Legendy Kamiennych Komnat

Rozmowy o muzyce z Roswell i nie tylko...

Moderator: LEO

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Sun Oct 26, 2003 12:29 pm

Sarah Brightman? To może Gregorian - Join Me?
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Sun Oct 26, 2003 8:31 pm

OK... kochani... czas do poniedziałku ucieka nieubłaganie :) ... musiałm wcześniej coś wybrać i dlatego Wasze podpowiedzi zostaną zapisane do wykorzystania w ciagach dalszych o ile te w ogóle nastąpią :roll:

dziś zapowiedź muzyki na jutro.

1. Dave Matthews Band – The stone
2. They won’t go when I go – wykonanie Geogre Michael – słowa Stevie Wonder)
3. Leonard Cohen – Here it is

Kochani... muszę się przyznać, że czuję się jakbym obdarła perskiego kota ze skóry i ukazał mi się ratlerek, czyli minisarenka trzęsąca się z zimna. Piszę o tłumaczeniu tych trzech utworów. To jak profanacja, ale chciałam, by ten, kto nie zna angielskiego skupił się na treści i nie męczył się z tłumaczeniem, wiec musicie mi wybaczyć. Z góry uprzedzam, że wszystkie 3 utwory, a szczególnie poezja Cohena są potwornie ciężkie do tłumaczenia i zawierają przenośnie, których poziomy interpretacji sa wielorakie.

W interpretacjach muzycznych, jeśli wyrazicie taką chęćwkleję oryginalne teksty. ich piękno warto poddać interpretacji nie tylko na poziomie legend, ale przede wsystkim w aspekcie samego życia. Zapraszam dziś zatem do interpretacji, gdzie od jakiegoś czasu zrobiło się pusto i ponuro, a jutro spowrotem do legend, tym razem oświęconym płomieniom... ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

Hotori
Obserwator Słów
Posts: 1509
Joined: Sat Jul 26, 2003 4:11 pm
Location: Lublin

Post by Hotori » Mon Oct 27, 2003 9:02 pm

Leo uwielbiam Cohena. W interpretacjach umieściłam jego ''Dance me to the end of love''. Cieszę się, że umieścisz go w legendach.
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''

William Blake

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Oct 27, 2003 11:14 pm

4. LEGENDA O PŁOMIENIACH


„... świat bez miłości jest martwym światem i że zawsze przychodzi godzina, kiedy zmęczony więzieniami, pracą i odwagą błaga o twarz jakiejś istoty i o serce olśnione czułością.”
– Albert Camus, Dżuma


...płomienie...

...Miał takie szorstkie dłonie. Pokryte wewnątrz siatką drobnych zmarszczek, jakby jego skóra była bardziej wysuszona od dłoni innych. Jakby była naciągnięta na kościach do granic możliwości. Jakby szkielet okryty był w tym miejscu zbyt małym fragmentem skóry. Wierzch był pokryty licznymi bliznami. Znał każdą z nich i wiedział dokładnie co każda symbolizuje i czym jest dla niego. Czasami wyprostowanie palców sprawiało mu ból. Ale czując go czuł się lepiej. Ani czas, ani przebyte cierpienia nie zgięły jego karku. Chodził wyprostowany i zwykł był patrzeć prosto w oczy każdemu, kto odważył się znieść ten wzrok. Miał tak bardzo zniszczone czasem i walkami dłonie i pokryte bliznami serce... tak powiadają...

Zawsze byli inni i tylko w swoim gronie byli normalni, byli sobą i byli jednością. On, Generał i Przyjaciel...
Ponoć ludzie na Ziemi zwykli byli mawiać, iż mężczyzna w swej żonie upatruje matki a kobieta w swym mężu wizerunku ojca. Jakże bardzo byli zatem pokrzywdzeni. Jak mieli odszukać to, czego nie było dane im poznać? A może właśnie tak było lepiej? Może ich wyborem rządziło serce a nie potrzeba kontynuacji uczuć?


mam to przeczucie, które niesie ciarki na plecach
podejrzenia, że nic nie jest takie jakim się wydaje
Zapewnij mnie
Dlaczego czuję się, jakbym zapadał się w otchłań?
modlę się
by w jakiś sposób udowodnić im,
że nie jestem takim jakim mnie widzą
tak, postępowałem źle
ale tak jak myślałem, że powinienem był postąpić
przysięgam

nieświęty dzień
jeśli odejdę teraz, może uda mi się uciec
ale to zaciąży na mnie
jak kamień i smutek gdy wyruszę

zastanawiałem się, czy poszłabyś ze mną
by podtrzymać moją głowę, gdy ja już nie będę miał sił
zrobię to samo, jeśli tego zapragniesz
lecz jeśli nie
pójdę sam

przede mną długa droga
od głupich pomyłek
za które wiecznie płacę
nie, uciekam,
ucieknę i będzie już dobrze

zastanawiałem się, czy poszłabyś ze mną
by podtrzymać moją głowę, gdy ja już nie będę miał sił
zrobię to samo, jeśli tego zapragniesz
lecz jeśli nie
pójdę sam

idę długą drogą
by pogrzebać przeszłość, za którą nie chce płacić
jakbym tego pragnął by
cofnąć czas i zacząć od początku

zastanawiałem się, czy poszłabyś ze mną
by podtrzymać moją głowę, gdy ja już nie będę miał sił
zrobię to samo, jeśli tego zapragniesz
lecz jeśli nie
pójdę sam

tak bardzo potrzebuję
zostać w twych ramionach, zobaczyć twój uśmiech, trzymać cię blisko
I ciąży mi to
jak kamień i chłód przenikający do kości
zastanawiałem się, czy poszłabyś ze mną
powiedz, że pójdziesz.

niech się to wszystko zapadnie...
niech rozpadnie się... (Dave Matthews Band – The stone)





Legendy mówiły, że On ginął wiele razy i za każdym razem wracał. Jego śmierć obróciła go ponoć w proch, a z prochu powstały płomienie, które dały Jemu powtórne życie. To one przyciągały wszystkich do niego. Nie można pokonać kogoś, kto wraca ze światów nikomu nieznanych. Nie można pokonać kogoś, kto pokonał śmierć. A legendy mówią, że On nie tylko potrafił pokonać cudzą, to jeszcze w dodatku własną. Zarówno Jego miłość zrodziła się ze śmierci, jak i jego nienawiść. I przez lata warunkowały się jak wdech i wydech. Tak powiadają. Ponoć to wszystko działo się w odległych miejscach, a historie te przynieśli idący za nim. Co dziwniejsze śmierć prowadziła go przez życie i była jego stałym towarzyszem, na którego niepamięć nie mógł liczyć...
Ponoć kiedyś pojawiła się kobieta. Ponoć przyciągnął ją jego ogień. Piękna, młoda, dystyngowana i cierpliwa. Wielu mówiło, że była podobna do pierwszej nałożnicy króla. Z charakteru. Bo tamtą mieli okazję poznać... Widzieli jej determinację, upór i znienawidzili ją za to, co chciała zrobić ojcu swego dziecka. Żadne kłamstwo nie trwa wiecznie. I zrozumieli, że pragnęła przetrwać kosztem innych, że pragnęła rządzić bardziej niż być matką i żoną. Nie zrozumieli jej tęsknoty za czymś, co uważała za swoje. Za domem. Legendy mówią, że zmieniła się przed śmiercią, ale ludzie już są ostrożni w osądach. Gdy przybyła myśleli, że niesie ze sobą pokój, że Delfin pogodzi ich, że przyniesie rozejm i pojednanie. Że zjednoczy rasy i jak ojciec zapanuje nad nimi. Jednak Regentka zbyt pokochała władzę i dopiero gdy zaczęła odkrywać swe prawdziwe oblicze lud zrozumiał, że nie tędy droga. Legendy ludów z południa, skąd pochodziła mówią, że gdy była młodą dziewczyną nie pragnęła niczego tak bardzo jak Jego miłości i to właśnie jej brak skierował ją na inną drogę. Odrzucenie, które spowodowało, że miłość zmieniła się w nienawiść. Ale zanim do tego doszło tak bardzo starała się go odzyskać. Nie potrafiła tego zrobić tam, więc postanowiła go odzyskać w miejscu, w którym urodziła się po raz pierwszy. Jednak z każdym dniem w którym bez powodzenia próbowała go skłonić ku sobie jej marzenia blakły i pragnęła tylko powrócić do miejsca, w którym czułaby szacunek i uczucia większe niż otrzymywała od Niego i Jego przyjaciół. Gdy nadarzyła się okazja postanowiła ją wykorzystać, czego nigdy jej nie przebaczył. Co dziwniejsze legendy głoszą, że Regentka jednak zrozumiała na czym polegał jej błąd. Złudne marzenia rozwiał ten, do którego chciała się w złości, porzucona, przyłączyć. Gdy nie mogła otrzymać tego, co uważała, że jej się należy, postanowiła oddać Delfina, zwrócić go ojcu, oskarżając lud, który nie potrafił zaakceptować jej również o wrogość do jej syna. I za to lud znienawidził ją i jeszcze bardziej pokochał mężczyznę, który odrzucił ją już wcześniej.

Wśród ludów zachodu krąży inna legenda o matce Delfina. Ponoć nie pamiętała swego pierwszego domu, ponoć nie znała prawdziwej miłości i ponoć ten, który miał ją bronić wmówił jej, że jedynym sposobem na powrót do domu, w którym w końcu będzie bezpieczna, to królewska droga. Droga tylko i wyłącznie u boku prawowitego władcy i jego siostry oraz przyjaciela. Nie znała ich, więc zgodziła się, bo to był jedyny sposób, by przestać uciekać, by wreszcie wrócić tam, gdzie czułaby się pewna i doceniana. Nikt z tych plemion nie potrafi wytłumaczyć jednak tego, że była tak bardzo wyrafinowana, choć pragną wierzyć, że na jeden moment, na jedną noc, w jednej chwili poczuła to, co wmawiała sobie i Jemu. Lecz efekt i tak skłonił serca narodów ku Władcy, który naiwnie dał się oszukać...
Ale legenda głosi, że On i ją pomścił, że i ją pochował, że i na jej grobie dziękował za jedyną rzecz, która ich łączyła: za syna. I dlatego też nawet ludy południa potrafiły go pokochać.
Połączył ich,
zjednoczył w walce,
znienawidził wszystkie podziały i ...
zniszczył wszystkich, którzy starali się je zachować.

Kolejny powód, dla którego go szanowali.



Żadnych więcej kłamliwych przyjaciół
Pragnących nieszczęśliwych zakończeń
mimo iż udają
nie pójdą tam, kiedy pójdę ja
wszystkie te krwawiące serca
Pragnące podzielić się smutkiem
byliśmy tu od samego początku
i nie pójdą tam kiedy mój czas drogi się rozpocznie
ja pójdę do miejsca
Upragnionego od dawna
z dala od łez
ucieknę od rozrywającego płaczu
Z dala od smutnych oczu
przy nim uzbroję się w cierpliwość
ponieważ nikt nie pójdzie tam gdzie ja

potężni czują się słabymi
Słabi prostują się odważnie
będę patrzył jak wszyscy oni upadną
nie pójdą kiedy mój czas by ruszyć w drogę nadejdzie
do miejsca tak oczekiwanego
upragnionego
z daleka od łez

nieczyste umysły zwodzą niewinnych
niewinni z pewnością nas opuszczą wolni
dla nich istnieje miejsce spoczynku

ludzie grzeszą dla zabawy
nigdy nie ujrzą światła
nie odkryją swych twarzy
nie ma miejsca dla beznadziejnych grzeszników
którzy zabiorą więcej, niż On da
niż On więcej z trudem da

ludzka chciwość będzie
z daleka ode mnie
a moja dusza będzie wolna
oni nie pójdą kiedy ja wyruszę
odkąd moja dusza powstanie
wszystko w co uwierzę
królestwo, które ujrzę
ponieważ oni nie pójdą kiedy ja wyruszę
kiedy wyruszę
dokąd wyruszę

nikt nie powstrzyma mnie
przed moim przeznaczeniem...
(They won’t go when I go – wykonanie Geogre Michael – słowa Stevie Wonder)


Ale On nie był już tym mężczyzną, tym chłopakiem, który wtedy otworzył się przed nią, przed matką swego syna. O tym zapomniała ta kobieta. Ta inna. Ta, która pojawiła się znikąd. Której miejsce urodzin znała prawdopodobnie tylko królowa. Jednak okazało się, że owa kobieta nie potrafiła ani zapomnieć, ani zrozumieć. I to był jej błąd. Największy w jej całym życiu. Pokochała władcę i chciała być blisko, bliżej niż chciał, bliżej niż chciała jego siostra, bliżej niż pozwoliłaby na to służba. Znikła w kamiennej komnacie Władcy i poznawszy ją zapragnęła wrócić. Czy On tego chciał? Ludzie mówią, że nie chciała tego Jego Siostra, że nie mogłaby patrzeć, na jego ponowne cierpienie. On sam zapewne nie potrafiłby już pokochać nikogo. Zawsze kochał tylko Ją. Ale ta kobieta, ona widziała w nim to o czym on zapomniał. Nie patrzyła na blizny, których nie chciał usuwać, na to jak bardzo jego twarz się postarzała przez lata bólu. Patrzyła poprzez pusty wzrok, którym zdawał się szukać w niej kogoś innego. Służba i ludzie mówili, że pomyliła swoją miłość z litością. Nie takie miała zadanie. Nie po to tam trafiła... A On... On nie widział nikogo, żadnej kobiety poza tą, która stała za jego plecami podczas każdej walki i poza tą, która przychodziła w nocy, by mógł czuć ułudę bezpieczeństwa. Mówią, że potrzebował ciepła, ale nie potrzebował innej miłości niż ta którą utracił. Dlatego pojawiały się inne kobiety. Te inne, których ciało mogło być blisko, ale których dusze zawsze będą odległe i nie odkryte. Bezpieczne, gdyż oddalone od niego.
Służba mówiła, że przyszła późno w nocy, zapewne gdy wciąż nie mógł zasnąć. Słyszeli ciche dźwięki muzyki, której nie potrafili poznać. Może pochodziła ona z jego przeszłości, może nie, nie to było ważne. Nie to intrygowało. Gdy w zwiewnej sukience, boso, kroczyła zimnymi korytarzami wiele ukrytych par oczu podziwiało grację, z jaką jej dłoń przesuwała się po mahoniowych poręczach a biodra kołysały w rytm nieznanej melodii. Delikatny zapach perfum wiódł nielicznych do odległych zakamarków zmysłów. Gdy otworzyła drzwi nie weszła od razu. Oparła się w progu kusząco i przechyliła głowę na bok obserwując go, jakby czekając na pozwolenie. Ale nie czuła strachu, nie okazywała pokory. W końcu weszła do środka. Delikatny klik klamki odgrodził ich od reszty. Powiadają, że wyszła zanim nastał świt. Następnego dnia pragnęła powrócić. Jej twarz miała wyraz oczekiwania, radości, nadziei. Jednak powiadają, że wybiegła z jego komnaty zapłakana. Że nie chciał jej już widzieć i był bardzo dosłowny w wyrażeniu swej woli. Może pozostawiła po sobie zapach, który zbyt mocno wgryzł się w pościel. Może chciała obudzić się przy Nim. Może spojrzał jej w oczy. Może dotknęła go tak, jak nigdy nie powinna była, w sposób, jaki był zarezerwowany dla przeszłości. Może. Powiadają, że wróciła kolejnej nocy i chciała się z Nim ponownie spotkać, ale przed drzwiami czekała już na nią Jego siostra. Nie pozwoliła jej wejść. To co jej wtedy powiedziała na zawsze pozostanie tajemnicą. Kobieta pobladła i wraz z generałem odeszła w kierunku piwnic. A kolejnej nocy pojawiła się już inna. Potem już były tylko te inne... To co działo się później... plemiona zachodnie mówią, że to było związane z tą kobietą, ale to tylko domysły, niedopowiedzenia i wątpliwości. Tylko kolejne legendy.

Plemiona znad styku oceanów szepczą, że to była decyzja polityczna. Że obawiano się, iż On przez nią popełni jakiś błąd, że zrozumie swoją samotność i pomyśli, że ktoś inny może kontynuować co On zaczął. Bali się, że zrezygnuje ze wszystkiego co mu pozostało i podąży za Nią, że ta kobieta zbyt mocno przypomni mu o Niej. Jego siła była zbyt cenna i to dlatego stał się poniekąd więźniem własnego bólu, ponieważ w nim był najskuteczniejszy. Może chodziło też o wpływ, jaki mogła mieć na jego decyzje? Może to nie lud się obawiał, może te obawy podzielała tylko jego matka, która i tym razem chciała go uchronić od kolejnego cierpienia? Może to generał obawiał się samotności?...

Nikt nie wie gdzie znikła owa kobieta, czy żyje, czy opuściła pałac, czy jest w nim nadal. Legendy szeptane z ucha do ucha snują różne domysły...

Siostra – Generał. Była najgorszym z przeciwników, jeśli chodziło o jej brata lub przyjaciela. Była jak cerber strzegący swojego królestwa, którym byli ci dwaj mężczyźni. Nawet jej mąż schodził przy nich na drugi plan. Tak powiadają. Powiadają, że była zdolna do wszystkiego, byle ochronić brata i przyjaciela. Zrobiła i robiła wszystko. Nie dopuściłaby nigdy do tego, by cierpiał przez kogokolwiek, a nikt nie potrafił go zranić bardziej niż wspomnienie o śmierci jedynej kobiety, którą cale życie kochał. Nie dopuściłaby nigdy do tego, by ponownie tak cierpiał z miłości...

Przyjaciel – powiadają, że kiedyś byli sobie bliscy bardziej niż teraz, że rozmawiali częściej, że więcej ich łączyło. Ale legendy głoszą, że przyjaciel popełnił kiedyś błąd, który został mu wybaczony, lecz nie zapomniany. On zaczął się wycofywać, trzymał na dystans wszystkich, nawet tych których kochał. Jednak potrafił ponownie zaufać i powierzył opiekę nad tymi, którzy nie szli do walki, właśnie jemu, przyjacielowi. Nikomu innemu by na to nie pozwolił. Wiedział, że to co jest w jego przyjacielu jest bardziej niebezpieczne dla wroga, który ośmieli się stanąć u progu jego domu, niż dla tego, któremu stawiał osobiście czoła na polu walki. Mógł na nie wyruszyć spokojnie wiedząc, że ta niewielka ilość osób, która była mu bliska jest bezpieczna. Jednak przyjaźń rządzi się swoimi prawami. Serce swoimi. Łatwiej jest chronić to, co własnemu sercu bliskie, a On miał uwielbienie ludu, siostry, służby i tę miłość kobiety, której nie potrzebował...

Matki – wiedziały, jak bardzo cierpiał. Jak cierpiał za każdym razem. Ileż można. Zadawały sobie zapewne pytanie o sposób, w jaki można ochronić Go przed ponownym bólem. Wiedziały, że jest sam. Jak jego siostra. Jak jego przyjaciel. Nie ważne z kim by nie byli – byli inni i na nich kończyła się dynastia jaką sami zapoczątkowali. Nawet jego syn nie należał już do tego świata. Ani do innego. I nie był podobny do ojca. Przynależał już bardziej do rasy, której jego ojciec nie potrafił wybaczyć śmierci swej jedynej prawdziwej żony.

On, Przywódca - lud wiedział, że nie pragnie sukcesji, że nie chce tronu, że nie zależy mu na nim. Że to kolejna rzecz, która może mu przypominać o utraconym raju dzieciństwa, o raju niewiedzy. To co go trzymało wśród ludu to potrzeba zemsty, najsilniejsza z motywacji prócz miłości. Lud potrzebował Go. Nie można było sobie pozwolić, by odszedł. Skoro trzymała go przy życiu samotność i wiara w zemstę, nie można było mu tego odebrać. Nie mogła mu tego odebrać żadna inna kobieta. Musiał pamiętać o tej, którą kochał, by walczyć dalej. Tylko taki był groźny, tylko takiego się bano, tylko taki prowadził lud do zwycięstwa. Tylko taki liczył się dla polityki...

Kim była ta kobieta? Kto ją tam sprowadził? Gdzie znikła? Dlaczego? Ktoś zna odpowiedź...

I oto twoja korona
I pierścień i pieczęć
I oto twa miłość
Do wszystkich tych rzeczy

I oto twój powóz
Karton i mocz
I oto twa miłość
Do wszystkich tych rzeczy

Niech wszyscy żyją
Niech mogą umrzeć
Witaj, moja miłości
I moja miłości żegnaj

I oto twe wino
I twój pijacki upadek
I oto twa miłość
Miłość do tego wszystkiego

I oto twoja choroba
Twe łoże i kruszec
I twoja miłość
Do kobiet, do mężczyzn

Niech wszyscy żyją
Niech mogą umrzeć
Witaj moja miłości
I moja miłości żegnaj

I oto jest noc
Noc się zaczęła
I oto twa śmierć
W sercu twego syna

I oto świt
(dopóki śmierć nas nie rozdzieli)
I oto twa śmierć
W sercu twojej córki

Niech wszyscy żyją
Niech mogą umrzeć
Witaj moja miłości
I moja miłości żegnaj

Oto się spieszysz
I oto już zniknąłeś
I oto ta miłość
Na której to wszystko powstało

I oto twój krzyż
Pazury i wzniesienie
I oto twa miłość
Stojąca gdzie zechce

Niech wszyscy żyją
Niech mogą umrzeć
Witaj moja miłości
I moja miłości żegnaj (Leonard Cohen – Here it is)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Mon Oct 27, 2003 11:55 pm

Nie można było sobie pozwolić, by odszedł
to krotkie zdanie podkresla jak w tym swiecie w ktorym wydawaloby sie, ze milosc do wladcy, zreszta czesto wspominana przez Leo, jest najwazniejsza, jak gleboka by nie byla i ile by cierpienia samego Wladcy nie kosztowala... jest podyrygowana polityka. Brutalny swiat. I to mi sie podoba. Dobro panstwa oplacone przez Jego samotnosc. I tu nachodzi pewne pytanie... Czy ONA jeszcze wroci do palacu ? Czy zniknela na zawsze ? Czy JEGO bliscy zrozumieja kiedys swoj blad, ze nawet ON moze sie kiedys wypalic ? Ze w pewnej chwili nie bedzie mial juz z kim walczyc... Co wtedy zrobi ? Czy pozwola mu wtedy na szczescie ?
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Tue Oct 28, 2003 3:25 am

To ciekawe... zawsze przedstawialas Go jako wladce absolutnego... a tu okazuje sie, ze byli ludzie, ktorzy przez cay czas uzurpowali sobie prawo do sprawowania kontroli nad Jego zyciem... Kim oni byli? Co sprawialo, ze postanowili kroczyc po tak cienkim lodzie? Z co nimi kierowalo? altruizm, czy moze zwykla zadza wladzy?

Dla mnie najciekawsza postacia jest aktualnie Isabel. fascynujace w jaki sposob tak delikatna dziweczyna przeobrazila sie w siejaca postrach legende... szkoda, ze tak niewiele sie o niej dowiadujemy...

i oczywiscie Tess.. nie idealizujesz jej - i dobrze. miala ciezkie zycie (a kto z nich go nie mial...), ale to jaka sie stala bylo efektem jej wlasnych wyborow. a to co zrobila nie moze byc niczym usprawiedliwione. dobrze powiedziane: jedyne, co ich laczylo, to syn.

i jeszcze raz: wiecej o Isabel... 8)
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Oct 31, 2003 5:58 pm

Ona... Kolejna z wielu kobiet. Czy była podobna do Niej? Czy może jej udało się przedrzeć przez tą zasłonę obojętnośći? Czy myślała, że dzięki niej... że On dzięki niej zapomni o Tamtej, że też... może nie od razu pokocha, ale że poczuje do niej coś miłego? Tylko gdzie, w tym kamiennym, zamkniętym sercu? Czy też może w umyśle? W Jego życiu kobiety zdaje się, że odgrywają ważną rolę, Ona, Siostra i Matka. Trzy najważniejsze osoby, z których jedna odeszła na zawsze, druga ciągle przy nim trwa, a trzecia go odzyskała. Nie ma miejsca na czwartą... Ogień wypala i oczyszcza. Jemu wyczyścił serce, pozostawiając tylko kamienny wizerunek Jej, bo przecież kamienie nie ulegają płomieniom... Matka chyba nie była zachwycona stanem syna, ale rozumiała go, prawda? Bo ona też straciła, i to nie raz. Straciła swoje dzieci. A co z jego ojcem? Czy On rozmawiał o nim z matką? Czy jest do niego podobny? Czy jego matka go kochała i była z nim szczęśliwa? No i tradycyjnie poproszę o więcej Michaela. Mam ostatnio upodobanie.
Image

Hotori
Obserwator Słów
Posts: 1509
Joined: Sat Jul 26, 2003 4:11 pm
Location: Lublin

Post by Hotori » Sun Nov 02, 2003 4:34 pm

Nan czyżbyś przechodziła do sekty :D ?
Ja też proszę więcej o Michaelu...i o Niej.
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''

William Blake

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Nov 02, 2003 5:11 pm

Hotori, nigdy w życiu :mrgreen: Po prostu naturalna reakcja po Antarian Sky gdzie jednak jest to jedna z ważniejszych postaci :wink:
Leo, mam nadzieję, że będzie jutro Legenda...? Widzę, że spada nam oglądalność, ale przecież stali widzowie są...
Image

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Sun Nov 02, 2003 7:36 pm

Dlaczego ja jeszcze nie skomentowałem ostatniej legendy? Jakoś tak się przymierzałem i nic z tego nie wyszło... Chyba poprostu nie potrafię. :roll:

W każdym razie poproszę więcej o tych ludziach, którzy mieli władzę. Czy On - w swoim absolutyzmie - stał się zarazem marionetką?
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Sun Nov 02, 2003 8:39 pm

nic nie spada... Nan, nie kracz... :evil:
LEO, ja rozumiem, ze milczysz dlatego, ze w pocie czola przygotowujesz kolejna legende... 8)
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

Hotori
Obserwator Słów
Posts: 1509
Joined: Sat Jul 26, 2003 4:11 pm
Location: Lublin

Post by Hotori » Mon Nov 03, 2003 12:44 pm

jejku ja muszę się przygotować do komentowania legend, ale jak do tej pory fanficki wycisnęły ze mnie wszystkie soki... 8)
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''

William Blake

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Nov 03, 2003 11:12 pm

5. LEGENDA O MĘŻCZYZNACH


I'm a member of that group of... outsiders. I always knew I was different... and for a long... long... time, all I wanted was to be another face in the crowd... but in the end... it wasn't possible. ...I guess it never was. So from now on, I'll just... concentrate on being who I really am. ...Some of you might not like that. ...Some of you might even... find that frightening. But that's not my problem any more. I have to be who I really am... and let fate take care of the rest. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you. Thank you for giving me a family... Thank you for giving me a home...

Kto zna dokładny moment, kiedy przestaje się być dzieckiem? Kto wie, w którym momencie chłopiec zmienia się w mężczyznę, a ten w starca? W Jego przypadku każdy krok wyznaczała śmierć...

„Los dał ludziom odwagę znoszenia cierpień.”
Homer

Feniks. Co go Nim uczyniło? Śmierć. Jej śmierć, śmierć ukochanej towarzyszki jego Przyjaciela, śmierć pierwszego męża swojej siostry, której był świadkiem, śmierć która nie pozwalała mu zapomnieć o tym, kim jest. Z początku widziano w nich tylko „mieszańców”... Potem jednak zwykło się było mówić: „nie zadzieraj z hybrydami”... Wściekłość i Jego słowa: „nie wiesz, czym jestem” krążyły wśród pokonanych.... do końca nikt nie był w stanie zrozumieć ani przewidzieć tego co zrobi On i co każe zrobić reszcie. Nikt nigdy do końca nie poznał Jego możliwości... Tyle krwi... a można było tego uniknąć, można było do tego nie dopuścić... mieli wybór, którego on sam nigdy nie miał... a jednak... Jego twarz... taka spokojna, myślano że zakończy się rozejmem, ale przeciwnik niczego się nie nauczył, nic nie zrozumiał. Z początku nikt nie traktował Go poważnie. Z początku to był tylko zbuntowany mężczyzna, który postanowił się zemścić za niepotrzebne śmierci i za to, że nie chciano dać mu spokoju. Jednak zwątpienie powiększało się, gdy ujawniono nagrania z Nim związane, gdy znaleźli się świadkowie, którzy zaczęli opowiadać o Nim i Jego najbliższych. Pierwszej zapowiedzi nieszczęścia dopatrywano się w dniu, w którym jednocześnie znikli wszyscy jego bliscy. Ponoć ukrył ich a na straży zostawił swego Przyjaciela. Żaden wywiad nie potrafił zlokalizować tego miejsca. Opowiadano, że ludzie zaczęli się bać dopiero gdy najpotężniejsza armia na świecie nie potrafiła odnieść pojedynczego zwycięstwa. Żaden przeciwnik nie potrafił zrozumieć, że ani Jemu ani walczącym u Jego boku już na niczym nie zależało. Armia Feniksa zostawiła dla Niego wszystko: domy, rodziny, a większość przyjaciół była i tak u Jego boku. Jego Żołnierze, Żołnierze Feniksa -nie mieli nic do stracenia, ponieważ wiedzieli, że On zwycięży a oni razem z Nim, wiedzieli, że jego przyjaciel wracał do domu, by go bronić. Oni dwaj nigdy nie walczyli razem. Jeszcze ludzie mówili, że to przez to, co miało kiedyś miejsce na ziemi, ale nie wiemy na pewno, czy chodziło o urażoną dumę któregoś z nich, czy o braterską miłość, bo przecież nie o zaufanie, skoro On i generał powierzali mu swój dom, serce. Ich rodziny były bezpieczne, domy też. Kiedyś przekonał się o tym jeden z wrogów... Podczas gdy On i Generał poprowadzili wojska na południe, gdzie miała rozegrać się decydująca walka, wróg zaatakował Jego dom... jakże się zdziwił... To był JEGO dom, a Jego przyjaciel i obrońca tych, którzy musieli zostać sprawił, że był to również grób nieprzyjaciela. Wróg posunął się za daleko. Ci, którzy podnieśli na nich rękę, na żony, dzieci, rodziców i starszyznę... Jego przyjaciel zemścił się okrutnie, jednak nie zabił wszystkich, ale On kazał to zrobić... Feniks - Był wspaniałym wodzem. Ale nie potrafił być ojcem... Ojcowie, którzy nie potrafili nigdy dotrzeć do swoich synów, ojcowie, którzy potrafili ochronić, ale nie zrozumieć i przyjaciele, którzy byli ojcami. Feniks kochał swojego syna mocno i oddałby życie za niego, ale nie potrafił się do niego zbliżyć. Nie potrafił już zbliżyć się do nikogo. W jego ramionach zbyt wiele osób zmarło, z jego ręki zbyt wielu straciło życie. Świadomie czy nie większość obowiązków scedował na swego przyjaciela. Ufał mu bezgranicznie. Uczynił go ojcem swego syna wiedząc, że tylko tak zapewni mu bezpieczeństwo. I tak też się stało.

„Jeden na tysiąc, jak mówi Salomon, będzie ci bliższy niż brat. Jego krzywda jest twoją krzywdą. Jego racja twoją jest racją. Gdy trzeba i gdy nie trzeba ten jeden na tysiąc pójdzie za tobą nie patrząc, by zginąć lub przeżyć.”R. Kipling

On i przyjaciel. Mówią, że nie potrafili się rozstać, mimo iż nie potrafili do końca porozumieć się, to trzymali się jeden obok drugiego gotowi rzucić się do gardła każdemu, kto próbowałby skrzywdzić któreś z nich. I tylko w tym przypadku traktowali siostrę i przyjaciółkę, jako jednego z nich, jako przyjaciela, jako mężczyznę. Ona robiła dokładnie to samo. Zamknięty i niebezpieczny krąg trzech hybryd, które porównywano do trzech nigdy do końca nie oswojonych zwierząt. Małe stado indywidualistów, coś co nie występuje w przyrodzie. Gdy tylko ktoś niepowołany próbował się zbliżyć pokazywali kły. Chronili resztę, którą uważali za słabszą, która była ich sercem, jednym, wspólnym, bijącym w trzech osobach... Wpierw jedynie bronili się, ale gdy narażono część z nich, stado zaczęło atakować... Śmierć stworzyła Wodza, Śmierć powołała do życia Generała i Królową, śmierć obudziła Przyjaciela i Obrońcę...

Przyjaciel. Popełniał wiele błędów, aż w końcu, w jednym dniu zrozumiał gdzie jest jego miejsce i kim jest dla niego rodzina, jaką tworzyli wspólnie. Ponoć odkąd zaczęli w szóstkę uciekać z miasta, które kiedyś wydawało się być ich domem nie zaznali spokoju. Ale odnaleźli siebie i swoje przeznaczenia. Legendy głoszą, że jedyna kobieta, jaką przyjaciel chciał poślubić zginęła w jego obronie, daleko od niego. Powiadają, że Feniks w zamian za nią poszedł na ustępstwa, o jakich nigdy nikomu nie powiedział, że dał się złapać chcąc ją odzyskać dla Przyjaciela. Mówią, że o mało nie przypłacił tego życiem, że został wtedy bardzo ciężko ranny i mówi się, że na jego plecach na zawsze pozostały ślady tego spotkania.... Próbował ją ratować, próbował odzyskać jej ciało, próbował zwrócić ją przyjacielowi, ale mu się nie udało. Powiadają, że i za tę śmierć się obwiniał. Obwiniali się obaj. Przyjaciel jednak zrozumiał poświęcenie, dostrzegł ból i od tamtej pory nigdy więcej nie upomniał się o tron, nigdy więcej nie zakwestionował Jego decyzji, nigdy więcej mu się nie sprzeciwił. Powiadają, że w dniu, w którym Feniks pomścił śmierć jedynej kobiety, która mogła być żoną jego przyjaciela, ten poprzysiągł nigdy go nie opuszczać i do końca chronić Jego i Jego bliskich. Przysięga okupiona krwią...Mówią, że żaden człowiek nie zniósłby aż tyle śmierci co każdy z nich... Więc rozpoczęła się wojna, by położyć kres wszystkiemu. Wódz po prostu stał na czele. Za jego prawym ramieniem stał generał, a w jej oczach nie było nic, poza determinacją. Po lewej, kilka kroków dalej stał wierny przyjaciel. Żołnierze wiedzieli, że był on tam tylko na początku, przed każdą bitwą. Potem wycofywał się i znikał. Zgodnie z daną Wodzowi obietnicą wracał do pałacu strzec rodzinnego gniazda.
Powiadają, że któregoś dnia spotkali się obaj w Jego kamiennej komnacie, bez świadków. Mówi się, że On chciał do końca wszystko wyjaśnić i prosił o opiekę nad synem. Ale część służby twierdzi, że na spotkanie nalegał Przyjaciel, że dowiedział się o tym co zrobił dla niego Feniks. Inni twierdzą, że Przyjaciel chciał go przeprosić za coś, co miało związek z ową kobietą, która znikła w tak dziwnych okolicznościach. Nikt nie wie nic do końca. A kobieta często jest nie tylko sercem mężczyzny, ale i jego wolą życia. Szepcze się, że ta kobieta, która tak bardzo pragnęła wrócić do pałacu pragnęła wrócić do Niego, ale On wiedział, że tego uczucia potrzebuje ktoś o wiele bardziej niż on sam, że jest ktoś, kto zaciekle wypierał się potrzeby bycia kochanym, ale najbardziej tego uczucia potrzebował. Ponieważ z czasem odwrócili się rolami. Powiada się, że Przyjaciel całe życie zazdrościł Feniksowi. Zazdrościł ojca, którego nigdy nie miał, zazdrościł miłości, której sam nie potrafił okazywać, a której zapewne pragnął równie mocno, o ile nie bardziej, niż sam Feniks... Feniks spełnił każdą niemą prośbę swego przyjaciela. Powiada się, że oddał mu wszystko. Uczynił go ojcem swojego syna, z którym nie potrafił rozmawiać, dał mu miłość kobiety, która potrafiła pokochać innego niż On, w końcu dał mu tron, którego ten jednak nie przyjął. Wiedział, że jego miejsce jest przy młodym Delfinie, że jego miejsce zawsze było o jeden krok za władcą, by go wspierać, by mu pomagać, by go chronić. Mówi się, że jego temperament przygasł z biegiem lat, że więcej potrafił przemilczeć niż powiedzieć, że częściej zastanawiał się nad tym co robił i nigdy nie zastanawiał się nad tym, co kazał mu zrobić On. Powiada się, że potrafił pięknie mówić o jedynej kobiecie, która wnosiła w ich życie żart, radość z ciętych ripost i ironię, która ratowała ich często od obłędu. Wbrew pozorom potrafił też mówić o jej śmierci i o tym, ile dla niego znaczyła... czas i śmierć zmieniają każdego...

Dwa dni przed ostateczną bitwą On i przyjaciel stanęli twarzą w twarz w Deszczowym Lesie. Tak głoszą legendy, tak powiadają, ponieważ widziano tylko jak obaj znikli pomiędzy drzewami na długi czas. Wtedy dopełniła się wyrocznia, wtedy Feniks przekazał swą wolę, wtedy Przyjaciel poprzysiągł ją wypełnić.

„kiedy jesteś kochany, stajesz się silny, kiedy ty sam kochasz, stajesz się odważny”
Dean R. Koontz

Królowa – ona i jej mąż - za sprawą Feniksa hybryda, pozostali w miejscu, które nigdy nie było ich domem, ale pozostała matka i osoby, o których musiał się ktoś troszczyć. Nie było już wrogów. A sama jej obecność gwarantowała, że szybko następni się nie odnajdą. Generał i Królowa – jedyna i prawdziwa. Niesłusznie nazywana zdrajczynią w pełni udowodniła swą miłość do brata. Była piękna, dostojna i odważna. Wielu uważało, iż nad jej życiem ciąży klątwa. Legendy głoszą, że każdy mężczyzna, którego starała się pokochać ginął. Legendy głoszą, że jej syn, następca tronu wśród ludu, który kiedyś uważał ją za zepsutą i krnąbrną dziewczynę, miał imię jej pierwszej miłości. Legendy mówią też, że miał być on synem innego mężczyzny, człowieka, którego poślubiła jako pierwszego i którego postanowiła dla jego własnego bezpieczeństwa opuścić. Jednak to była zbyt wielka miłość. Mąż królowej... jej pierwszy mąż, został wykorzystany przeciw hybrydom zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Legendy głoszą, że to przez niego zginęła Ona. Królowa nie potrafiła nigdy wybaczyć sobie tego, że jej klątwa kładła się cieniem na jej bracie. On widział to inaczej. Nikogo nie obwiniał prócz tych, którzy ich ścigali. Mężczyzna, który był pierwszym mężem przyszłej królowej chciał pójść za głosem miłości ale jego miłość wykorzystano przeciwko nim. To, co się stało do końca pozostaje tajemnicą, jak to zawsze bywa w sytuacjach, gdy dwóch mężczyzn kocha jedną kobietę. Krążą opowieści o drugim mężu Królowej. Że był wtedy przy nich, że chciał usunąć się w cień i dopóki mu nie pozwoliła się zbliżyć, dopóty trzymał się na uboczu. Ale był przy niej zawsze, nie bał się jej przeznaczenia, nie bał się niczego, dopóki był przy niej i dopóki miał ich akceptację. Jego specyficzny, sarkastyczny humor wraz z ironią kobiety, którą kochał przyjaciel, wnosił w ból ich istnienia odrobinę radości i uśmiechu. Który Bóg pozwolił, by oglądali tyle niepotrzebnej śmierci? Który Bóg dziwiłby się temu, czym i kim się stali po tym, co musieli znieść? Królowa –Generał. Odnalazła w końcu miłość u kolejnych dwóch mężczyzn i obu poślubiła.
Opowiadali, że któregoś wieczoru zapukała do pokoi brata. Ale nie weszła do nich. Zamiast niej podszedł do progu stary służący. Mężczyzna, który znał Jego ojca, który widział tę drastyczną różnicę pomiędzy nimi. Za rękę trzymał małe dziecko. Był to chłopiec i wszedł dlatego, że On zobaczył w tym dziecku samego siebie. Przez uchylone drzwi było ponoć widać jedynie wielkie drewniane krzesło z szerokimi poręczami. Zwykłe. Niewymyślne. Bez poduszek, gronostai czy pluszu. Ponoć On siedział w nim zgięty, podparłszy głowę dłońmi. Dziecko podeszło do niego, pochyliło się przed nim tak, by zobaczyć opuszczoną w kierunku podłogi twarz. Potem szybko odwróciło się, podbiegło spowrotem do drzwi i zamknęło je. I długo nie wychodziło. Jego siostra wzięła mężczyznę, który przyprowadził dziecko za rękę i zaprowadziła do pokoi gościnnych. Mężczyzna patrzył jej w oczy i dziwił się ich pięknu. Ponoć nigdy się nie zmieniły. I wierzył jej. Wierzył jej tak jak nawet jej mąż nie potrafił. Wierzył, że dziecko będzie bezpieczne... On się tym dzieckiem opiekował, wiedział czyje było. Wiedział, że dziecko królowej będzie bezpieczne...
Jak kazał Feniks, dzień przed ostatnią walką, przyszła do niego do kamiennej komnaty...

„Za późno przyznajemy, że jedyną rzeczą, której nie żałujemy to nasze błędy.”Oscar Wilde

Mężczyzna w kapturze wszedł do pałacu. Nikt go nie zatrzymywał gdy szedł kamiennymi korytarzami oświetlonymi delikatnym blaskiem łuczyw, które tak bardzo kochała Królowa, jej mąż i przyjaciel. Tylko prawdziwy ogień mógł nadać tym pomieszczeniom pozory domu. Jemu było wszystko jedno, nie zwracał na to uwagi, ponieważ mimo obecności najbliższych nigdy nie rozumiał czym jest dom. Jego jedyny dom umarł, zginął... dawno temu, za czasów, kiedy jeszcze znano go jako nastolatka, który wszystko chciał rozwiązać bezkonfliktowo. Mężczyzna w kapturze znał tego chłopaka, znał go dobrze, ponieważ starał się go wychować, starał się zrozumieć i bronił go jak tylko mógł nie rozumiejąc czemu syn go odtrąca. Nie potrafił zrozumieć co przed nim ukrywa, czego się obawia i dlaczego postępuje tak a nie inaczej. Nie chciał go takim zaakceptować i powiadają, że miał rację starając się o niego walczyć, walcząc o jego normalność, o spokój. Jednak przegrał, nie był w stanie powstrzymać tego, co było mu przeznaczone. I chociaż wiedział, jak bardzo cierpiał oddając swoje dziecko, chociaż w duszy cierpiał razem z nim nie potrafił jednak do niego dotrzeć. Legendy powiadają, że ojca i syna pogodziły dwie kobiety. Ona, dzięki dziennikom, jakie prowadziła i jej przyjaciółka, która mu je przekazała, która była jedyną łączniczką pomiędzy nim a Hybrydami. Gdy obie zginęły ludzie zaczęli widzieć, że doczekali się wizerunku, jakim straszyli kiedyś swoje dzieci. I tego Jego ojciec nie mógł zrozumieć. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tak bardzo ograniczono jego wolę, dlaczego jego syn tak bardzo się zmienił. Dopiero w miejscu, którego nie potrafiłby sobie wcześniej wyobrazić stał się świadkiem zmian, których nigdy sam by nie potrafił przeprowadzić. Patrzył na piękno budowli, które wznoszono na Jego cześć, na święte budowle, które otwierały swoje podwoje dla każdego, na kapłanów, którzy witali każdego wyznawcę, na uczelnie, które kształciły wszystkich bez względu na rasę... Dopiero wtedy zrozumiał czym stał się jego syn i czym stała się nienawiść, która go wykreowała dając życie pokojowi, który szedł za wojną, którą wzniecił. A pewnej nocy w starej karczmie, którą wzniesiono na wizerunek tych, jakie dawniej były na jego ojczystym kontynencie, wtedy poznał osoby, dla których jego przybrany syn był ojcem i wtedy zrozumiał..
Ponoć przyszedł do kamiennej komnaty sam. Wyczuł odpowiedni moment. Otworzył drzwi. Za nimi znajdowało się trzech mężczyzn. Jego syn i dwóch wnuków. Czekali na niego. Zamknął za sobą drzwi...

„Cierpienie daje prędką dojrzałość.”Józef Korzeniowski

Jego Syn – człowiek. Był tak bardzo inny od ojca i zarazem tak bardzo podobny do niego. Mówią, że Feniks odnalazł swoje dziecko i tak jak każdemu i jemu pozwolił wybierać, ale gdy podjęto decyzję nie było powrotu. Adoptowany ojciec, adoptowany syn.. historia lubi się powtarzać...
Syn Feniksa. Jego miejscem nie były kamienne komnaty, na których zawsze cieniem kładło się wspomnienie ojców. Pozwolono mu wybrać i wybrał słusznie. Powrócił na Ziemię, do miejsca w którym wszystko dla niego się zaczęło. Nie był sam. Przy jego boku trwał wiernie Przyjaciel jego ojca, który obiecał iż będzie chronić Jego syna i będzie się nim opiekować. Syn Feniksa, na niego czekały armie dowodzone przez mężczyzn i kobiety, czekających na jeden jego znak. Każdej armii przewodził jeden wódz. Jeden młody dowódca, który miał charakterystyczne znamię. Dziwne wspomnienia z dzieciństwa, jedno życie więcej... Jak legendy głosiły owi dowódcy kiedyś poznali Feniksa osobiście. Jego i ich, a byli różnej płci, połączyła śmierć. W pewnym mieście o nazwie ognistego ptaka... Phoenix...
Syn swego Ojca... dorównał mu swoim życiem i swoimi osiągnięciami. Wybrał pomoc przyjaciela ojca, wybrał pomoc własnego dziadka i ludzi, których dokładnie jeszcze nie znał, ale na których mógł zawsze liczyć. Wrócił do rasy, którą sam przypominał, ale nikt nigdy nie wątpił w to, że nie jest jednym z nich... nie był jednym z nich tak samo jak nie był jednym z nich jego ojciec. Tylko nie musiał już walczyć o prawo do życia.

...

Historia lubi się powtarzać zwykli byli mawiać ludzie i w tym jednym mieli rację... ona jedna nikogo nie oszczędza... ona jedna osądza wszystkich sprawiedliwie, ale na jej sprawiedliwość należy często bardzo długo czekać...
Nikt do końca nie wie nic na pewno. Ludzie mówią, szepczą usta na wielu odległych kontynentach i w miejscach, o których wielu ludziom się nie śniło. Ta jedyna rasa nie potrafiła nigdy otworzyć umysłu na inne możliwości zagubiona własną pychą i chciwością...

Powiadają, że wszystko co ma początek ma i koniec... I powiadają, że szczęśliwy jest ten, kto zna zarówno przyczynę swych narodzin jak i swej śmierci...

Cisza.
Potworna cisza.
To musiało nastąpić.

Feniks. Pozostawił legację dla następnych pokoleń, dla wielu ras, pozostawił bezpieczeństwo dla swego syna, bliskich i osób, które mu wierzyły. I odszedł. Zanim umilkły śpiewy radości z uzyskanego pokoju, z kolejnej wygranej bitwy, gdy nie było już wrogów i lądów do podbicia, gdy nie było już powodów do szukania zemsty odszedł... Jak? Nikt nie jest tego pewien... nikt nie wie, czy zdradziła go chwila słabości, czy w końcu poddał się podczas jednej z bitew, czy w samotności, szukając ukojenia podążył za Nią...

„Wspomnienie jest rajem, z którego nic nas nie może wypędzić.” Jean Paul


There's no time for us
There's no place for us
What is this thing that builds our dreams, yet slips away from us

Who wants to live forever
Who wants to live forever... ?
Oh ooo oh
There's no chance for us
It's all decided for us
This world has only one sweet moment set aside for us

Who wants to live forever
Who wants to live forever
Ooh
Who dares to love forever
Oh oo woh, when love must die

But touch my tears with your lips
Touch my world with your fingertips
And we can have forever
And we can love forever
Forever is our today

Who wants to live forever
Who wants to live forever
Forever is our today
Who waits forever anyway?

...
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Nov 04, 2003 7:26 am

O mężczyznach... Hm, widać o ojcu też będzie :wink: Dzięki Leo za Legendę, kiedy ten piątek bo już mam dość...
Image

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Tue Nov 04, 2003 3:22 pm

*** - komplementy i pochwaly

blahblahblah.wszyscywiemycotumabyc.blahblahblah

*** - koniec komplementow i pochwal

na poczatek slowo krytyki: NIE MA SIE TU DO CZEGO PRZYCZEPIC :evil: :evil: :evil:
Powiadają, że wszystko co ma początek ma i koniec...
czyzby ktos sie naogladal za duzo plakatow Matrixa...? :twisted: 8)

a teraz do rzeczy:
genialne przedstawienie Michaela - bardzo latwo sobie wyobrazic jego ewolucje w kierunku takiego cichego, na pozor zmeczonego zyciem, a w rzeczywistosci jedynie skrywajacego furie, czlowieka...

przykro mi, ale skoro zaczelas juz o synu Maxa, to tak latwo nie popuszcze - chce wiecej 8). o jego zyciu na Ziemi, o dokonaniach (jezeli takowe byly), o kontaktach z innymi ludzmi, o jego stosunkch z Michaelem...

no i wreszcie koncowka... niechetnie stwierdzam, ze to brzmi jak Zakonczenie (przez duze 'Z')... chyba nie sadzisz LEO, ze to nam wystarczy... :twisted:... nawet, jezeli juz wyczerpalas watek Maxa (lub tak Ci sie wydaje :roll: ), to zawsze zostaje Michael i Is... 8)

ps: mam nadzieje, ze nastepna legenda bedzie o Kobietach :D 8)
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Tue Nov 04, 2003 6:53 pm

a mnie sie koniec podoba... nareszcie ktos zaznal spokoju.
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Nov 07, 2003 5:24 pm

Leo, to zabrzmkiało jak końcówka...
Dziękuję za opis Przyjaciela. Brakowało mi tego. Wierny do końca... On chyba rozumiał Jego uczucia, prawda? Przecież jego ukochana również zginęła...
Królowej też mi żal - ale. Jak w takim razie na obcej planecie odnalazł się jej drugi mąż? Czy w ogóle się odnalazł...? Jej syn, zgodnie z dawną obietnicą...
I Jego syn. Tak bardzo kiedyś chcieli odkryć Dom. Ale to, co miało być Domem było okupione chyba zbyt wielkim cierpieniem i łzami. Może więc chociaż Jego syn odnajdzie swoje miejsce? Na planecie, gdzie wszystko się zaczęło, gdzie zaczęła się historia Feniksa...
A co z tamtą kobietą? Pojawi się jeszcze?
Image

Hotori
Obserwator Słów
Posts: 1509
Joined: Sat Jul 26, 2003 4:11 pm
Location: Lublin

Post by Hotori » Wed Nov 12, 2003 10:05 pm

Leo miej litość dla mnie ! Ja nie mam czasu, a ty mnie tak kusisz ! Taka pokusa...stop !
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''

William Blake

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Nov 12, 2003 10:54 pm

Leo!!! Ja bardzo przepraszam, ale dlaczego mam wrażenie, że to już koniec?! Nie podoba mi się to, Leo wracaj!!! Gdzie się podział ponury władca? Przecież On jest Feniksem i musi się odrodzić!!! A co z Generałem? Co z Przyjacielem? Leo, ja cię bardzo stanowczo proszę - żadnych końców!! W pniedziałek nie było Legendy - byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby jednak się jeszcze jakaś pojawiła!!!! Powiedz chociaż, że się pojawi... Oglądalność spada, ale stali widzowie są - chyba nas nie zawiedziesz?
Image

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Wed Nov 12, 2003 11:44 pm

(...)
And we've waited for so long
For this moment to come
We're so anxious to be together
Together in death

chorus: (Sarah Brightman & choir)
Won't you die tonight for love?
Will you join me in death?
Won't you die?
Will you join me in death?
Won't you die tonight for love?
Will you join me in death?
Join me in death...

verse: (choir)
This world is a cruel place,
And we here only to lose
So before life tears us apart,
Let death bless me with you
Ooh

chorus: (Sarah Brightman & choir)
Won't you die tonight for love?
Will you join me in death?
Won't you die?
Will you join me in death?
Won't you die tonight for love?
Will you join me in death?
Join me in death...

bridge: (choir)
Ooh
This life ain't worth living
This life it ain't worth living...
Join me, join me
This life ain't worth living...
Join me, join me
This life ain't worth living...

chorus: (Sarah Brightman & choir)
Won't you die tonight for love?
Will you join me in death?
Won't you die?
Will you join me in death?
Won't you die tonight for love?
Will you join me in death?
Join me in death...

This life ain't worth living
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 45 guests