Page 2 of 3

Posted: Mon Apr 26, 2004 10:23 pm
by Olga
Hmmm Wiecie co, trudno jest mi wybrać ulubiony odcinek. Uwielbiam wszystkie!! No może z wyjątkiem 'Four Aliens And a Baby'. Nie wiem, czy nie pomyliłam tytułu. W każdym razie chodzi mi o odcinek trzeciej serii, w którym pojawia się Tess.
Wiem, że była w serialu potrzebna, ale jakoś nie mogę się do niej przekonać. To pewnie za to, co zrobiła Maxiowi.

Jason_L:W rzeczywiście bardzo trafne spostrzeżenie!! :)


ps. a czy mnie ktos przywita? ;) tez jestem jeszcze świeżo upieczonym forumowiczem (?), no może nie całkiem. Nabierałam doświadczenia na komnacie.

Posted: Tue Apr 27, 2004 10:09 am
by Liz16
Nie dziwię, się, że masz sentyment do tego odcinka, on miał coś w sobie takiego, że tak oddziałowywał.
Czy ty też zauważyłaś, a może mi się tylko zdawało, że Liz wtedy kiedy max wrócił i poprosił ją do tańca, on a chciała mu wszystko powiedzieć, jak, było z Kylem??? Tylko niestety przerwał im tą rozmowę występ Marii. Ja odniosłam takie wrażenie.

Posted: Tue Apr 27, 2004 7:17 pm
by Olga
I nie tylko z Kyle'm ale i z Maxem'2014!!
Chociaż to chyba nie występ Marii jej przeszkodził, bo o ile dobrze pamietam, Max wszedł to tej restauracji (albo knajpy-jak kto woli) w chwili, gdy Maria już śpiewała.
Heh zawsze mnie dodatkowo rozbraja końcówka tego odcinka. Scena, gdy Max i Michael idą na kawę (a Maxowi napinają się mięśnie, gdy przyciska wieczko kubka :oops: ) i rozmawiają. Michael zapytany o to, jaki film chce obejrzeć odpowiada: Braveheart. Wtedy Max stwierdza, że widział ten film z 10 razy (?). Michael usprawiedliwia się faktem, że chce policzyć zabitych i zawsze gubi się przy 200. :D

Posted: Tue Apr 27, 2004 7:22 pm
by Liz16
Tak, ten tekst Michaela był obłędny 8) Tutaj wszyscy płaczą na tym filmie, przeżywają, a on by zabitych liczył :) :!: :!:

Posted: Tue Apr 27, 2004 7:32 pm
by Olga
Jeszcze a propo obłędnych textów Michaela. :D Pamiętasz jak powiedział do Maxia i Isabel, że "moglibyśmy wziąć ze sobą, tą jak jej tam, Marię"? To było gdzieś na samym początku pierwszej sezonu.

ps. Nareszcie czuję się w jak w domu! Przerwy 'bezroswellowe' mi nie służą. A moje koleżanki juz mają dość wysluchiwania textów w Roswell, zachwytów i tym podobnych.

Posted: Tue Apr 27, 2004 7:50 pm
by Liz16
Szczerze mówiąc ja też, bo nie mam osoby która by uwielbiała Roswell aż do tego stopnia.

A ten tekst doskonale pamiętam, on zawsze był taki miły :P Ale to ten jego urok :)

Ale pod koniec II sezonu pokazał jaki to on potrafii byc romantyczny i wogóle. Jak wtedy zaprosił Marię na kolację, przed swoim odlotem. I jeszcze to nakrycie...... :)

Posted: Wed Apr 28, 2004 10:16 am
by LEO
ja ostatnio usłyszałam słowa aprobaty, bo zmieniłam moją czarno białą roswellową tapetę na "pogodniejszą", ale do Roswell ciągle wracam. Tym bardziej, że z "miłości" do Lexa Luthora oglądam Smallville i widzę jak bezczelnie jest to zdarta skóra z Roswella.

1. brunetka - romantyczka Liz = Lana
2. wygadana, krótko obcięta blondyna Maria= ta dziennikarka (nie pamiętam imienia)
3. przedostatni odcinek = kopia Heat Wave.
4. muzyka z Roswell często jest brana do Smallville co wywołuje u mnie dreszcze :(

gdyby nie ten Lex... :D

Posted: Wed Apr 28, 2004 8:54 pm
by Olga
Mi się serce również krajało jak Michael powiedział wreszcie Marii, że ją kocha, a potem odjechał... To było takie smutne, a zaraz takie urocze... Łzy same się w oku zakręciły... eh

Co do puszczania muzyki roswellowej w Smallville - nie podoba mi się to. Znam piosenkę Everything Lifehouse i ona zawsze mi się kojarzy z Roswell, a tu nagle słyszę ją w S. błeee

Posted: Wed Apr 28, 2004 9:02 pm
by Liz16
Świetnie powiedziane :D Michael zawsze udawał takiego twardziela, nie okazywał uczuć, a tu nagle..... tak jakby mu się zebrało wszystko z poprzednich lat.... To było poprostu piękne, takie romantyczne. Tylko pozazdrościć.

A co do wszystkich elementów ściągniętych z Roswell, to mi się nie podoba, lubię jak film jest orginalny, zrobiony na własnych pomysłach.

Posted: Thu Apr 29, 2004 8:44 am
by Olga
Bo Michael w ogóle był złożoną osobowością. I dlatego tak intersującą. Za stworzenie tej postaci Katimsowi należy się :ukłon: i Brendanowi za jej wykreowanie również.

Może twórcy Smallville chcieli powtórzyć sukces Roswell i dlatego posunęli się do ściągnięci elementów roswellowych, bo chcieli powtórzyć sukces Roswell?? Hmmm i tak być mogło.
Ale i tak na nic się zdało. NIc nie przebije Roswell!!


ps. mam nadzieję, że nie uraziłam fanów Smallville. jeśli tak to przepraszam!

Posted: Thu Apr 29, 2004 8:40 pm
by brendanferhfan
Brendanowi szczegolnie bo gdyby nie on nie byloby Michaela a gdyby nie bylo Michela nie byloby Marii i gdyby nie bylo tych dwojga nie byloby tzw. "wibracji".

Co do Smalville to ja szczerze mowiac nigdy tego nie ogladalam mam TVN ale zawsze to leci to przelaczam szczerze mowiac to nawet fragmentu nie obejrzalam. Smalville to dla mnie cos co usunelo Roswell z tego swiata... po zatym ze jest zrzniete wszystko z Roswell (wierze slowom LEO) to jeszcze bylo nastepca Roswell. Wogle caly ten serial mnie dobijaa... jesli nie ma Roswell to dla mnie nie ma nic...

Posted: Fri Apr 30, 2004 6:25 pm
by Asia
Taaaa, pamiętam tą scenę, gdy puścili "Everything" w jakiejś banalnej scenie. Dno kompletne. I tez twierdze, że jedynym pozytywnym aspektem tego serialu jest Lex Luthor (mmmmm). Tom Welling w ogóle nie umie grać (ostatnio leciał odcinek, w którym czerwony kamyczek zadziałał negatywnie na jego psychikę i Clark stał sie bardzo agresywny i bezpośredni. Jakoś mu to nie wyszło, zero wiarygodności).
A myślałam ze tylko polscy producenci to kompletni durnie...

Posted: Thu May 13, 2004 10:09 am
by LEO
Kochani, raz na jakiś czas, nawet w najgorszym serialu trafia się perełka. Kiedy moja koleżanka powiedziala mi, że jest zaprzysięgłą maniaczką "Brzyduli" - telenowela z Ameryki Płd. myślałam, że wpadła w depresję albo, że weszła w fazę buntu do otaczającej ją rzeczywistości :) jednak kiedy i jak oglądnęłam jeden odcinek zaczęłam się szczerze śmiać i od tej pory serial zyskał dwie postrzelone fanki, który śledzily losy tytułowej dziewczyny. Tak wiec wychodzi na to, że czasami nawet polski producent potrafi zrobić dobry film a amerykański coś spartolić. Jak tak popatrzymy na amerykański przemysł filmowy, to wypuszcza on wiele knotów, które często mają tylko kilka odcinków, albo wręcz kończą sie po pilocie, bo nie ma oglądalności. Musimy mieć więc więcej nadziei, że pojawia sie jeszcze seriale warte uznania. Zarówno polskie jak i zagraniczne;)

Posted: Sun Jul 11, 2004 4:19 pm
by ~Lenka~
Fajnie, że puścili w TV powtórki Roswellka, mimo że tylko III sezon... Chętnie obejrzałabym sobie wszystko jeszcze raz, od początku, ale cóż... cieszmy się tym, co mamy! Też uważam, że pierwsza seria była najlepsza ze wszystkich, w III nie czuć już tego klimatu, pamiętam, że jak pierwszy raz ją oglądałam to ciężko było mi się przyzwyczaić, tak bardzo III seria różni się od dwóch poprzednich...

Posted: Mon Jul 12, 2004 7:37 am
by LEO
...jest jednak logiczną kontynuacją. Cały czas to mi sie nasuwa na myśl, zwłaszcza gdy widzę w telekuku zapowiedzi kolejnych odcinków Smallville. Tam już przerabiają wszystko. Stare chwyty wypróbowane w Roswell, w innych serialach, muzyka w części też z Roswell, ech... za dużo tam dziwactw jak na mnie. Roswell to jak dla mnie .. "klasyka" :cheesy: a zwłaszcza pierwsza seria. Cieszę się, że wyszła na DVD, bo to oznacza, iż zainteresowanie nią nie maleje. A to dobrze.

Co do wznowień - też się cieszę. Może ze względu na porę nie śledzę tych odcinków tak jak dawniej, ale zawsze mogę do nich wrócić. ;)

Posted: Mon Jul 12, 2004 1:46 pm
by Olka
Hmm... ulubione odcinki. Nie należy do nich Toy House, ale jest to niewątpliwie bardzo dobry odcinek. Zresztą całą esencję wyciągnęła z niego LEO w jednym z początkowych postów. Pilot też nie jest ulubiony, aczkolwiek bardzo go lubię. Mam do niego sentyment, bo od niego wszystko się zaczęło. W dodatku sposób w jaki max uratował Liz, tłumacząc później "bo to byłaś ty". Jako osoba przesiąknięta romantyzmem nie mogłam przejść obojętnie koło takiego serialu (i przystojniaka Jasona :)). Zdecydowanie jednak do grupy ulubionych mogę zaliczyć Blind Date, w którym widok i teksty Kyle'a sprawiały, że lądowałam na podłodze. No i wreszcie Max i Liz zrobili krok do przodu. Co prawda potem cofnęli sie o dwa, ale za to Sexual Healing był skokiem wzwyż na miarę olimpijską! Tak, Sexual Healing podobał mi się z wielu powodów. Ale na miano jednego z najlepszych odcinków zasłużył sobie sceną u Michaela. Jestem prostą dziewczyną i "widok" Maxa... mmm sami wiecie. Fantastyczny był również odcinek, w którym Nasedo podszył się pod Maxa (zapomniałąm tytułu :shock: ). Nigdy nie zapomnę reakcji wszystkich bohaterów, gdy Maria stwierdziła, że widziała, jak Max wychodził z Liz, podczas, gdy w rzeczywistości prawdziwy Max nie widział jej tamtego dnia! Podobał mi się też ostatni odcinek, ale tylko jego fragmenty. Szkoda bo mógłby z powodzeniem zyskać miano najlepszego. Chodzi mi o scenę w komorze, gdy Max mówi sugeruje nasedo by podszył się pod Pierce'a. Wtedy choć jeszcze o tym nie wiedział, pokazał swoje królewskie "właściwości". Nie patrzyliśmy na Maxa romantyka, czy niezdecydowanego nastolatka. W tej scenie był królem, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Był królem, który rządzi, który podejmuje decyzje i nie boi się ich. Niestety potem pojawiła się matka Maxa i Isabel i wyskoczyła z tym swoim "poznacie ich jedynie po złych uczynkach". Koszmar. Taka niby wysokorozwinięta rasa, a rzucają hasłami rodem z Teletubisów. Szkoda gadać!

Posted: Mon Jul 12, 2004 1:52 pm
by ~Lenka~
Olka wrote: Taka niby wysokorozwinięta rasa, a rzucają hasłami rodem z Teletubisów. Szkoda gadać!
:cheesy: DOBRE, DOBRE!!! :cheesy:
Dobrze powiedziane! Odniosłam takie samo wrażenie!

Posted: Mon Jul 12, 2004 2:05 pm
by Olka
Lenka :D
Wracając jeszcze do odcinka Max to the Max (ten z porwaniem Liz przez Nasedo :)). Zapomniałam wspomnieć o Michaelu. Chłopak nigdy nie należał do moich ulubionych bohaterów, a tak mile mnie zaskoczył, gdy objął Liz pod sam koniec, gdy ta oświadczyła przyjaciołom, że FBI ma Maxa. Michael otworzył się, a przecież robi to tak rzadko! Niby niewiele, a jednak...

Posted: Mon Jul 12, 2004 2:13 pm
by ~Lenka~
Ja tam Michaelka "lubiłam" od pierwszego wejrzenia. :cheesy:
Ale masz rację, Olka, on strasznie rzadko się otwierał, żył w takim grubym pancerzu, którego nikt nie mógł przebić... Żadko kiedy pokazywał co czuję... ta scena, o której wspomniałaś, należy do jednej z moich ulubionych, bo niewiele jest w serialu relacji Michael/Liz (POLAR!!!) :wink:

Posted: Mon Jul 12, 2004 2:43 pm
by Liz16
Jak już jesteśmy przy porwaniu Liz, to ja skoczę ciutke dalej do odcinka Destiny. Tak jak Oli odcinek bardzo mi się podobał, ale nie wszystko, koniec był taki smutny :cry: Natomiast bardzo podobała mi się scena w cięzarówce, między Liz a Maxem, kiedy to powiedział jej że dla niego ona jest jego przeznaczeniem i dzień w którym ja uratował, był dniem w którym zaczął naprawdę żyć. Dla mnie to było piękne :wink: