliwość - jedyny środek wzmacniający wolę w tej dziedzinie.
caroleen wrote:Uważam, że jeśli człowiek kocha, to nigdy nie zdradzi. (...) nie dlatego, że doskonale opanował sztuke samokontroli, ale z powodu szacunku do partnera.
To jest niestety myślenie życzeniowe. Popęd seksualny jesn najniższym, najbardziej fundamentalnym odruchem każdego człowieka - coś takiego wygra z jakimś tam kulturowym tworem, co się nazywa "szacunek". Z czymś tak potężnym może wygrać tylko coś jeszcze potężniejszego. Coś takiego nie istnieje, jeśli tego nie zbudujesz. Nic nie da szacunek, jeśli nie potrafisz kontrolować swojego ciała. To tak, jakby powiedzieć, że nie potrafiąc prowadzić samochodu, nie spowodujesz wypadku, bo szanujesz innych kierowców.
caroleen wrote:Jak właściwie rozumiecie pojęcie "zdrada"? Czy pocałunek to już to, czy mówimy o niej dopiero po sytuacji łóżkowej?
Wystarczy spojrzeć.

Posted: Mon Nov 29, 2004 2:03 pm
by Graalion
Prezerwatywy? Weszły do użycia dopiero niedawno, a zdrady istniały jak świat światem. Seks przedmałżeński? Seks jest dość ważną częścią życia, więc co jeśli się po ślubie się okaże że małżonkom jest po prostu ze sobą kiepsko w łóżku? Naturalnie coś takiego da się przezwyciężyć, jeśli partnerzy wykażą się wytrwałością itp. Tyle że takie cechy można oceniać w pojedyńczych przypadkach, nie zaś co do ogółu. Tak czy inaczej, ja bym radził jednak narzeczonym przespać się ze sobą i dopracować tą dziedzinę zanim powiedzą "tak" na ślubnym kobiercu.

A zdrada ... zdradę da się wybaczyć. Choć nie każdy. To raczej sprawa indywidualna. Ja chyba byłbym w stanie wybaczyć. Są tacy którzy nie byliby w stanie. I nie można tu oceniać.
Na pewno wybaczenie zdrady nie jest łatwe.

Posted: Mon Nov 29, 2004 2:32 pm
by caroleen
Teraz moja kolej :)
czystość WYNIKA z kontroli.
Moim zdaniem jest trochę odwrotnie, szczególnie jeśli poruszamy się w sferze nieco religijnej. To właśnie chęć zachowania czystości bardzo często determinuje kontrolowanie pożądania.
Ano własnie to - "bezpieczny seks" sprzyja takiemu uzależnieniu. Bo możesz jak piesek, albo kotek - kiedy tylko masz ochotę. "Bezpieczny seks" eliminuje wstrzemięźliwość - jedyny środek wzmacniający wolę w tej dziedzinie.
Jeżeli mówimy o ogólnie panujacej tendencji- mogę się częściowo zgodzić. Rzeczywiście teraz uprawianie seksu to jak poranny zakup bułek. To, co dzieje się w dzisiejszych czasach to dla mnie trochę patologia :?
Ale jeśli mówimy o NASZYCH poglądach, naszym postrzeganiu problemu czy wreszcie naszym systemie wartości, to błagam Cię, nie mów mi, że ogólnodostępność prezerwatyw popycha Cię do niezobowiązującego seksu :roll: Owszem, świadomość, że możesz to robić częściej niż w "naturalnych" warunkach daje komfort, z którego możesz skorzystać, ale wydaje mi się, że normalni ludzie korzystają z tego raczej w relacjach ze swoim stałym partnerem, a nie w celu zaspokojenia rozbuchanej chuci przy pierwszej napotkanej okazji. Przynajmniej ja tak to widzę. Graalion dobrze powiedział, że zdrada i seks pozamałżeński istniały njak świat światem (a propos, pierwsze prezerwatywy stosowano już w starożytnym Egipcie. Jeśli nawet nie wcześniej ;) )
To jest niestety myślenie życzeniowe. Popęd seksualny jesn najniższym, najbardziej fundamentalnym odruchem każdego człowieka - coś takiego wygra z jakimś tam kulturowym tworem, co się nazywa "szacunek". Z czymś tak potężnym może wygrać tylko coś jeszcze potężniejszego. Coś takiego nie istnieje, jeśli tego nie zbudujesz. Nic nie da szacunek, jeśli nie potrafisz kontrolować swojego ciała. To tak, jakby powiedzieć, że nie potrafiąc prowadzić samochodu, nie spowodujesz wypadku, bo szanujesz innych kierowców.
Teraz to już Cię kompletnie nie rozumiem. Dlaczego nazywasz szacunek kulturowym tworem, nie mogącym walczyć z pożadaniem? Ja wszystko rozumiem, ale chyba hormony nie buzują w człowieku aż tak bardzo, żeby musiał rzucać się na wszystko co się rusza i instynktowi seksualnemu podporządkowywał całe życie :shock: Natura? Brak kontroli nad własnym ciałem? OK, nie będziesz umiał zapanować nad wzwodem, ale z pewnością jesteś w stanie, jako najwyższe ogniwo ewolucji, wiedzieć co z tym fantem zrobić. Jeżeli zrezygnujesz z seksu nie eksplodujesz chyba od środka i nie spowodujesz nieodwracalnych zmian w swoim organizmie, prawda? Uprawianie seksu nie zależy tylko i wyłącznie od Twojego ciała. Zależy również od rozumu. Ciało wysyła sygnał gotowości, głowa decyduje co dalej. Może masz problem z tym, co Ci siedzi w głowie, a nie z samokontrolą? :twisted:
A tak na serio, to dalej obstaję przy szacunku. Szczególnie dlatego, że człowiek nie jest królikiem, dla którego ten instynkt jest być może najważniejszy. Człowiek jest istotą myślącą, a szacunek właśnie wspomaga samokontrolę. Ale nie samokontrolę ciała, bo to powinien umieć każdy. Samokontrolę całości istoty.
Co Ty na to? :)

Posted: Mon Nov 29, 2004 3:26 pm
by {o}
Czystość wynika z kontroli, którą podejmujesz się trzymać ze względu na szacunek. Ale ten szacunek nic nie da, jeśli nie potrafisz utrzymać tej kontroli.
caroleen wrote:normalni ludzie korzystają z tego raczej w relacjach ze swoim stałym partnerem
A co to zmienia? Czy to sprawia, że uczą się kontroli, jeśli mogą zawsze, byle tylko ze sobą?
caroleen wrote:OK, nie będziesz umiał zapanować nad wzwodem, ale z pewnością jesteś w stanie, jako najwyższe ogniwo ewolucji, wiedzieć co z tym fantem zrobić. Jeżeli zrezygnujesz z seksu nie eksplodujesz chyba od środka (...)? Uprawianie seksu nie zależy tylko i wyłącznie od Twojego ciała. (...) Człowiek nie jest królikiem.
Już ci powiedziałem - to jest myślenie życzeniowe. Traktujesz jako punkt wyjścia coś, do czego ludzie nieraz muszą dochodzić latami. Mogę ci zaprezentować dziesiątki historii, z których jednoznacznie wynika, że niećwiczona zawczasu wola jest bezsilna z całym tym szacunkiem i czym tam jeszcze.
Przykładowy fragmencik świadectwa członka wspólnoty Anonimowych Erotomanów (wiedziałaś, że coś takiego istnieje?):
Mateo, AE wrote:Kiedyś ostrzegano mnie (lakonicznie, w książkach dla chłopców), że zbyt często i zbyt długo uprawiany onanizm może okazać się patologiczny. Ale ja wtedy sądziłem, że to mnie nie dotyczy! Jednak po latach stwierdziłem, że poprzez jego uprawianie zdegradowałem swoje człowieczeństwo - potrafiłem, mając rodzinę, pójść do agencji towarzyskiej i wydać ostatnie pieniądze na seks, bo MUSIAŁEM to zrobić. Często kupowałem całe reklamówki pornografii, by onanizować się bez końca. Nie wystarczał mi jeden raz, mimo 40 lat życia, robiłem to po 4-5 razy dziennie. Czary goryczy dopełnił fakt, że uwiodłem żonę kolegi z pracy i trwałem z nią w romansie. Otrząsnąłem się, kiedy stanąłem nad własnym grobem...
(...)
Powiem szczerze - mimo silnej woli - rzadko komu udaje się raz na zawsze zaprzestać powtarzania wyuczonych nawyków. Dla większości zdrowiejących normalne są niestety nawroty choroby, wpadki.
Powiesz może, że to jakiś szczególny, ekstremalny przypadek. Niestety - nie. Ekstremalna w tym przypadtu jest co najwyżej faza zjawiska. Niektórzy może tylko wcześniej podejmują środki zaradcze. A te są zawsze takie same...

Posted: Mon Nov 29, 2004 4:13 pm
by caroleen
Czy Ty się trochę nie zapędzasz? Czy rozmowa o ulubionych alkoholach młodych ludzi musi sprowadzać się do opierania jej głownych założeń na chorobie alkoholowej? Nie musi. Czy gra w pokera na zapałki z przyjaciółmi jest dowodem na uzależnienie od hazardu? Też nie.
Wyobraź sobie, że wiem co to jest wspólnota AE. Tak samo, jak wiem, co to jest AA. Powiedziałabym nawet, ze w pewnym sensie mam z tym stały kontakt. Ale nie mieszajmy ogółu z marginesem! Alkoholizm i erotomania są chorobami, a nie wszechpanującym zwyczajem. Owszem, to, co dzieje się dookoła sprzyja pogłebianiu i rozpowszechnianiu się tych dolegliwości, ale nie patrzmy przez ich pryzmat na zdrowych ludzi.
Mówiliśmy o zdradzie. Zdradzie, która przytrafia się normalnym, zdrowym ludziom, a nie o patologii społecznej. Nie bardzo mogę pojąć, co masz na celu podążając swoim tokiem rozumowania. Dlaczego tak wysuwasz na piedestał właśnie fizyczne zapanowanie nad popędem? Chcesz udowodnić, że wszyscy, którzy zdradzają są erotomanami niezdolnymi zapanować nad pierwotnym instynktem? I że tylko wstrzemięźliwość (także wobec naszego partnera) zapobiegnie zdradom czyli w domyśle rozpowszechnianiu choroby, jaką jest erotomania? Bo tyle wynika z Twoich wypowiedzi. Chyba, że kłócisz się dla zasady ;) Albo jesteś za inteligentny na rozmowy z przeciętną forumowiczką, która nie może nadążyć za Tobą ;)

Posted: Mon Nov 29, 2004 4:25 pm
by caroleen
Zapomniałam o jednej rzeczy. Napisałeś:

"Czystość wynika z kontroli, którą podejmujesz się trzymać ze względu na szacunek. Ale ten szacunek nic nie da, jeśli nie potrafisz utrzymać tej kontroli."

A jak to, mój drogi {o}, wygląda w życiu? Czy nie tak, że poznajesz kogoś, zaczynasz go szanować, chcesz pozostać w czystości i dlatego wiesz, że musisz się kontrolować? Moim zdaniem istnieje taki porządek chronologiczny.
Utrzymywanie kontroli w ażdej dziedzinie musi z czegoś wynikać, wymaga jakiejś motywacji, a nie tylko silnej woli. Robienie czegoś sobie a muzom, bez celu, tylko dlatego żeby to zrobić jest bez sensu.

Posted: Tue Dec 07, 2004 11:52 pm
by Justynka
nie wiem czy wybaczylabym...
Wydaje mi się że jak jest miłość.. to nie powinno być zdrady.. jak jest zdrada.. to wtedy to nie jest miłość... no oczywiście można powiedziec że zależy od sytuacji.. nie tylko samej zdrady.. ale przyznania się do niej.. bo najgorzej jest usłyszeć o niej od kogoś innego...

teraz przedstawie wam trzy sytuacje ;P :
1.para któraj jest ze sobą 1,5 roku.. oboje mówią sobie że się kochają itd.. dziewczyna zdradziła.. on się dowiedzxiał o tym od kumpla.. po wielkiej klótni wybaczył jej.. potem sam ją zdradził.. a ona wybaczyła mu... i to jest miłość? dla mnie nie...

2. Dziewczyna chodziłą z kolesiem 5 miesięcy.. była z koleżankami na wycieczce.. tam było troche alkoholu.. i ona zdradziła... po powrocie jej chłopak się o tym dowiedzial.. ona przeprosiła.. on jej wybaczył... ale w 2 dni potem ona zerwała z nim. dlaczego? powiedziala mi że za szybko jej wybaczył.. jakby to było cos normalnego.. zdradziła.. on się wkurzył i wybaczył.. tak jakby wogóle to go nie zraniło...

3. Byłam z nim przez ok 2 miesiące... poszłam z koleżankami na miasto.. poznałyśmy fajnych kolesi.. zdradziłam.. jednym pocałunkiem ale zdradziłam.. nie wiem co mnie wtedy napadło.. po powrocie z miasta odrazu pojechałam do mojego chłopaka.. sciekł się.. byliśmy pokłóceni przez 3 tygodnie.. bardzotego żałowałam i robilam wszystko żeby mi wybaczył.. po ciężkich rozmowach.. płaczu.. pogodzilismy się... jesteśmy już ze sobą 10 miesięcy.. i wiem że już go nie zdradze.. za bardzo go kocham.. znowu mi zaufał i zrobie wszystko żeby tego zaufania nie stracić...

ehh wątek mi się urwał.. i nie wiem jak miałam to wszystko podsumować...
ale z moich doswiadczeń.. jeżeli zdrade się wybacza od tak poprostu.. to znaczy że albo ktoś też ma coś na sumieniu i dlatego wybaczył.. albo że w tym związku nie ma jakiejś silnej więzi...

Posted: Sat Dec 11, 2004 10:46 pm
by caroleen
Przyzannie się do zdrady...to trudny temat. Moja mama powiedziała mi kiedyś dość dziwną rzecz. Jeżeli zdradziłam i zrobiałm to z głupoty, jeżeli nie chcę odejść od partnera, jeżeli żałuje tego co się stało i najchętniej cofnęłabym czas to powinnam...milczeć. Powinnam zrobić wszystko, aby partner się nie dowiedział. Mama umotywowała swoją opinię tym, ze przyznanie się do zdrady po pierwsze rani partnera dodatkowo, przysparza mu bólu, którego powinien uniknąć. Po drugie jest też niehonorowym zrzucaniem części odpowiedzialności na partnera, jakby obarczaniem go niezasłużoną winą po to, aby samemu poczuć się lepiej. A właśnie to poczucie winy, które ciąży osobie zdradzającej jest częścią kary za zdradę.
Właściwie mama ma dużo racji. Ale ja jakoś nie mogę znależć swojego jasnego stanowiska w tej sprawie. Cały czas kołacze mi się po głowie, że jeśli zrobiłabym coś takiego ukochanej osobie, to ona mimo wszystko zasługiwałaby na to, żeby dowiedzieć się o wszsytkim ode mnie. Jak uważacie?

Posted: Sun Dec 12, 2004 2:26 am
by Graalion
Gdyby dziewczyna mnie zdradziła, ale zrobiła to tylko raz, "z głupoty", bardzo tego żałowała i mnie kochała ... w sumie chyba bym wolał się nie dowiedzieć.

Posted: Sun Dec 12, 2004 3:47 pm
by luki
Ja się zastanawiam czy jest coś takiego jak zdrada z głupoty. Czy później nie będzie kolejnego i kolejnego razu, choćby za parę lat? Czy ten pojedynczy przypadek nie pokazuje nam niedojrzałości psychicznej, która zaowocuje gorzko w przyszłości?