Najgorszy moment....

Wszystko o serialu, książkach, DVD, WB, UPN...
User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Apr 05, 2004 9:21 pm

Skoro tak... Pomęczę, pomęczę :wink: Nie ma tak dobrze, zdradziłeś się już dwa razy i przepadłeś :wink: Pomyślę, jakich użyć argumentów.
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Mon Apr 05, 2004 10:47 pm

luki, ten art jest super...już go sobie zapisałam :P ...uwielbiam te utrzymane w tonacji czarnobiałej...cóż, jak widać- cudze chwalicie, swego nie znacie 8)
Mógłbym w sumie powiedzieć to o prawie całym 3 sezonie, ale kulminacja nastąpiła w odcinku Interruptus. Tandeta, żenada, serial klasy B. Nic więcej nie mam na ten temat do dodania.
Amen :roll: "Interraptus" to dla mnie najgorszy z mozliwych odcinków Roswell...nie, czekaj..."How the other..." było jednak gorsze. Ktoś napisał, że jedynym plusem "Interraptus" byli Brendan i Jason, bo oni zawsze świetnie wypadali w roli nadopiekuńczych braciszków...reszta to kicz do dziewiątej potęgi...a tu taki temat...spodziewałam się czegoś naprawdę monnego i mrocznego- w końcu to pierwsze spotkanie z ich odwiecznym wrogiem, a nasze- z legendarnym Kavaarem 8) ...a tu co?! Nie wspomnę już że Antar wygląda jak sklep z zasłonami, w którym panują nieustanne przeciągi ( ach te koszta) to w odcinku tym nie było grama napięcia, klimatu, atmosfery, czegokolwiek...Michael z Maxem zachowywali się tak, jakby pojechali sobie na ryby. Ugh.
W "och so boring chronicle" niezłe były pierwsze dwa odcinki...jak już koniecznie chcieli nas uszczęśliwiać parą Candy w roli wiodącej, to wypadałoby wymyśleć jakiś pożądny scenariusz...bo potem zaraz były jęki, że najlepsze odcinki są o Maxie i Liz...
a już ten finał z Michaelem i Marią w czułym uścisku wpatrzonych w zdjęcie Laurie... :x bleeee...zabrakło tylko różowego lukru.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Apr 06, 2004 12:16 pm

Lizziett, a czy na koniec Interruptusa Max i Michael jakoś tak nie wybrali się ponurkować...? Coś tam było... Ale cóż, skleroza. I proszę mi powiedzieć, czemu zawsze twórcy pozbywają się osób naprawdę interesujących...? Że nie wspomnę o Nicholasie (niedługo będę jak funkcja monotoniczna :wink: ) ale taka Courtney, pani kongresswoman (beznadziejna ta nazwa), jak Lonnie i Rath, jak zła (podkreślam - zła) Topolsky, jak Nasedo... Pierce'a się nie czepiam, jak dla mnie wystarczająco długo był, choć sam aktor to mógłby jeszcze trochę pobyć. No i rzecz jasna nieodżałowana pani DeLuca.

Luki, a co być powiedział na fanarcik z Maxem, na przykład w Busted albo w Sexual Healing...? Żeby było znośniej dorzucę Liz :wink:
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Tue Apr 06, 2004 12:57 pm

Taaaa...wybrali się, jak to ujął Michael, popatrzeć na sardynki. W końcu zasłużyli sobie, po tym krwawym boju jaki stoczyli leżąc w krzakach, względnie frunąc w ich stronę...musieli gdzieś sobie opatrzeć te ciężkie, rozległe rany...powinien dołączyć do nich jeszcze wojowniczy Jesse, co dostał konarem po głowie. Po takich przeżyciach i TAKIEJ nocy, zasłużył na trochę wytchnienia, biedaczek.

Pomyśleć, tylko- Max w kąpielówkach! 8) - oczywiście tego co najlepsze, nie pokazali.

No jasne, trzeba było wywalić wszystkich fajnych drugoplanowych aktorów...najbardziej chyba żal Amy DeLuca...była fantastycznie (choć nie nadmiernie) przerysowana i rozbrajająca...jej dialogi z Marią w "ID" to było poprostu cudo...nie wspomnę już, że wątek jej związku z Valentim to kolejny motyw wyrzucony w błoto. Twórcy Roswell czasami przypominali dzieci grzebiące się w piaskownicy i przerzucające się z babki na babkę :roll: Przecież mogli się pobrać, zamieszkać razem, w skutek czego Maria i Kyle stali by się przyrodnim rodzeństwem...Tess (oczywiście 8) ) byłaby dobra i biedaczyna Kyle znalazł by się w krzyżowym ogniu dwóch wrzaskliwych siostrzyczek 8) potem on i Max mogliby siedzieć i porównywać, kto ma gorzej.
Ech...dlaczego ja nie zostanę scenarzystką seriali młodzieżowych? :wink:
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Apr 06, 2004 9:40 pm

Najbardziej poruszający moment, oprócz TEOTW ?
Kiedy Luki opisał końcową, rzeczywiście pieknie i bradzo naturalnie zagraną scenę z Max do Max ( nawiasem mówiąc po jej zakończeniu - jak mówią dziewczyny ktore ją oglądały spoza planu, Jason musiał uspokajać Shirii bo emocje w niej grały jeszcze długo) podobna jest w momencie kiedy Liz decyduje się poprosić szeryfa o pomoc w ratowaniu Maxa, w odc. White Room...w tle słychać Remy Zero, mamy obrazy przerażonego i torturowanego Maxa i nagły przeskok na twarz pozornie spokojnej Liz rozmawiającej z szeryfem w Crashdown a potem w jego biurze - długo to we mnie tkwiło.
Jest ich tak wiele...leczenie dzieci w szpitalu, rozmowa Maxa i Liz na balu, kiedy zrywają ze sobą...a nawet niesamowity moment w obserwatorium do piosenki Fisher I will Love You w zderzeniu ze stojącą na lotnisku osamotnioną Liz w ITLITB.
Image

User avatar
Emilie_N
Nowicjusz
Posts: 98
Joined: Fri Apr 09, 2004 2:43 pm

Post by Emilie_N » Fri Apr 09, 2004 3:13 pm

Luki, ależ ty złośliwy :roll:

Wzruszający momenty:
- Leaving normal-gdy Liz rozmawia z duchem swojej babci.

-Cry Your Name- gdy Valenti wchodzi do Crashdown i mówi wszystkim, że Alex nie żyje :cry:
Image"You look into my eyes, I go out of my mind"

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Apr 09, 2004 7:41 pm

Czy scena z LN naprawdę należała do najgorszych momentów...? Chyba, że chodzi o momenty najgorsze uczuciowo :wink:
A dla mnie szczytem kiczu była "śmierć" tego czegoś, co udawało królową gandarium, a dla mnie było mechaniczną meduzą... I w dodatku to gustowne rozplaśnięcie się na szybie - fuj. Kto umieścił coś takiego w tym serialu? A może tytuły się pomieszały i to miało pójść do Smallville? :mur:
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Mon Apr 12, 2004 7:47 pm

mnie najbardziej chce sie płakać przy "Summer of 47"
Czytaj między wierszami...

User avatar
Emilie_N
Nowicjusz
Posts: 98
Joined: Fri Apr 09, 2004 2:43 pm

Post by Emilie_N » Thu Apr 15, 2004 4:49 pm

Nan, chodziło mi o moment najbardziej wzruszający, a ta scena z LN właśnie taka jest.
Last edited by Emilie_N on Thu Apr 15, 2004 4:51 pm, edited 1 time in total.
Image"You look into my eyes, I go out of my mind"

User avatar
Emilie_N
Nowicjusz
Posts: 98
Joined: Fri Apr 09, 2004 2:43 pm

Post by Emilie_N » Thu Apr 15, 2004 4:50 pm

aras wrote:mnie najbardziej chce sie płakać przy "Summer of 47"
Dlaczego? Albo jestem bezuczuciowym człowiekim, albo nie zauważyłam jakiegoś wzruszającego momentu. Chyba że ten odcinek był dla ciebie beznadziejny, i o to chodzi.
Image"You look into my eyes, I go out of my mind"

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Thu Apr 15, 2004 5:15 pm

Niekoniecznie musiałaś zauważyć ten wzruszający moment. Dla Aras była w "Summer of 47" taka scena. Każdy widzi Roswell nieco inaczej, poprzez pryzmat własnych doświadczeń.

I Emilie - ponawiam swoją prośbę - korzystaj z Edycji.

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Sat Apr 17, 2004 8:46 pm

Ja chyba największy problem miałabym z obejrzeniem kolejny raz The End of the World. Ogólnie odcinek, jak oglądałam pierwszy raz wydawał sie spoko i taki byłby, gdyby nie ostatnie momenty kiedy Max zobaczył Liz i Kyle razem. Po tej scenie było wiadomo, że przez najbliższe pare odcinków nie bedzie już tak samo między Maxem i Liz. No i wiadomo, że w to wszystko musiała wmieszać się jeszcze Tess!!!!
Image

User avatar
brendanferhfan
Zainteresowany
Posts: 480
Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm

Post by brendanferhfan » Sat Apr 17, 2004 9:35 pm

Krotko i na temat: Caly odcinek Cry Your Name :/

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Sat Apr 17, 2004 9:48 pm

Tak ten odcinek też był bardzo smutny, no i tu już nic nie dało się cofnąć. Na począyku była jeszcze jakaś nadzieja, ale kiedy wyszło, że nawet Max nie jest wstanie mu pomóc, wtedy zrobiło się najgorzej :cry:
Ale mnie także bardzo poruszył odcinek Chant Down Babylon, kiedy zobaczyłam, że Max nie żyje. Pomimo tego iż wiedziała, że to się odwróci, zrobiło mi się bardzo przykro :cry: :cry:
Image

User avatar
Emilie_N
Nowicjusz
Posts: 98
Joined: Fri Apr 09, 2004 2:43 pm

Post by Emilie_N » Tue Apr 20, 2004 3:21 pm

lizzy_maxia wrote:Niekoniecznie musiałaś zauważyć ten wzruszający moment. Dla Aras była w "Summer of 47" taka scena. Każdy widzi Roswell nieco inaczej, poprzez pryzmat własnych doświadczeń.

I Emilie - ponawiam swoją prośbę - korzystaj z Edycji.
Lizzy_maxia, musze się od ciebie wiele nauczyć. :tak: Zapomniałam o tym, że każdy człowiek widzi i myśli inaczej. Czasem jestem zbyt "płytka". Nie pytajcie o co dokładniej chodzi.
Image"You look into my eyes, I go out of my mind"

coralina
Gość
Posts: 5
Joined: Tue Jul 13, 2004 7:25 pm

Post by coralina » Tue Jul 13, 2004 7:48 pm

Nic nie przebije śmierci Alexa, po prostu siedziałam i płakałam jak wariatka. Śmierć Tess zrobiła na mnie wrażenie.
bardzo smutny był odcinek, w którym Valenti stracil pracę i Kyle wygarnął coś niecoś Maxowi, no i epizod, w którym Isabel chce wytlumaczyć Maxa przed ojcem i ląduje na liście podejrzanych tatusia.

User avatar
Smerfeta
Nowicjusz
Posts: 82
Joined: Mon Jul 19, 2004 6:21 pm
Location: Smerfolandia :)
Contact:

Post by Smerfeta » Tue Jul 20, 2004 8:44 pm

Natomiast ja nielubię oglądać odcinka w którym to Max razem z Tess kochają się. To poprostu mnie wkurza, że Max robi to właśnie z Tess a nie Liz :x A co do płakania na którymś z odcinków to powiem szczerze, że na rzadnym jeszcze tego nie robiłam (płakałam) ale zato na wielu odcinkach zakręciła mi się łezka :cry: . Były one b. wzruszające...
"Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą. "
Jan Twardowski

User avatar
brendanferhfan
Zainteresowany
Posts: 480
Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm

Post by brendanferhfan » Fri Jul 23, 2004 8:14 pm

Szczerze mówiąc to przy żadnym z odcinków tak naprawde nie płakałam, chociaż przy Gratulation byłam w najgorszym stanie i myśle że oprócz Cry Your Name ten odcinek też był okropny (;-( Widok zakrwawioneko Brendana) a pozatym to ogólnie był koniec!! Koniec i to piękne podziękowanie na końcu ehh.. sama myśl o tym przyprawia mnie o dreszcze. :cry:

Visenna
Gość
Posts: 32
Joined: Thu Jul 29, 2004 11:42 am
Contact:

Post by Visenna » Sat Jul 31, 2004 11:49 pm

Ponieważ jestem nadwrażliwcem, to łatwiej byłoby mi wymienić odcinki ,które mnie nie wzruszyły( :? )..pierwszy z brzegu fragment, na którym ryczałam jak mops- chociażby decyzja Marii o rozstaniu z Michaelem...-tak, tak... wiem, że to chore...najwyraźniej jestem inna :wink:
Pozdrawiam, Visenna

User avatar
Aneszka
Gość
Posts: 14
Joined: Sun Jul 25, 2004 11:12 pm
Location: Brzesko
Contact:

Post by Aneszka » Sun Aug 01, 2004 1:58 pm

No tak... racja... ten odcinek to chyba mnie najberdziej powalił. :cry: zużyłam 2 chusteczki. Ale ja zawsze byłam troche przewrazliwiona.
The are like no one else on EARTH

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 11 guests